Koszmarna podróż TLK. Pierwsza klasa bez kontaktów i toalety
Choć pasażer podróżujący z Gdańska do Krakowa liczył się z tym, że pierwsza klasa w składzie TLK nie zapewni mu wyjątkowych wygód, to był wyjątkowo rozczarowany. "Standard wszystkich wagonów był tak samo żenująco niski" - relacjonuje na łamach "Gazety Wyborczej".
Pan Szymon podzielił się tym, jak wyglądał jego przejazd pociągiem TLK "Małopolska" z Krakowa do Gdańska, a właściwie do Warszawy, bo pasażer postanowił przedwcześnie ją zakończyć. Mimo że zdecydował się wydać nieco więcej i kupił bilety na przejazd pierwszą klasą, to komfort podróży był wyjątkowo niski.
Podróż pierwszą klasą TLK. "Usłyszałem od niego, że za dużo wymagam"
Pierwszym problemem okazał się brak gniazdek w przedziałach. Z kolei chwilę po tym, jak pociąg ruszył w drogę, pasażerowie odkryli, że w ich wagonie nie ma działających toalet. Jak wyjaśnia pan Szymon, miał świadomość, iż w TLK nie będzie wagonu gastronomicznego, ale i tu pojawił się zgrzyt. "Po pociągu raz czy dwa przeszedł pan z wózeczkiem Warsu, sprzedający napoje i przekąski. Problem w tym, że wysiadł we Włoszczowej, czyli po jakiejś godzinie jazdy. Na pozostałą część podróży, która miała trwać dla niektórych jeszcze ponad sześć godzin, pasażerowie zostali zostawieni bez możliwości zakupu choćby butelki wody" - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Kiedy do przedziału przyszedł konduktor, pan Szymon postanowił zapytać go m.in. o brak gniazdek. Mężczyzna wspomniał również o tym, że ma bilet jedynie w wersji elektronicznej, a jego telefon niedługo się rozładuje. "Na pytanie o to, czy w całym pociągu jest chociaż jeden kontakt, usłyszałem od niego, że za dużo wymagam. Gdy powiedziałem, że mam bilet elektroniczny, a zaraz rozładuje mi się telefon, stwierdził, że dokument powinienem mieć wydrukowany albo wcześniej pomyśleć o powerbanku" - relacjonuje.
Niezadowoleni pasażerowie wysiedli w Warszawie
W efekcie pan Szymon i jego żona postanowili wysiąść z pociągu TLK w Warszawie i tam przesiąść się na pendolino. Jak wspomniał mężczyzna, zdarza mu się korzystać z kolei jadąc na Mazury, ale nawet kupując tani bilet za kilkanaście złotych w składach są przynajmniej czynne toalety i działające kontakty.
"Trudno mi zrozumieć, dlaczego wobec tego na jednej z głównych tras w tym kraju PKP podstawia się pasażerom przedpotopowy skład i okłamuje się ich jeszcze »pierwszą klasą«"- podsumował.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"