Jak podróżować lepiej? Para Polaków zdradza swój sekret
- Wirus skutecznie zareklamował tak zwane podróże bardzo personalne, kameralne, wręcz intymne. A uziemił turystykę masową. Patrząc tylko z takiej perspektywy - ma to sporo plusów, prawda? - o nowym podróżowaniu i tanich biletach sprzed lat opowiadają Anna i Marcin Nowakowie, czyli Wędrowne Motyle.
Joanna Klimowicz: Jak zmieniało się podróżowanie od 2013 r., kiedy zaczynaliście, aż do wybuchu pandemii?
Anna Nowak: Początki naszych podróży to przede wszystkim poszukiwanie okazji – jak najtańszych lotów czy noclegów. Niskokosztowe podróżowanie było dla nas - z racji tego, że byliśmy wówczas studentami pracującymi dorywczo - bardzo ważne. Wtedy też możliwe było znalezienie lotu za złotówkę czy za kilka euro. Lot w dwie strony do Bergamo za nieco ponad 60 zł nie był wielkim osiągnięciem. Te czasy oczywiście już nie wrócą…
Marcin Nowak: Tak, zmieniło się znacznie. Myślę, że widać to na każdym kroku, prawda? I nawet nie chodzi o pandemię, która już ostatecznie pomiesza i zmieni rynek turystyczny na wiele lat - upadło wiele biur podróży i przewoźników, rynek się skurczył.
Gdy byliśmy dwudziestokilkulatkami, rzeczywiście z pieniędzmi było krucho. Pierwsze prace łapane jeszcze pod koniec studiów dały nam szansę na ruszenie w bliskie, przygraniczne regiony z plecakiem. Potem wykorzystywanie tych mitycznych biletów za złotówkę, choć gdy zaczynaliśmy latać, były one raczej za 9 lub 19 zł. Nasz najtańszy lot to podróż z Madrytu do Marrakeszu za 4 euro.
Byliśmy pierwszym pokoleniem, któremu tak szeroko otwarto wrota na świat, urodzeni w latach 80. nagle otrzymali do dyspozycji otwarte granice, tanie loty, tanie linie lotnicze i kilka lotnisk. I rzeczywiście mieścił się człowiek w 200-300 zł, a zobaczył Norwegię, Holandię, słynne Bergamo. Dziś z perspektywy czasu trochę nam wstyd, bo jednak z krótkich jednodniowych czy weekendowych podróży wyrośliśmy. Z uwagi na klimat i zmieniające się trochę nastawienie do emisji Co2 lepiej zaplanować podróż nieco dłuższą i bardziej efektywną poznawczo niż słynne jednodniówki, czyli wylot rano i powrót wieczorem. Poza tym, umówmy się, jako trzydziestokilkulatkom nieco nam się granice komfortu przesunęły. Wolimy czasem dopłacić więcej, ale np. mieć obfite śniadanie w hotelu.
Ania: Aktualnie więcej uwagi przywiązujemy też do jedzenia, lokalnej kuchni, regionalnych produktów. Na początku naszych wyjazdów staraliśmy się brać ze sobą prowiant, przynajmniej na kilka pierwszych dni pobytu. Nigdy jednak nie oszczędzaliśmy na ubezpieczeniu. Te kupowaliśmy zawsze. Nic także nie zmieniło się w kwestii podróżowania tylko z bagażem podręcznym. Wciąż bierzemy ze sobą to, co najważniejsze.
Niedawno słuchałam podcastu, gdzie w rozmowie z Michałem Szafrańskim radziłeś, jak podróżować rozsądnie, sprytnie ekonomicznie - ale już nie najtaniej, wygodnie, a przy tym częściej.
Marcin: To dokładnie ten wątek, o którym mówię. W naszej książce nie staramy się udowadniać, że podróże są tanie, że każdy może podróżować, że to śmieszne pieniądze i dziesiątki możliwości. Raczej uczymy, jak podróżować rozsądnie, mądrze dysponować budżetem, oszczędzać, by jak mówi się kolokwialnie - “nie dziadować”, a jednocześnie nie przepłacić i wiele zobaczyć.
Wasza książka ma podtytuł: 50 dni rocznie w podroży, nie rezygnując z etatu. To możliwe? Wytłumaczcie, proszę - jak, skoro urlopu, pracując na etacie, możemy wyszarpać maksymalnie 26 dni roboczych?
Ania: Właściwie dopiero od dwóch lat nie jesteśmy związani z pracami na pełen etat, a dość intensywnie podróżujemy już ponad 10 lat. Jesteśmy doskonałym przykładem na to, że praca na etacie i podróże są możliwe. Faktycznie pracując na etacie przysługuje nam ustawowo 26 dni urlopu, ale dzięki sprytnemu planowaniu i zaglądaniu – najlepiej już na początku każdego roku - w kalendarz jesteśmy w stanie zyskać o wiele więcej. Ustawowo wolnych dni (poza weekendami) w Polsce mamy 13. Pamiętajmy o nich. Kluczowe są oczywiście weekendy oraz wspomniane wyżej dni ustawowo wolne, a także długie weekendy. Dzięki umiejętnemu łączeniu dni urlopowych z dniami wolnymi jak sobota czy niedziela, możemy planować sporo krótkich wyjazdów w ciągu roku. No i oczywiście oszczędzając urlop pracowniczy dzięki ustawowo wolnym dniom, które po prostu nam przysługują, kumulować je na długi wyjazd.
My przez wiele lat tak właśnie robiliśmy. Nasz rok dzielił się zwykle na: kilkanaście krótkich, weekendowych podróży – najczęściej po Polsce, kilka dłuższych – najczęściej do krajów europejskich, no i jednej długiej tzn. dwutygodniowej.
Tu oczywiście musi paść zdziwione pytanie: A jak was na to stać?
Marcin: Słowo-klucz to priorytety. Nie wydajemy pieniędzy na zbędne zbytki czy dobra typu sprzęt rtv, super auto, drogie kolacje, gadżety, telefony itd. Optymalizujemy też wydatki codzienne i miesięczne, nigdy nie chcieliśmy brać dużego kredytu ani pożyczek, staramy się wszystkie zobowiązania finansowe i opłaty zmieścić w kwocie poniżej 1500 zł miesięcznie. I dzięki temu wiele wydajemy na podróże. Plus - umówmy się - od kilku lat, gdy nasz blog jest bardzo popularny i największy w Polsce, mieliśmy okazję zrealizować wiele ciekawych współprac i kontraktów reklamowych, bez których zapewne zobaczylibyśmy jedną trzecią, a może i nawet połowę mniej miejsc. Jednakże od tych trzech lat pisanie o podróżach, miejscach, kręcenie filmów i właściwie wszystko, to co kiedyś było dodatkiem i hobby, stało się naszą pracą. Sposobem na życie.
W książce radzicie też na czym zaoszczędzić i w jakich krajach można przeżyć, przenocować i zjeść za w sumie 100 zł na osobę za dobę.
Marcin: Nie wiemy, czy to będzie aktualne w 2020 r. Kwota 100 zł na osobę, czyli 200 zł na parę powoli staje się wyzwaniem, choć nie jest niemożliwa, jeśli chodzi o niektóre kraje Azji Południowo-Wschodniej, Indie czy nawet niektóre kraje bałkańskie. I mówimy o normalnym, schludnym noclegu z łazienką.
Natomiast za 300 zł (na parę) można spędzić całkiem przyjemny dzień w wielu krajach Europy i Azji, posiadając wiedzę, którą rozkładamy na czynniki pierwsze w książce.
Owszem, ktoś, kto się nie zagłębi za bardzo w szczegóły - nie uwierzy, że hotel z basenem, śniadaniem z widokiem na turkusowe morze w Tajlandii, to czasami wydatek rzędu 125 zł, posiłki 50 zł, a na inne wydatki zostaje spora reszta. Tylko coś za coś. Dolecimy tam za spore pieniądze. Do Norwegii czy Wielkiej Brytanii dolecimy wciąż za "drobne", ale za to na miejscu nie ma szans, by spędzić ciekawy i wygodny dzień za 300 zł na parę. Bardziej - na osobę.
Co jest największą składową kosztów podróżowania?
Marcin: To zależy od kraju. Ale jakby próbować wyrównać i ujednolicić, to w przypadku podróży do Azji czy Ameryk - na pewno lot, chyba że załapiemy się na tzw. "error fare", czyli błąd promocyjny. Niestety, w przypadku Skandynawii i Wysp Brytyjskich największym procentem wydatków są zawsze noclegi i transport. Ale tam wszyscy posiadamy podobno jakichś krewnych - więc może to jest rozwiązanie?
A na czym polega tzw. metoda pizzy?
Marcin: Na tym, by wzorem krojenia pizzy i wyboru jej wielkości wiedzieć dokładnie jaki ma się budżet i dzielić go mądrze na wszystkie rodzaje wydatków: noclegi, lot, posiłki, bilety. Ale tak dzielić, by nie przekraczać założonej wielkości budżetu na wyjazd. To naprawdę pomaga i pozwala nie dopuścić do sytuacji, gdy wydajemy pieniądze na bieżąco, a dopiero po powrocie liczymy, ile wydaliśmy.
Rady o polowaniu na tanie bilety czy błędy w systemach rezerwacyjnych chwilowo nam się nie przydadzą, ale może doradzisz, jak wybierać hotele? Ta wiedza zawsze będzie aktualna.
Ania: Tak i tutaj możemy bardzo prosto i krótko poradzić trzy rzeczy. Cena nie zawsze czyni cuda. W pierwszej kolejności sprawdzajmy lokalizację hotelu, czy nie jest na uboczu i nie zepsuje nam logistyki wyjazdu. My preferujemy położenie blisko dworców i węzłów komunikacji.
Po drugie, porównaj ceny danego hotelu na kilku serwisach - bywa różne. Po trzecie, sprawdzaj zdjęcia i opinie hotelu, a najlepiej konkretnego pokoju. Nierzadko ktoś jest zaskoczony, bo inne zdjęcia reklamują cały hotel, a inaczej wygląda jego pokój. Nie jest to oszustwo, a jedynie nieuwaga konsumenta.
Jak wygląda wasze życie - życie "zawodowych" podróżników - kiedy nie można nosa wysunąć poza granice kraju?
Marcin: Rozwijam swój drugi kanał, naukowy, montujemy masę zaległych materiałów z podróży przed pandemią. Filmy, zdjęcia, artykuły.
Ania: Odwiedzamy też rodzinną Małopolskę i planujemy podróż dookoła Polski. Dla nas nigdy podróże nie stanowiły odległości, a jedynie pewien stan i wrażliwość na miejsca. A że ten rok będzie rokiem podróży krajowych i krajoznawstwa - może to wszystkim wyjdzie na dobre?
A jak waszym zdaniem zmieni się podróżowanie po pandemii koronawirusa? Czy będzie tak samo dostępne jak do tej pory?
Marcin: Raczej nie. Dużo więcej restrykcji, obostrzeń, zabezpieczeń sanitarnych - to pewnik. Sądzę, ale też boję się, że ludzie będą mniej ufni w stosunku do siebie nawzajem i do usług turystycznych. To po prostu siedzi w naszych głowach. Gdy coś jest nowego, nieznanego - na długo wzbudza naszą czujność. Sami odwołaliśmy kilka podróży zagranicznych zimą i wiosną, i kolejne latem.
Anna i Marcin Nowakowie wspólnie podróżują - odwiedzili kilkadziesiąt krajów, prowadzą bloga podróżniczego pod marką Wędrowne Motyle, publikują filmy na YouTube i napisali książkę "Podróżuj lepiej".