Jarmark bożonarodzeniowy w Warszawie. Ceny produktów zwalają z nóg
W sobotę 26 listopada wystartował jarmark bożonarodzeniowy w Warszawie. Na Starym Mieście rozbłysły kolorowe światła kramów z jedzeniem i świątecznymi produktami. A ceny? W tym roku za wino w stolicy zapłacimy więcej niż w jednym z najdroższych miast Europy.
Na jarmarku świątecznym w Warszawie byłam pierwszy raz. Przyszłam na niego jednak ze sporymi oczekiwaniami, rozpieszczona klimatem i różnorodnością jarmarków, które odwiedziłam w innych polskich i zagranicznych miastach. Prawda na temat bożonarodzeniowych kramów na Międzygórzu Piotra Biegańskiego (od Placu Zamkowego do ul. Wąski Dunaj) w Warszawie jest jednak gorzka.
Czytaj także: Największa zmora Zakopanego. Jest coraz gorzej
Jarmark bożonarodzeniowy w Warszawie. Ciasno i drogo
Z bólem serca stwierdzam, że zawiodłam się na sposobie organizacji tej przestrzeni. W skrócie: wąsko, ciasno i drogo. Miało być dużo dobrego jedzenia i świąteczna atmosfera. Tymczasem wybór oferty gastronomicznej pozostawia wiele do życzenia.
Idąc wzdłuż stoisk, rozglądałam się uważnie w poszukiwaniu świątecznych przysmaków. Spodziewałam się pierogów, placków ziemniaczanych, a nawet klasycznego bigosu czy smażonej kiełbasy. Niestety, żadnej z tych rzeczy nie znalazłam.
Sztuka podróżowania - DS4
Były natomiast różnorakie słodkości, w tym węgierskie kurtosze czy typowo letnie łakocie jak lody czy bubble tea. Wystawcy sprzedawali również oscypki, pieczone kasztany, ziemniaczane spiralki czy pantofelki (rodzaj pizzy). Do tego oczywiście grzane wino i gorąca czekolada.
Z tłumu dochodziły powtarzające się pytania o inny słynny węgierski przysmak, jakim jest langosz. Z doświadczenia wiem, że ta potrawa zawsze podbija gdańskie jarmarki i przyciąga najwięcej zainteresowanych. Niestety, tego zabrakło w Warszawie.
Nie brakowało za to kramów z biżuterią, wyrobami galanteryjnymi, czapkami, szalikami czy zimowymi skarpetami. Do tego mydła i kosmetyki, ozdoby świąteczne i inne typowo jarmarczne wyroby.
Miejsca do rozkoszowania się świąteczną atmosferą było względnie niewiele. Stoiska rozstawione są równolegle wzdłuż wąskiej ulicy, co zdecydowanie utrudnia dostęp do sprzedających. Ludzie przepychali się maszerując wzdłuż kramów, szukając odrobiny przestrzeni.
Ceny na jarmarku bożonarodzeniowym w Warszawie zwalają z nóg
A ceny? Tegoroczna strategia handlarzy daje sporo do myślenia, ponieważ wielu z nich nie wywiesza informacji o cenach produktów. Tym sposobem, jeśli nie dopytasz przed zakupem, możesz się naciąć. Z informowania o cenach produktów w miniony weekend zrezygnowali m.in. sprzedawcy grzanego wina.
Ta przyjemność może w tym roku dać mocno po kieszeni, bowiem za kubek grzańca zapłacimy nawet 30 zł! Tyle kosztuje duża porcja (ok. 300 ml) tego świątecznego trunku. Za średnią porcję grzanego wina zapłacimy ok. 20 zł, mała zaś kosztuje ok. 15 zł. Można się przestraszyć. Taniej jest nawet w Sztokholmie, jednej z najdroższych europejskich stolic. Tam za grzane wino zapłacimy ok. 18 zł.
Nie mniej odstraszają ceny innych przekąsek. Ziemniak na patyku kosztuje 9 zł za sztukę, a rodzinna porcja pieczonych kasztanów (30 sztuk) to nawet 60 zł. Za pięć sztuk tego smakołyku zapłacimy 10 zł. Mały oscypek w tym roku kosztuje 5 zł. Duży natomiast 10 zł.
Podobnie prezentują się ceny ozdób świątecznych, czapek czy szalików. Za mały piernikowy domek trzeba w tym roku zapłacić ok. 35 zł. Najbardziej zdumiewająca wydała mi się jednak cena czapki, za którą sprzedawcy życzą sobie... 180 zł.
Jeśli komuś zależy na romantycznej kolacji w świątecznej atmosferze, musi się liczyć z tym, że za danie (np. pantofelek za 25 zł.) i kubek wina do popicia dla dwóch osób trzeba będzie zapłacić ponad 100 zł. W podobnej cenie można upolować obiad w restauracji, a i cieplej, i wygodniej będzie.
W porównaniu do tegorocznego jarmarku bożonarodzeniowego w Gdańsku, ten na warszawskim podwalu nie może pochwalić się ani różnorodnością dań, ani konkurencyjnymi cenami. Nad morzem tej zimy jest o niebo lepiej.