Kingi sposób na podróże. "Wyrzuć fotel, telewizor i przestań się bać"
Wymówek, aby nie podróżować, jest wiele. Bo pieniądze, bo dzieci, bo praca, bo strach – tłumaczymy sobie i nie ruszamy się z domu. "Jeśli miałabym tak żyć, wolałabym nie żyć wcale" – mówi Kinga Lityńska, podróżniczka, autorka książek "Rosja poza Rosją" i "Chiny nie do wiary".
Magda Owczarek: Zjeździłaś Azję wzdłuż i wszerz. Co cię tak ciągnie na ten Wschód?
Kinga Lityńska: Powód jest prozaiczny: nie stać mnie na Zachód. Od siedmiu lat próbuję dotrzeć do Australii, ale ze względu na koszty cały czas poruszam się po Azji. Za pierwszym razem wyruszyłam autostopem z Poznania do Pekinu, przez Litwę, Łotwę, Estonię, Rosję i Mongolię. Później był Kirgistan, Kazachstan, Kamczatka, Korea Południowa, Hongkong, Szanghaj. Zatoczyłam koło na mapie i ciągle wracam. Do Polski przyjeżdżam tylko w związku z promocją książek lub formalnościami wizowymi. Azja przyciąga mnie też dlatego, że świetnie się tam czuję. Niedawno odwiedziłam rodzinę w Stanach Zjednoczonych i myślałam, że umrę z nudów!
Co ma Azja, czego nie mają Stany?
Nieprzewidywalność, przygodę. I fantastycznych ludzi. To oni tworzą rzeczywistość, a nie rzeczy czy przedmioty. W Azji przeżyłam spotkania, które długo będę pamiętać, doświadczyłam wiele bezinteresownej życzliwości. Na Syberii późnym wieczorem dotarłyśmy ze znajomą do hotelu, ale nie miałyśmy jak zapłacić za nocleg, bo skończyła nam się gotówka, a w miasteczku nie było bankomatu. Pomógł nam nieznajomy, obwieszony łańcuchami ze sztucznego złota facet, który zapłacił za nasz pokój. Tłumaczyłyśmy, że nie mamy jak mu oddać, a on tylko machnął ręką i życzył nam spokojnej nocy.
Autostop, niepewność, gdzie będziesz spać - nie bałaś się? Kraje dawnego ZSRR to chyba nie jest kierunek dla samotnie podróżującej dziewczyny?
W pierwszą podróż wyruszyłam z koleżanką. W ramach rozgrzewki pojechałyśmy autostopem do Szkocji, wcześniej jako nastolatka zwiedzałam w ten sposób Polskę. Czy nie bałam się ruszyć na wschód? Szybko zrozumiałam, że strach jest rzeczą względną. Świat najbardziej przeraża nas z perspektywy wygodnego fotela ustawionego przed telewizorem. Dlatego nie należy posiadać ani jednego, ale drugiego.
Wygodna codzienność rozleniwia – niby wiele byśmy chcieli, ale nic nam się nie chce. Tłumaczymy sobie, że świat jest wrogi, niebezpieczny. I nie robimy nic. Jeśli miałabym tak żyć, wolałabym nie żyć wcale. Kiedy słyszę, że ktoś nie ma możliwości podróżowania, to wiem, że po prostu nie chce.
A może nie ma pieniędzy?
Wydaje nam się, że podróże wymagają dużych oszczędności, ale to nieprawda. Przed wyjazdem pracowałam jako lektorka angielskiego. Zrezygnowałam z pracy, bo nie chciałam przez 11 miesięcy czekać na miesiąc wakacji. Spakowałam plecak oraz niewielką ilość pieniędzy i ruszyłam w drogę. Kiedy skończyły mi się środki na podróż, zaczęłam szukać pracy w odwiedzanych przez mnie krajach. Praca nie leży tam na ulicy, ale przecież nie leży nigdzie. Jeśli pytamy, szukamy, to znajdziemy. W Chinach uczyłam angielskiego, w Indiach zaproponowano mi pracę kucharki. Podróżuję skromnie, czasem muszę podreperować budżet, ale spełniam swoje marzenie. W życiu zawsze jest coś za coś, rezygnujemy z czegoś, by mieć coś innego.
Co chciałaś powiedzieć tytułem drugiej książki - "Rosja poza Rosją"?
Podczas podróży po terenie dawnych republik radzieckich uderzyło mnie, jak silnie obecne są tam wciąż rosyjskie ślady. Choćby w kuchni – w Kirgistanie na każdym kroku można spotkać bliny, pirożki, zupę saliankę. Na placach wciąż stoją pomniki Lenina, a na nagrobkach można spotkać symbol sierpu i młota, który widnieje obok półksiężyca i gwiazdy (Kirgistan jest krajem muzułmańskim). Mają tam też banię, czyli rosyjską łaźnię. Stałam w długiej kolejce, by się do niej zapisać, w końcu przydzielono mi wstęp na… 15 minut. Pani w kasie wyjaśniła, że każdemu należy się po równo, zupełnie jak w czasach komunistycznych.
Wreszcie język – wszyscy mówią po rosyjsku, choć wydawać by się mogło, że po odzyskaniu niepodległości Kirgizi będą chcieli odciąć się od wszystkiego co radzieckie. Ale wolność wolnością, a bieda biedą. Kirgizi jeżdżą do Rosji za chlebem. Poznałam 8-letnią Nastię, którą wychowuje jej nauczycielka, bo rodzicie wyjechali do pracy do Moskwy. Ludzie w Kirgistanie narzekają, że za czasów ZSRR było lepiej, każdy miał pracę, rodziny były razem.
W Rosji żyje się lepiej?
Zależy gdzie. W Abakanie nocowałam w mieszkaniu osiedlowego pijaczka, który udostępnił mi i koleżance łóżko w zamian za pół litra. W budynku znajdowała się jedna wspólna łazienka dla wszystkich. Sasza wyposażył nas w odkręcany wąż do prysznica, który każdy lokator musiał nosić ze sobą. Przed kąpielą trzeba było sprawdzić, czy nikt nie korzysta z toalety, bo znajdowała się w tym samym pomieszczeniu, co prysznic, i ktoś nagle mógłby wyjść z kabiny!
Co z dotychczasowych podróży zapamiętałaś jako największą przygodę?
Spotkanie z niedźwiedziem na Kamczatce. Pracowałam jako wolontariuszka w parku narodowym. W podziemnej chłodziarce przechowywaliśmy mięso, czasem zakradały się tam niedźwiedzie. Poinstruowano mnie, co należy zrobić w razie bliskiego spotkania: zdjąć kurtkę, rozpiąć ją na ramionach i wydawać głośne okrzyki. Niedźwiedź ma słaby wzrok, więc trzeba go oszukać, że jesteśmy od niego więksi i groźniejsi. Działa, sprawdziłam. Z przyjemniejszych rzeczy podobała mi się kąpiel w gorącym błotnym jeziorze.
Tyle trudów, niebezpieczeństw, niewygód. Co ci dają te wschodnie podróże?
Właśnie to! Lubię tę niepewność jutra, kiedy nie wiem, gdzie będę spać, czy znajdę coś na moją kieszeń, czy będzie ciepła woda. Kiedyś pewna Chinka zapytała mnie, czy to nie straszne, że nie wiem, co będę robiła za rok, gdzie będę mieszkała, z czego żyła? Odpowiedziałam, że straszne byłoby, gdybym to wszystko wiedziała! Lubię niespodzianki, emocje. A w Azji mam to jak w banku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl