EgzotykaKlasztor Szaolin. Pomiędzy wielką legendą a czystą komercją

Klasztor Szaolin. Pomiędzy wielką legendą a czystą komercją

Nikt nie spodziewał się, że film "Klasztor Shaolin" z 1982 r. przyczyni się do tak ogromnego wzrostu zainteresowania sztukami walki na świecie. A jednak. Wtedy po raz pierwszy mieliśmy okazję zajrzeć za mury klasztoru i zobaczyć Salę Tysiąca Posągów Buddy czy słynny obecnie Las Pagód. A jak to miejsce wygląda teraz?

Klasztor Szaolin. Pomiędzy wielką legendą a czystą komercją
Źródło zdjęć: © iStock.com | Mieszko9

07.03.2020 | aktual.: 14.03.2020 09:17

Dziś jest to bezapelacyjnie najsłynniejsza buddyjska świątynia świata. I pomimo tego, że urokiem w żadnym stopniu nie dogania jawajskiego Borobudur, mistycyzmem kambodżańskiego Angkor Wat, a kunsztem architektonicznym nawet nie zbliżyła się do bhutańskiego "Gniazda Tygrysa", próżno szukać tego, kto o Szaolin nigdy nie słyszał.

Trochę jednak szkoda, że klasztor rozsławiony został tylko dlatego, iż mówi się, że jest kolebką wschodnich sztuk walki, nic nie wspominając o jego innych, wielkich zasługach. Tymczasem jego wkład w ewolucję chińskiego buddyzmu jest nieoceniony, posiada również bezcenne zabytki sztuk walki, które udało się zebrać w tym miejscu na przestrzeni szesnastu wieków jego istnienia.

Klasztor zbudowany został w 495 r. u podnóża góry Shaoshi w łańcuchu górskim Song. Jego nazwa odzwierciedla położenie monastyru: w pradawnym lesie – lin, u stóp góry Shaoshi; stąd Shaolin. Na przestrzeni dziejów klasztor był wielokrotnie równany z ziemią i ponownie odbudowywany. Wpływ na to miały zmienne prądy polityczne i upodobania rządzących. Według legendy właśnie stąd wywodzi się słynne kung fu. Ewaluowało jako sztuka walki z praktyk Zen oraz podstawowych prac domowych wykonywanych przez mnichów, takich jak zamiatanie podłogi, noszenie wiader z wodą, zbieranie drewna na opał. Do VII w n.e. w klasztorze rzeczywiście byli szkoleni mnisi, którzy następnie jednak często stawali po stronie innych mocarstw czy nawet wrogów.

Tutejsi mnisi nie przypadkowo jednak trenowali sztuki walki. Kung fu nie powstało z nudów, a z chęci urozmaicenia sobie czasu podczas wykonywania nieciekawych prac domowych.

W średniowieczu klasztor był w posiadaniu rozległych posiadłości i całkiem pokaźnego majątku, których to ochrona wymagała sporych umiejętności. Do tego dochodziło jeszcze strategiczne położenie na szlaku wiodącym do cesarskiej stolicy. W tym momencie warto wspomnieć o pewnej nieścisłości, która rzuca się w oczy.

Otóż buddyzm jest religią, czy raczej filozofią, nastawioną na pokój. Etyka buddyjska mówi o powstrzymaniu się od zabijania, kradzieży, kłamstwa i oszczerstw. Dlaczego więc ta religia przybyła do Chin wspierana całym batalionem bóstw wojny? Ikonografia buddyjska przedstawia Buddę w otoczeniu uzbrojonych po zęby bóstw. U wejścia do klasztoru także witają nas figury uzbrojonych, wściekle spoglądających bożków. Prawdopodobnie to one właśnie ułatwiały mnichom tłumaczenie się z tak dużego swojego zaangażowania w sztuki walki. Tymczasem na wplątanie tej religii w przemoc wpływ miało wiele różnych czynników w zależności od położenia geograficznego, danej kultury i okresu historycznego. Obecnie mnisi z Szaolin zarzekają się, że reżim wojenny, jakim są objęci służy im tylko i wyłącznie jako forma treningu duchowego, żeby wzmocnić się wewnętrznie. Twierdzą wręcz, że ćwiczenia fizyczne są niczym innym jak tylko narzędziem do umocnienia swojej religijnej świadomości. Zupełnie odcinają się od twierdzenia, że sztuki walki potrzebne były im, lub są do samoobrony i walk.

Jak tylko podjechaliśmy pod klasztor zastanowiło nas to, że w środku niczego, otoczonego niezbyt wysokimi, ale za to malowniczymi górami, znajdują się budki z wieloma komercyjnymi rzeczami. Co prawda, większość z nich o tej porze roku była zamknięta, ale to nie zmienia faktu, że tam były!

Nowiutkimi, szerokimi schodami weszliśmy na górę, podążając dalej za znakami – w języku angielskim (co się w Chinach nie zdarza często). Zaraz po wejściu na teren klasztoru przywitały nas dziesiątki elektrycznych meleksów, które za drobną opłatą, dowożą turystów pod klasztor i wszystkie najważniejsze punkty okolicy.

Ludzi, na szczęście, było o tej porze roku jak na lekarstwo, co jednak nie pozbawiło nas wrażenia, że zamiast w Szaolin jesteśmy na jakimś hollywoodzkim planie filmowym. Wszystko nowe, kolorowe, sztuczne, plastikowe; wszystko typowo po chińsku tandetne.

Obraz
© iStock.com | Bamboome

Wzdłuż szerokiej alei, wyłożonej kostką chodnikową znajdują się ławeczki, które podpierane są przez figurki mnichów. Kawałek za wejściem na teren klasztoru znajduje się hotel, w którym ci, którzy nie zdążą zobaczyć wszystkiego w jeden dzień, albo chcą poczuć trochę dłużej niezwykłą atmosferę tego miejsca, mogą się przespać. Na terenie klasztoru, oprócz samych budowli, można też zobaczyć Las Pagód, grotę, w której kontemplował Batuo czy wjechać kolejką linową w góry i podziwiać niesamowite widoki. Oczywiście wjazd jest płatny.

Cały obszar jest ciekawy dla turysty, jednak Las Pagód jest miejscem magicznym, niezwykle ważnym dla historyków chińskiego malarstwa i rzeźby. Tutaj pochowani są mnisi najbardziej zasłużeni dla klasztoru. Ich skremowane szczątki znajdują się w imponujących stupach - pagodach, których jest tu ponad 200. Są to wysokie, kamienne konstrukcje z inskrybowanymi, ważnymi tekstami poświęconymi średniowiecznym dziejom buddyzmu.

Niestety, pomimo takich perełek, klasztor Szaolin obecnie nie posiada nic, co w jakikolwiek sposób mogłoby połączyć go z klimatem przeszłości. Teraz jest to swoista maszynka do zarabiania pieniędzy, nastawiona tylko na turystów i na zyski z tego płynące. Nikt, kto chciałby choć trochę poczuć magię tego niezwykłego miejsca, nie może spodziewać się niczego oprócz tabunów turystów, mnóstwa sklepików i wszechobecnej komercji.

Tylko z samej sprzedaży biletów do kasy klasztoru wpływa kilka milionów dolarów rocznie, a w tym czasie przetacza się przez niego ponad milion turystów. Jednak cenniejsi do turystów są młodzi ludzie, głównie Chińczycy, którzy pragną poznać tajniki sztuk walki.

Obraz
© iStock.com | Mieszko9

W okolicy klasztoru jak grzyby po deszczu wyrastają dziesiątki szkół walki, które za grube pieniądze przyjmują uczniów już od szóstego roku życia. W szkołach takich uczy się nie tyko walki, ale również przedmiotów ogólnych. Większość z absolwentów takich szkół zarabia na życie jako żołnierze elitarnych jednostek wojskowych, najmują się jako członkowie ochrony osobistej wpływowych ludzi w kraju czy też prowadzą własne kursy. Zdarza się też, że znajdują zatrudnienie w przemyśle filmowym i można ich zobaczyć w licznych filmach i serialach telewizyjnych.

Co dwa lata na terenie klasztoru odbywa się Festiwal Szaolińsich Sztuk Walki (Shaolin wushu jie). Impreza ta przyciąga wielu sportowców i miłośników walk ze wszystkich stron świata. Chińskie media poświęcają temu wydarzeniu wiele uwagi, a dzięki temu wszystkiemu do kasy klasztoru wpływa znaczna kwota pieniędzy. Coraz częściej słyszy się głosy, że monastyr stał się "supermarketem sztuk walki". Jest on doskonałym przykładem tego, jak z uroczego, magicznego i ukrytego w górach miejsca można zrobić kurę znoszącą złote jaja, która zniszczyła całkowicie niepowtarzalny klimat.

Alicja Kubiak - połowa duetu Dos Gringos, podróżników z zamiłowania, którzy starają się jeździć zawsze off-road, poznawać rdzenne plemiona i ginące kultury. Zafascynowani Amazonią, do której wracają zawsze, kiedy nadarzy się okazja. Dos Gringos są autorami kilku książek podróżniczych oraz wielu artykułów o tej samej tematyce. Biorą też udział w wielu festiwalach oraz prelekcjach na terenie całego kraju.

Obraz
© Oczami Dos Gringos

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:OczamiDosGringos.com
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)