Jeden skok z Andaluzji do Afryki. Odkryjcie przeprawę promową
Z południa Hiszpanii kursują do Maroka liczne szybkie i wygodne promy. To świetny sposób na międzykontynentalną przeprawę, która jest przygodą. Żeby jednak z przygodą nie przesadzić, warto wiedzieć, który port wybrać. Ja tylko ostrzegam…
Wiecie, że z Europy do Afryki jest blisko? Zwłaszcza jeśli wybierzecie się do Malagi. Po nacieszeniu się nią, warto skusić się na odkrywanie nowych lądów. My mieliśmy paszporty przy sobie, postanowiliśmy więc odpowiedzieć na zew "Mamy Afryki" i postawić nogę na tym kontynencie, tak przecież bliskim. Oddalonym o zaledwie kilkanaście kilometrów od południowych wybrzeży Hiszpanii, po drugiej stronie Cieśniny Gibraltarskiej, widocznym gołym okiem nie tylko przy dobrej pogodzie.
Jest kilka tras promowych do Maroka, a najlepsze, najbardziej godne polecenia turystom są te do Tangeru, bo to miasto ze wszech miar warte zwiedzenia.
Do Tangeru startują promy zarówno z hiszpańskiego miasta Algeciras, jak i z Tarify. Wszyscy radzili nam Tarifę, bo stamtąd dopłyniemy prosto do przystani Tanger Ville tuż przy murach mediny. A promy wypływające z Algeciras dobijają do nowego portu Tanger Med (Mediterranean), zbudowanego pośrodku niczego, 50 km na wschód od miasta. Ale ja wiedziałam swoje - jak odkrywać nowego lądy, to na całego!
Zobacz też: Atrakcje Maroka
Wybieramy Algeciras
Jeśli nie jesteście zmotoryzowani i zwiedzacie pieszo oraz transportem publicznym, z Malagi wyruszycie z głównego dworca Estacion Autobuses. Stamtąd kursuje kilka autobusów kompanii Avanza do Algeciras (bilet kosztuje 15 euro) i tylko dwa dziennie do Tarify (17 euro - ceny przed sezonem letnim).
Do Algeciras autobus jedzie aż trzy godziny, mijając po drodze ukwiecone hiszpańskie kurorty, ze słynnymi Fuengirolą i Marbellą. Z drogi widać cypel z charakterystyczną, monumentalną skałą Gibraltaru (skrawka terytorium brytyjskiego) i tuż za nią jest nasz port - położony w zatoczce Algeciras. W nowoczesnych portowych halach mnóstwo jest stanowisk agencji oferujących bilety (w podobnej cenie) swoich kompanii. Nie tylko do Tanger Med, ale też do hiszpańskiej enklawy Ceuta w Afryce. Ponoć wczesnym rankiem agencje mają zniżki i promocje.
Wybieramy pierwszą z brzegu - FRS. Bilet kosztuje 32 euro w jedną stronę (można też kupić wcześniej przez internet). - Pośpieszcie się, "ferry" zaraz odpływa - pogania agent. W locie dopytujemy jeszcze czy z Tanger Med aby na pewno kursują autobusy do centrum Tangeru? - Na pewno! - zapewniają nas sprzedawcy.
Odprawa jest podobna jak na lotnisku, z prześwietlaniem bagażu. W porcie pracują też pogranicznicy ze specjalnie szkolonymi psami. Nic dziwnego, przez Cieśninę Gibraltarską wiedzie jeden z przemytniczych szlaków, także handlarzy narkotyków. Formalności jednak zredukowane są do minimum - Polacy nie potrzebują wizy do Maroka, trzeba wypełnić tylko krótki formularz (z pytaniem m.in. o zawód).
Odprawę paszportową przechodzimy już na pokładzie, trzeba kilkanaście minut odstać w kolejce, ale to i tak rozwiązanie oszczędzające czas. Prom jest wielki, z kilkoma pokładami, sklepem wolnocłowym, knajpkami z przekąskami. Dwie godziny na wodzie mijają szybko i właściwie nie odczuwa się kołysania. Można obserwować jak oddalają się brzegi Europy, a zbliżają wzgórza z arabskim napisem na zboczu. Albo… ludzi. Już na statku mieszają się dwie ciekawe siebie kultury: europejscy nieco obszarpani backpackersi i marokańskie rodziny z dzieciakami o nieprawdopodobnych rzęsach i mamami w hidżabach.
Autobusów nie ma, ale i tak jest…
Port Tanger Med jest rzeczywiście nowoczesny, robi wrażenie. Ale na autobus się w nim nie doczekamy. Kursuje jeden, rano. Kiedyś przewoźnik oferował darmowy dojazd, lecz to też śpiewka przeszłości. Za to przy bramie portu kłębią się i zacierają ręce taksówkarze. Kurs: 30 euro. Bez negocjacji.
Nie ma wyjścia, dogadujemy się z sympatyczną parą turystów z Hiszpanii, podzielimy koszt. Szkopuł w tym, że im już wcześniej zaoferował swą pomoc podpity Marokańczyk i pakuje się z nami do taksówki. Z przodu, koło kierowcy! Jedzie jak "półtora pana", a my we czwórkę ściśnięci z tyłu. Na dodatek kiedy przychodzi do płacenia, okazuje się, że był pewien, że jako samozwańczy przewodnik nie musi się zrzucać. Kierowca wściekły - i z powodu niechęci pasażera do uiszczenia opłaty, jak i jego skandalicznego w tym muzułmańskim kraju stanu po spożyciu - zatrzymuje patrol policji. Tak burzliwie zaczyna się nasza przygoda z Tangerem. Na szczęście potem było tylko lepiej.
Wnioski nasuwają się same: jeśli podróżujecie bez auta, na przeprawę wybierzcie połączenie Tarifa - Tanger. Traficie wtedy w sam środek miasta.
Trasa Algeciras - Tanger Med wydaje się idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy jadą samochodem, a na dodatek chcą ruszyć dalej na południe Maroka. Będzie taniej i szybciej, a z portu prosta autostrada do Tetuan i dalej, do "Błękitnej Perły Maroka" - miasteczka Szafszawan.
Katamaran a choroba morska
Nauczeni doświadczeniem, na drogę powrotną do Europy wybieramy połączenie Tanger Ville - Tarifa. Kilku przewoźników oferuje parę kursów w ciągu dnia. Akurat pasuje nam szybki katamaran firmy Inter Shipping, bilet w jedną stronę kosztuje 400 dirhamów marokańskich, czyli około 160 zł, więc jest tylko nieznacznie o ok. 20 zł drożej. I o wiele szybciej, bo podróż zajmuje niecałą godzinę. Za to atrakcje - wątpliwe.
W przeciwieństwie do statecznego ogromnego promu, na katamaranie buja tak, że trudno dojść do sklepu bezcłowego czy restauracji (zresztą może to bezcelowe, bo ceny są tu mocno wywindowane - tak jak na lotniskach, zwłaszcza, że turyści pozbywają się resztek dirhamów, których wywozić nie można). Natomiast wielu podróżnych z wrażliwszymi błędnikami zaczyna zielenieć na twarzach i ciężko chorować. Załoga uwija się wśród nich, nieco dowcipkując i rozdając foliowe worki.
W tak niesprzyjającej atmosferze docieramy do hiszpańskiej Tarify, przechodzimy kolejną kontrolę i otwieramy buzie z zachwytu na widok bezkresnych, wietrznych, białych, ukochanych przez surferów plaż.
Andaluzyjsko-marokański międzykontynentalny trawers to fantastyczny pomysł na wakacje, polecam!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl