Koszmar na Giewoncie. "Myślałam, że to akt terrorystyczny"
Książka Beaty Sabały-Zielińskiej "TOPR 2. Nie każdy wróci", która została Książką Roku 2021 w kategorii literatura faktu, to relacje ratowników TOPR-u, świadków, opinie ekspertów, głos środowisk górskich. Opowiada o wydarzeniach z 2019 roku, gdy piorun uderzył w Giewont, zabijając cztery osoby i raniąc ponad 150. Przedstawiamy dziś jej przejmujący fragment.
– Błysk i uderzenie nastąpiły jednocześnie. Uderzenie było tak potężne, że wszyscy się przewrócili – mówi pani Aneta. – W uszach gwizdało, a w oczach rozlewała się przerażająca biel. W ogóle nie przyszło mi do głowy, że to piorun. Myślałam, że to bomba, akt terrorystyczny – takie było moje pierwsze skojarzenie, zwłaszcza że natychmiast pojawił się smród spalonych ciał i ubrań. Wokół zapadła totalna cisza. W głowie miałam tylko ten gwizd. Dopiero po chwili zdołałam się obrócić i rozejrzeć. Zobaczyłam, że ludzie bardzo powoli zaczynają się podnosić. Wyglądało to zupełnie nierealnie, jakby w zwolnionym tempie, w stop-klatce. Trochę jak w filmach wojennych, gdy po wybuchu bomby żołnierze są ogłuszeni i oszołomieni gwizdem. Byłam pewna, że wszyscy go słyszymy, że rozwala nam czaszki. Jednocześnie wokół panowała cisza. Świat zdawał się być gdzieś poza nami. Dopiero po chwili zaczęłam rozpoznawać dźwięki, ale wszystko docierało do mnie jakby zza dźwiękoszczelnego ekranu. W głowie ciągle gwizdało. Gdy wróciła pełna orientacja, zobaczyliśmy, że ludzie płaczą, zaczynają biegać, nawoływać się, wyciągają kogoś, kto spadł ze szlaku. Wtedy dopiero zrozumiałam, że to piorun, dlatego zaczęłam krzyczeć do męża: "Puść ten łańcuch! Uciekaj!".
"Byłem ogłuszony jak po wybuchu bomby"
– Poczułem ogromny ból w całym ciele. Od razu wiedziałem, że to piorun – wspomina ksiądz Jerzy. – Byłem w pełni świadomy. Nie widziałem wyładowania, ale mimo zamkniętych oczu widziałem światłość, błysk. Piorun uderzył za moimi plecami. Dzisiaj już wiem, z relacji innych ludzi, że nie uderzył w krzyż, tylko w skałę, która wybuchła w momencie trafienia. Wyładowanie przeszło przeze mnie, powodując skurcz wszystkich mięśni. Nie mogłem złapać tchu. Gdy w końcu wciągnąłem powietrze, oddychanie sprawiało mi trudność. Byłem ogłuszony jak po wybuchu bomby. Po kilkuminutowej ciszy zacząłem panikować. Przez głowę przeleciało mi milion myśli na sekundę. Kiedy otworzyłem oczy, zauważyłem, że nie mam buta na prawej nodze, a skóra na stopie jest zwęglona. Lewą nogą zaś w ogóle nie mogę ruszać. Był na niej but, ale w nodze tkwiło mnóstwo skalnych odłamków. W łydce miałem głęboką, krwawiącą ranę. Spodnie były spalone i stopione w wielu miejscach.
Obok leżał pan z rozbitą głową. Fala uderzeniowa rzuciła nim o skałę. Obficie leciała mu krew. Ktoś wyciągnął z plecaka bandaż elastyczny i zrobił mu opatrunek, ale ten błyskawicznie przemókł. Słyszałem krzyki, nawoływania, płacz, ale też ludzie bardzo szybko zaczęli się organizować i pomagać sobie nawzajem. Ktoś zadzwonił po pomoc.
"Byłem pewien, że góra pękła na pół"
– Słysząc potężny grzmot, byłem pewien, że góra pękła na pół, a ja zaczynam z nią spadać. Ale żona złapała mnie za plecak i kurtkę – mówi pan Rafał. – Miałem sparaliżowaną lewą nogę i prawą rękę, tę, którą opierałem się o skałę. Akurat przesuwałem się obok kogoś, trzymając rękę nad łańcuchem, gdy uderzył piorun. Wyładowanie przeszło mi po ręce, po biodrze, po tyłku, szło przez całą lewą nogę i wyszło stopą, rozrywając but. Nagle zdałem sobie sprawę, że jestem częściowo sparaliżowany i nie mogę się ruszać. Widziałem rękę, ale jej nie czułem, widziałem nogę, ale jej nie czułem. I miałem świadomość, że nic nie mogę zrobić. To było straszne uczucie.