Kiedyś dziwacy, dziś trendsetterzy. Amerykanie zachwycają się filozofią życiową Amiszów
Godzinę drogi od Nowego Jorku na drogach jest pusto, a za oknami ciągną się pola. One i pomalowane na biało lub czerwono zabudowania farm, nad którymi górują silosy na zboże, to widokówka z Lancaster Country, najstarszego i jednego z największych skupisk Amiszów w Stanach Zjednoczonych.
Dziś w USA mieszka blisko 300 tys. członków tej protestanckiej wspólnoty, stanowiącej konserwatywny odłam anabaptyzmu (anabaptyści kwestionują chrzczenie dzieci, uważają, że chrzest przyjmować powinni dorośli). Wszyscy wywodzą się od kilkuset imigrantów ze Szwajcarii, którzy przybyli do Ameryki na początku XVIII w. Współcześni Amisze żyją dokładnie tak, jak ich przodkowie 300 lat temu.
Inspirują współczesnych
Z podręcznika do angielskiego, z którego uczyłam się w podstawówce, zapamiętałam Amiszów jako kulturową ciekawostkę. Są jak wyspa skromności i powściągliwości w oceanie swobody i konsumpcji, jakim są Stany Zjednoczone. Ubierają się dokładnie tak, jak przed wiekami. Odrzucają elektryczność, komputery, telefony, internet i inne zdobycze techniki. Nie używają samochodów, poruszają się konnymi powozami. Żyją w wielodzietnych rodzinach i nie zawierają związków z ludźmi spoza swojej wspólnoty.
Utrzymują się z rolnictwa i rzemiosła. Sami szyją swoje ubrania, hodują to, co jedzą. Nie płacą podatków, ale też niczego nie oczekują od państwa. Nie potrzebują ubezpieczeń, zasiłków i emerytur. Leczą się własnymi metodami, sami opiekują się dziećmi i starszymi. Żyją bardzo skromnie, odrzucając wszelkie udogodnienia współczesności. Kiedyś traktowani jako osobliwość i atrakcja turystyczna, dziś coraz częściej inspirują i są dla Amerykanów wzorem do naśladowania.
Zasady Amiszów świetnie wpisują się w modę na minimalizm, zrównoważony rozwój i ogólnie pojęte bycie eko i slow. Amisze są pacyfistami. Nie korzystają z tworzyw sztucznych, jednorazowych naczyń, masowo produkowanych kosmetyków. Jedzą zdrowo i naturalnie, nie używają chemii, nie kupują półproduktów w supermarketach. Najważniejszą wartość widzą w duchowości i rodzinie. Ich firmy są zdumiewająco efektywne, aż 90 proc. z nich jest stabilna i rentowna. Stosując własne zasady, Amisze tworzą przyjazne, rodzinne miejsca pracy, stanowiące przeciwwagę dla bezwzględnego świata korporacji. Być może dziwacy w niedzisiejszych ciuchach okazali się mądrzejsi niż przedsiębiorcze wilki z Wall Street.
Sasha Issenberg w artykule “The simpliest life: Why Americans romanticize the Amish” w Washington Monthly pisze o Amiszach: "W zbiorowej wyobraźni są spokojnymi ludźmi, spędzającymi czas na chodzeniu do kościoła i robieniu przetworów, podczas gdy reszta z nas zgubiła swoją duchową drogę, przerzuca papiery w pracy, oddaje się obsesyjnym zakupom i patrzy, jak rozpadają się nasze rodziny."
Tymczasem z odmieńców Amisze stali się dziś trendsetterami i nauczycielami starych, dobrych wartości. Ich życiowa filozofia to pożądana odmiana w czasach, kiedy ludzie zaczynają dostrzegać negatywne skutki masowej konsumpcji, a liberalizm nie daje gwarancji osobistego szczęścia. "W żywej kulturze Amiszów można dostrzec prostotę przeszłości i obietnicę szlachetniejszej przyszłości" - pisze Issenberg.
Proste życie
Właśnie dlatego dziś proste życie Amiszów tak dobrze się sprzedaje. Kilka lat temu nakręcono reality show "Amish in the City". Na Pintereście łatwo znaleźć kolekcję obrazków z mądrościami Amiszów, można je też sobie kupić w postaci książeczki.
A Lancaster County (w stanie Pensylwania) to świetnie wypromowany produkt turystyczny. Sielskie pola i łąki przecina ruchliwa szosa, wzdłuż niej powstało mnóstwo hoteli, biur firm oferujących wycieczki tradycyjnym powozem w pakiecie z wizytą na prawdziwej farmie Amiszów (najstarsza z nich sąsiaduje z wielkim supermarketem). Są sklepiki z domowymi przetworami i narzutami ręcznie szytymi przez Amiszki. Turyści mają do dyspozycji kilka skansenów, gdzie mogą zwiedzić tradycyjne gospodarstwo wraz z oborą, kurnikiem, chlewem, stodołą i szkółką dla dzieci (Amisze kończą edukację na kilku klasach szkoły). W okolicy powstał nawet rodzinny park rozrywki, który trochę kłóci się z cichym bezkresem malowniczych pól.
Nie brakuje też sklepów ze starociami, w których najbardziej chodliwy towar to elementy wyposażenia amiszowych farm: proste meble, tradycyjne kobiece czepki, szmaciane lalki i zabawki wystrugane z drewna. Sama kupiłam sobie ręcznie robioną narzutę na łóżko.
Każdy turysta chce zabrać ze sobą kawałek sielskiego, wiejskiego życia. Pakując pamiątki do bagażnika i odjeżdżając klimatyzowanym samochodem z powrotem do swojego komfortowego świata liczymy, że na chwilę staniemy się lepsi, będziemy żyć bliżej natury, mniej się spieszyć i więcej ze sobą rozmawiać. Warto w to uwierzyć chociaż na chwilę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl