Kraina elfów. Islandia "po taniości"
Gorące źródła, a do tego gejzery, wodospady i skalisty park narodowy Þingvellir z pięknymi trasami trekkingowymi. Odwiedzenie "wyspy ognia i lodu" jest marzeniem wielu turystów, jednak przed zrealizowaniem go hamuje ich obawa, że za wakacje na Islandii wydadzą fortunę.
04.12.2018 | aktual.: 04.12.2018 20:36
Justyna i Tomasz podróżują i z przymrużeniem oka prowadzą bloga "Jest średnio". Mówią, że to "szczypta zdrowej ironii w morzu cukierków i czekoladek". Z filozofii najbardziej lubią rum z colą, a gdzieś dalej jest sceptycyzm, stoicyzm i myśl buddyjska. Nam opowiedzieli jak objechać Islandię, żeby nie zrujnować budżetu. Na wyspie spędzili niecałe dwa tygodnie.
Joanna Klimowicz, WP: Zbieraliście załogę wśród znajomych czy ogłosiliście wyjazd na fanpejdżu?
Justyna Fiedziukiewicz i Tomasz Boczoń, blog "Jest średnio": - Tak naprawdę to my się przyłączyliśmy do wyprawy. Nasza koleżanka ze studiów ogłosiła na Facebooku: "Hej, promocja Wizz Air, Islandia, latem. Zbieram ekipę. Kto chce jechać?" My! Promocje na lato w Islandii nie są zbyt częste. Wszyscy razem wyprawę organizowaliśmy, zbierając taką ekipę, żeby zapełnić dwa pięcioosobowe samochody. Staraliśmy się je wypełnić, aby obniżyć cenę. To nie tak, że byliśmy bardzo ściśnięci, ale nie pozwoliliśmy sobie na marnowanie przestrzeni.
Tanie linie to jedyna opcja?
- W tamtym czasie akurat węgierski przewoźnik miał korzystne oferty, ale to się cały czas mocno zmienia. Czasami pojawiają się superpromocje, np. z Norwegii, a gdy się kupi odpowiednio wcześniej bilety, to i do Norwegii można dolecieć za 50 zł. Trzeba pokombinować, ale da się. Świetnym portalem do takich poszukiwań jest kiwi.com, gdzie możesz sobie ustalić gdzie lecisz, mniej więcej w jakim przedziale czasowym. Sprawdzisz najtańsze połączenia, w tę i z powrotem, czasami z przesiadką. Często z tego narzędzia korzystamy, jest pierwszą wyszukiwarką, do której zaglądamy jeśli wiemy, że bezpośrednie połączenie jest drogie. Szukamy rozwiązań, jak można je porozbijać, żeby było tańsze. Dzięki "kiwi" widzisz jakie linie latają często w dane miejsce i którędy można dostać się do jakiejś destynacji. Jeśli chcesz znaleźć tani bilet, musisz trochę pokombinować, ale warto.
Ile was kosztował lot do Reykjaviku?
- Płaciliśmy poniżej 1000 zł za bilet w dwie strony za osobę, przy czym zrzucaliśmy się na cztery bagaże rejestrowane, w których pomieściliśmy m.in. cztery namioty, wszystkie śpiwory i materace, plus trochę jedzenia.
Jaka jest najlepsza pora na odwiedzenie Islandii?
- Co kto lubi, ale jednak ścisły sezon to lipiec-sierpień. Pewnie jeszcze wrzesień byłby znośny, i z mniejszą liczbą turystów. Ale to ostatni dzwonek, by zobaczyć Islandię jeszcze zieloną, bo w połowie września zaczyna się tam robić nieco ponuro.
Nie dałoby się nocować w namiocie?
- Nawet pod koniec sierpnia w tzw. interiorze, czyli w środku wyspy temperatura spadała do zera. Jest jeszcze jedna nieoczywista niespodzianka na Islandii - wiejący niemal cały czas silny, zimny wiatr. Prawie każdy z nas przez cały czas nosił czapkę i rękawiczki. Jeśli ktoś lubi wyprawy "polarne", to na pewno odnajdzie się tam zimą. Wierzymy, że lodowa pustka może być piękna, ale to już zupełnie innego typu wyprawa.
Jakie miejsca polecacie? Gorące źródła?
- Oj tak! To islandzkie dobro narodowo-społeczne. Zresztą ogólnie, jak cała przyroda. Każdy ma do niej prawo i nikt nie zabrania korzystania z niej, choć oczywiście trzeba ją szanować, utrzymywać porządek. Jest taka strona oficjalna hotpoticeland.com z mapą wszystkich gorących źródeł na Islandii i zaznaczeniem, czy są bezpieczne do kąpieli. Bo znajdowaliśmy też takie, które są ukryte głęboko w jaskiniach, do których trzeba było schodzić po linie. Oznaczone są ostrzeżeniem, że lepiej się w nich nie kąpać. Są i takie, bezpieczne, do których GPS prowadzi 45 minut od głównej drogi, na środek pola należącego do jakiegoś rolnika. Może być tam wbudowana beczka lub basen, z którego przelewa się ciepła woda. A są także wielkie kompleksy basenowe z gorącą wodą, zbudowane po to, by jakiś mieszkaniec sobie przyszedł i z nich skorzystał. Wygląda to fantastycznie! Oprócz źródeł naturalnych są jeszcze dobrze zorganizowane komercyjne miejsca - Thermal baths - najczęściej kompleksy basenów na otwartym powietrzu, z zapleczem gastronomicznym. Największe to Myvatn Nature Baths oraz Blue Lagoon.
Czy pola biwakowe też należą do dóbr ogólnych? Wszędzie można rozbić namiot?
- Niby tak, a na pewno tak było kiedyś. Można było się rozbijać praktycznie wszędzie, a na prywatnej ziemi tylko za zgodą właściciela, ale raczej nie było z tym problemów, bo ludzie byli gościnni. Niestety, za dużo osób rozbijało się na dziko, zostawiało po sobie śmieci, co bardzo denerwowało Islandczyków. Tak naprawę boom na tę wyspę trwa od około trzech lat i niestety, przeszkadza to wielu miejscowym. Trzeba pamiętać, że Islandczycy często posiadają broń i mają prawo bronić swego domu. Jasne, że nie będą strzelać, ale wystarczy, że wezwą służby. Mandat w koronach islandzkich dotkliwie uderzy po kieszeni. Z takiej zwykłej roztropności i podróżniczej odpowiedzialności lepiej nie rozbijać się byle gdzie. Zresztą jesteśmy dalecy od tego, by propagować kitranie się po krzakach za wszelką cenę, byle tylko zaoszczędzić 20 zł. Niby da się, tylko po co, skoro jest bardzo dużo pól namiotowych, świetnie przygotowanych, często z dostępem do kuchni, ciepłej wody i pryszniców. Można sobie zaplanować całą trasę od kempingu do kempingu.
Jaką trasą poruszaliście się po Islandii?
- Zrobiliśmy tzw. Golden Circle, czyli małą trasę z największymi atrakcjami, polecaną jeśli ktoś jedzie tu na weekend. Można wtedy zobaczyć niezwykłe krajobrazy w parku narodowym, gejzery na obszarze geotermalnym Geysir i wodospad Gullfoss. Koniec końców objechaliśmy całą wyspę dookoła, trasą nr 1 i jeszcze przebiliśmy się w głąb, do skalistego parku narodowego z pięknymi trasami trekkingowymi: Þingvellir. Tam można wjechać wyłącznie autem z napędem na cztery koła. Warto dopłacić i takie wypożyczyć, jeśli ktoś zostaje na dłużej. No i dobrze być doświadczonym kierowcą, bo na trasie niejednokrotnie trzeba przekraczać samochodem rzekę.
Trzeba zabierać prowiant z Polski czy da się tanio stołować na miejscu?
- Głównie żywiliśmy się rzeczami, które "upolowaliśmy" w dyskontach dwóch lokalnych sieci, zwłaszcza tej z różową świnką w logo - Bonus. Kupowaliśmy produkty, które codziennie jedzą miejscowi. Herbatę i kawę na postojach gotowaliśmy na kuchence turystycznej. A, właśnie, palnik warto wziąć ze sobą, a butlę można dostać zupełnie za darmo od ludzi na lotnisku w Reykjawiku, mnóstwo osób oddaje swoje niewykorzystane. My zebraliśmy aż dziesięć, a wyjeżdżając, oddaliśmy na lotnisku cztery. Z Polski zabraliśmy też takie rzeczy, jak np. puree ziemniaczane instant, sól czy przyprawy. Na miejscu w dyskontach można znaleźć produkty w porównywalnych cenach co w Polsce. Trzeba tylko pamiętać - zresztą wszędzie, gdzie się podróżuje - żeby szukać jedzenia dostępnego lokalnie, a nie wyświetlać projekcję marzeń typu: będę jeść kanapkę z serem mozarella w Azji - gdzie nie ma ani mleka krowiego, ani np. chleba razowego jak w Polsce. Po co piłować pod prąd? Za mozarellę zapłacisz tam grubo, a jak kupisz na ulicy gotowy ryż w cenie lokalnej, to już masz jedzenie. Jeśli jeszcze nie orientujemy się w przeliczniku lokalnej waluty na złotówki, dobrze mieć aplikację w telefonie i sprawdzać ceny. Na Islandii je się mnóstwo ryb, my też przygotowywaliśmy sobie np. łososia. Co prawda na kuchence turystycznej i podawaliśmy go z czymkolwiek, co było pod ręką, co chyba można nazwać kuchnią fusion. Na dzień-dwa zatrzymaliśmy się po road-tripie w samym centrum Reykjawiku - odrobina luksusu na sam koniec - więc każdy próbował też jedzenia w knajpkach. Czekolady mają świetne, lukrecje - jak ktoś lubi, no i owcze sery. No i oczywiście Skyr [tradycyjny wyrób przypominający jogurt - przyp. red.].
W jakiej kwocie zamknęła się islandzka eskapada?
- Każdemu wyszedł inny rachunek, w zależności od liczby kupionych pamiątek i czasu spędzonego w knajpach. Nas to wyniosło od 3,5 do 4 tys. zł. Tysiąc za lot i tysiąc za samochód od osoby. Znaleźliśmy najtańszą opcję wynajmu pojazdu - od Polaków, to firma IcePol Iceland. Dwa samochody z napędem na cztery koła kosztowały nas tam około 10 tys. zł. Na pewno cenę naszego wyjazdu obniżyłoby wzięcie zwykłego samochodu oraz tańsze zakwaterowanie w stolicy, ale niczego nie żałujemy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl