Jedno z ostatnich dzikich miejsc w Polsce. Tam wciąż wykąpiesz się nago w jeziorze
Zakończony już letni sezon turystyczny nie był łaskawy dla Suwalszczyzny. Oględnie mówiąc, tłoku nie było. Skorzystali ci, którzy mimo wszystko zapuścili się w północno-wschodni zakątek kraju – na wyłączność mieli: ciszę, oszałamiającą przyrodę, bezludne plaże i gościnnych gospodarzy.
10.11.2022 | aktual.: 15.11.2022 09:30
Moi znajomi mówią, że "spieprzono Suwalszczyźnie turystyczny sezon, strasząc czołgami, które śmigają rzekomo po rogatkach Suwałk".
Nie śmigały, było spokojnie i bezpiecznie. Wręcz pustawo.
Po pandemii równia pochyła
- W tym roku było mniej odwiedzających – moje odczucia potwierdza Sylwia Racis, specjalistka ds. turystyki w Suwalskim Parku Krajobrazowym. Dodaje, że statystyki nie będą miarodajne, bo dotyczą tylko osób, które odwiedziły siedzibę Parku w Malesowiźnie–Turtulu, jednak subiektywne odczucie pracowników jest identyczne: - Mniej osób poruszało się po szlakach, korzystało z parkingów i miejsc odpoczynku.
Najbardziej oblegana Suwalszczyzna była w 2020 roku – pierwszym roku pandemii koronawirusa. Wtedy Polki i Polacy nie wyjeżdżali za granicę – bo albo nie było można, albo się obawiali – i aranżowali sobie wypoczynek w sielskich zakątkach kraju. Najlepiej także z dala od innych turystów.
Dwa kolejne letnie sezony na Suwalszczyźnie to już był zjazd w dół. Rodacy odbijają sobie pandemiczne unieruchomienie albo obawiają się przyjazdu w bezpośrednie sąsiedztwo grożącemu światu nieobliczalnego państwa (region graniczy z Obwodem Kaliningradzkim). Przedsiębiorcy narzekają, ale tak naprawdę mieszkańcy regionu zadają sobie pytanie: czy chcemy być tak zatłoczeni jak wybrzeże Bałtyku albo Tatry? Ano nie chcą, a urok Suwalszczyzny w dużej mierze polega na niezepsutych przez człowieka bezkresnych przestrzeniach. Kto skorzystał, prędko nie zapomni.
Nie tylko dla wędkarzy
Wynajmujemy pokój w gospodarstwie agroturystycznym w Wiżajnach, słynących z wyrobu pysznych dojrzewających serów. Z okien i zakątka ze stołem i ławkami rozciąga się widok na jezioro. Tuż za nim – Litwa.
Ciut na zachód zaczyna się już województwo warmińsko-mazurskie, więc postanawiamy liznąć kawałek tych terenów, wybierając się rowerami do pobliskiego Łowiska Redyki. Skusiła nas oferta świeżo wędzonych ryb.
Łowisko Redyki to rodzinna firma, prowadzona przez pełnych ciepła, serdecznych ludzi. Pani Julia pakuje nam pachnącego wędzonego pstrąga, lemoniadę i piwo (o ceny musimy dopytać, czy to aby nie pomyłka, bo są naprawdę niskie) i oprowadza po "włościach". Zarybione stawy na ponad 3,5 ha powierzchni przyciągają przede wszystkim wędkarzy. Po zakończonym wędkowaniu waży się to, co złowili i mogą zabrać ze sobą trofea do domu (według obowiązującego cennika). W stawach pływają karasie, karpie, tołpygi, liny, pstrągi i jesiotry, wyglądające trochę jak małe rekinki.
Ale przymusu polowania nie ma. Można oszczędzić ryby, a tylko pogrillować, rozpalić ognisko, zorganizować imprezę integracyjną, zregenerować się w saunie, albo po postu zarezerwować nocleg "na końcu świata".
Mało brakowało, a byśmy na tym końcu świata utknęły. Przez uszkodzoną na szutrowej drodze rowerową oponę. Ale wiecie jakie niesamowite miejsce - to pogranicze Podlaskiego i Warmińsko-Mazurskiego? Życzliwi gospodarze odwieźli nas do Wiżajn swoim autem, zostawiłyśmy u nich wszystkie rowery, żeby przyjechał po nie pan Andrzej z wypożyczalni Gołdap Travel, za darmo wymienił i nam dostarczył. Gdy zaczęłyśmy się już przyzwyczajać, że wyciąga nas z tarapatów, zażartował, że do wizytówki musi dopisać: "Ratowanie turystek". "Pierdołowatych turystek" – to już dodałyśmy same.
Suwalskie "must see" i relaks na pomoście
Rowery są sprawne, można więc dalej eksplorować Suwalszczyznę, na niektórych odcinkach korzystając z rowerowego szlaku Green Velo. Także parę miejsc bardziej uczęszczanych. Takich, które odhaczyć po prostu wypada i zazwyczaj natkniemy się tam na innych turystów. Jak Smolniki i punkt widokowy "U Pana Tadeusza", który zasłynął filmową sceną lecących na tle doliny bocianów. Przy ścieżce stoi drewniany kiosk, w którym kupuje się bilety wstępu (4 zł), są także typowo turystyczne akcesoria: magnesy, mapy, widokówki.
Dziwne głazowiska: Bachanowo i Łopuchowo, jeszcze dziwniejsza Góra Cisowa, nazywana z powodu jej stożkowatego kształtu "Suwalską Fudżijamą". Wodziłki - wieś staroobrzędowców, drewnianymi domami, łaźnią i molenną starowierców.
Trójstyk granic w Bolciach oglądać można całkiem wygodnie i (na razie) bezpiecznie, dzięki unijnej inwestycji: do granitowanego cokołu z godłami na styku trzech państw prowadzi asfaltowa ścieżka pieszo-rowerowa. Co ciekawe, strefa litewska ogrodzona jest wysokimi zasiekami zwieńczonymi drutem kolczastym, natomiast stojący od strony Federacji Rosyjskiej druciany płotek jest tylko symboliczny.
Główne atrakcje Suwalszczyzny to "Akwedukty Północy" – zabytkowe podwójne mosty kolejowe w Stańczykach z początku XX wieku, wzniesione nad rzeką Błędzianką. I najgłębsze w Polsce jezioro Hańcza (w najgłębszym miejscu ma 106 m głębokości). Jest mekką dla nurków. Ale i wycieczka rowerowa wokół jeziora warta jest wysiłku.
Przystanek można zrobić na popularnej, uczęszczanej plaży Stara Hańcza – z łagodnym zejściem do jeziora, idealnym dla dzieci. Nieopodal są ruiny dworu (właściwie tylko fragment muru i park). Po drodze na plażę można obejrzeć stałą wystawą komponujących się z okolicą rzeźb – ptaków i ryb - Jana Zaborowskiego i Andrzeja Wasilewskiego. Druga, jeszcze bardziej popularna plaża z infrastrukturą i molo, znajduje się po drugiej stronie jeziora, w Błaskowiźnie.
Ale najcudowniejsze są te dzikie kąpieliska nad małymi, krystalicznie przejrzystymi jeziorkami, które mijacie po drodze. Wejście do wody ułatwiają drewniane, zbite z kilku desek pomosty zawieszone nad spokojną tonią i przybrzeżnymi grążelami. Najczęściej gospodarze przyzwalająco kiwają głowami: można skorzystać. Warto wskoczyć do wody, nawet jeśli nie wzięło się stroju. Biorąc pod uwagę jak niewielu zapuszcza się tu ludzi – raczej nikt was nie nakryje.