Księstwo pod Radomiem i inne mikropaństwa, czyli zrób sobie kraj
Wydaje się, że nie ma już białych plam na mapie świata – nasza planeta została dokładnie zbadana, opisana i podzielona. Mimo to są tacy, którzy przeczesują atlasy geograficzne w poszukiwaniu ziem niczyich, badają granice państw, licząc na nieszczelności i studiują systemy prawne, dopatrując się luk. Czasem dla hecy, czasem ze złości, a nieraz dla potomności, proklamują własne kraje i ustalają w nich własne zasady.
Zjawisko nie jest nowe – na przestrzeni wieków własne mikronacje zakładali artyści, anarchiści albo ekscentrycy. Niektóre przypominają dobry żart – widowiskowy, ale oderwany od rzeczywistości. Inne to typowe atrakcje turystyczne. Ale istnieją malutkie krainy, których założyciele legalnie spełnili wszelkie warunki stworzenia nowego państwa, często znajdując na to sprytne, a czasem szalone sposoby. A co najważniejsze, mieli ku temu racjonalne powody.
Kabuto – królestwo na działce pod Radomiem
Aby istnieć, państwo powinno mieć: stałą populację, niezależny rząd, zdefiniowane terytorium i możliwość wchodzenia w relacje międzynarodowe z innymi państwami – zauważa Maciej Grzenkowicz, autor książki "Tycipaństwa. Księżniczki, bitcoiny i kraje wymyślone." To zasady określone w Konwencji o Prawach i Obowiązkach Państw, zawartej w 1933 r. w Montevideo, która stanowi, że wystarczy znaleźć nienależące formalnie do nikogo terytorium, wkroczyć tam, zatknąć tam swoją flagę i ogłosić, że się je zajmuje.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Grzenkowicz swój reportaż o tycipaństwach – bo tak nazywa opisywane przez siebie miejsca – zaczyna od polskiego podwórka. Na działce w okolicach Radomia w 2016 roku powstało Królestwo Kabuto. Jego założyciel i król — Mieszko Makowski — przed powołaniem do życia nowego państwa zgromadził niezbędny kapitał. Osiągnął to m.in. dzięki sprzedaży udziałów w... zaświatach. Obrót odbywał się legalnie – prawo własności zaświatów Makowski zastrzegł przed sądem, a że nikt tego wcześniej nie uczynił, to stał się pełnoprawnym właścicielem świata pozagrobowego. Następnie zaś został królem kraju, który istnieje na ziemi – Królestwa Kabuto.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sztuka podróżowania - DS4
Kraj leżący na wiejskiej łące posiada granice, flagę, własne prawo i system gospodarczy. Na początku rząd i populacja liczyły jedną (tę samą) osobę, ale szybko przybywało zwolenników nowego państwa i jego obywateli. Obecnie tysiące zarejestrowanych obywateli nie zmieściłoby się na polu, jakie zajmuje Kabuto.
Czytaj też: Królestwo Kabuto. Kupili wyspę dla obywateli
(K)raj muzycznych piratów
Niezależność od systemu i tradycyjnych, skostniałych struktur to pokusa albo marzenie, dzięki którym nowo powołane państewka szybko zyskują popularność – i populację. Jednym z najsłynniejszych mikropaństw jest Sealand – księstwo mieszczące się na platformie przeciwlotniczej, którą podczas II wojny światowej wybudowano na kanale La Manche u wybrzeży Wielkiej Brytanii.
W latach sześćdziesiątych Roy Bates — właściciel pirackiego radia, któremu brytyjskie władze zakazały działalności — założył tam swoją rozgłośnię, twierdząc, że znajduje się poza terytorium Wielkiej Brytanii i nie podlega pod tamtejsze prawo. Oficjalnie platforma leżała na wodach międzynarodowych, więc postanowił ustanowić na niej niezależne księstwo, a sam nazwał się księciem. Z czasem rozbudował aparat państwowy i pozyskał obywateli, a co najważniejsze, mógł kontynuować radiowy biznes.
Królestwo dla córki
W książce "Tycipaństwa" znalazła się także historia Jeremiah Heatona – Amerykanina, który założył królestwo dla swojej siedmioletniej córeczki. Dziewczynka marzyła, by zostać księżniczką i tata postanowił to marzenie spełnić.
Żeby nie być gołosłownym, znalazł tzw. ziemię niczyją – obszar Bir Tawil, kawałek pustyni między Sudanem a Egiptem, o który nie upominało się żadne z państw. 16 czerwca 2014 roku, w siódme urodziny córki, Jeremiah dotarł do Bir Tawil i wbił tam swoją flagę, ogłaszając powstanie Królestwa Północnego Sudanu (nazwę wymyślił z żoną i dziećmi). Rodzinna historia zyskała medialny rozgłos, a o prawa do jej sfilmowania zabiegał Disney.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Liga Zjednoczonych Mikronacji
Władcy i zarządcy państewek łączą się i wspierają, między innymi w Lidze Zjednoczonych Mikronacji (The League of United Microstates). Czy powołane w niekonwencjonalny sposób kraje są rzeczywiście państwami, czy mrzonką? Być może dla ich twórców nie ma to aż takiego znaczenia.
Erwin Straussa, autor książki "How To Start Your Own Country", zauważył: "Poczucie suwerenności to stan umysłu. Jeśli czujesz, że żyjesz w innym, stworzonym przez siebie państwie, to jesteś w nim naprawdę".