Kupili perłę Dolnego Śląska. "To jak wybieranie grochu z popiołu"
O Gabrieli i Marcinie Pachołek zrobiło się głośno, gdy w ubiegłym roku za 260 tys. zł kupili jeden z najpiękniejszych pałaców Dolnego Śląska. Dawna rezydencja w Bełczu Wielkim została wybudowana w XVIII w., ale jest w bardzo złym stanie. - Wiele osób nam pomagało, kiedy gruzy i śmieci zalegały na podłogach w ilościach, które przerosły nasze wyobrażania - opowiada Gabriela Pachołek, wielka miłośniczka historycznych budowli "z duszą".
Katarzyna Wośko, Wirtualna Polska: Skąd pomysł, żeby kupić sobie pałac?
Gabriela Pachołek: Po części to było nasze marzenie. Chcieliśmy mieć własną restaurację, może z małym hotelikiem i marzyło nam się, żeby znajdowała się w jakimś historycznym miejscu. Rozglądaliśmy się za odpowiednią nieruchomością. Nie planowaliśmy co prawda zakupu czegoś tak dużego jak pałac w Bełczu Wielkim, ale znaliśmy go dobrze od dziecka. Mieszkamy kilkanaście km od obiektu, w tej samej gminie, zatem mieliśmy wielki sentyment do tego miejsca.
Obserwowaliśmy, jak kilka razy był wystawiany na sprzedaż i widzieliśmy, że nikt nie stawał do przetargów. No i w końcu doszliśmy do wniosku, że to my podejmiemy się tego zadania, aby wyremontować go i przywrócić mu dawny blask.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Malowniczy region Polski. "Często przez turystów pomijany"
Kiedy staliście się właścicielami pałacu?
To był dość trudny i długi proces, ponieważ forma, w jakiej nabyliśmy tę nieruchomość to zakup od syndyka w trybie z 50-procentową obniżką ceny, m.in. za zgodą sądu gospodarczego. Ta obniżka została wprowadzona m.in. ze względu na ochronę dobra kulturowego przed dalszą dewastacją, rozkradaniem i destrukcją na skutek działania warunków atmosferycznych oraz ze względu na fakt, że w poprzednich przetargach nie było chętnych na zakup.
Takie możliwości daje polskie prawo, aby chronić zabytki i zarazem stwarzać, osobom chętnym do trudnych przedsięwzięć, warunki - taki lepszy start i zachętę. Podobnie jest z ustawą o ochronie zabytków.
Potem dwie jednostki miały prawo pierwokupu i dopiero, kiedy zrzekły się chęci zakupu, staliśmy się pełnoprawnymi właścicielami. Nastąpiło to 28 października 2023 r.
Jak zareagowała lokalna społeczność na tę wiadomość?
Ludzie byli zaskoczeni, kiedy się okazało, że to my. Mieszkaliśmy tutaj, niedaleko właściwie od urodzenia. Po ogłoszeniu, że pałac został sprzedany, wszyscy byli bardzo ciekawi, kto go kupił, bo nie od razu to było wiadome. Zostało zorganizowane spotkanie w świetlicy, na które przyszło mnóstwo osób, cała sala była pełna. Najpierw padło mnóstwo pytań, w tym kilka bardzo trudnych dla nas, ale kiedy odpowiedzieliśmy na wszystkie, ludzie wstali i zaczęli nam bić brawo. Było to bardzo miłe, pokazało, że ludzie są z nami, chcą, żeby to się udało.
Były jakieś złe doświadczenia z tego pierwszego okresu?
Zaraz po zakupie staraliśmy się zabezpieczać jak najwięcej elementów pałacu. Wywoziliśmy tony gruzu, z którego własnymi rękoma wydobywaliśmy zabytkowe elementy wystroju wnętrza czy wyposażenia. To było niczym wybieranie grochu z popiołu. W ten sposób udało się np. ocalić część obudowy piaskowcowej kominka, fragmenty zabytkowej balustrady, barokowe kafle piecowe.
To była bardzo ciężka, fizyczna praca – dla nas tym bardziej trudna, że na co dzień pracujemy "za biurkiem". Ale wiedzieliśmy, że im więcej uratujemy z tego gruzu, tym lepiej uda się nam odtworzyć te wspaniałe, historyczne wnętrza. W takcie tych prac porządkowych zobaczyliśmy, jak wielkich dewastacji tu dokonano, jak wiele elementów zniszczono.
Jakby tego było mało, tuż przed ostatecznym przejęciem pałacu - dokładnie na kilka dni wcześniej, ktoś włamał się do środka i ukradł dziewięcioro zabytkowych drzwi z górnego piętra i wywiózł nie wiadomo dokąd. To było dla nas bardzo przykre. Pokazało, że chociaż mamy bardzo dużo życzliwości ze strony sąsiadów i innych ludzi z okolicy, to jednak obiekt trzeba dobrze zabezpieczać.
Do akcji sprzątania pałacu i okolicy postanowiliście zaangażować "obcych" ludzi. Ogłosiliście akcję sprzątania w zamian za poczęstunek, wspólne ognisko i możliwość spędzenia czasu razem. Odzew przerósł wasze najśmielsze oczekiwania (czytaj więcej). Skąd ten pomysł?
Wszystko zaczęło się od tego, że kiedy tylko zostaliśmy właścicielami pałacu, zgłosiły się do nas różne stowarzyszenia miłośników historii Dolnego Śląska, wielbicieli pałaców itp. Ci ludzie, pełni pozytywnej energii, pierwsi przyszli z pomocą i zadeklarowali, że chętnie włączą się w prace porządkowe i zabezpieczające.
Wiele osób nam pomagało w tym pierwszym okresie, kiedy gruzy i śmieci zalegały na wszystkich podłogach w ilościach, które przerosły nasze wyobrażania. A my od początku chcieliśmy, żeby to miejsce żyło, żeby było dostępne dla ludzi, bo to głównie oni stworzą to coś, co nada temu miejscu rangę i klimat. Stąd pomysł wspólnego sprzątania i zarazem udostępniania zainteresowanym budynku oraz parku - oczywiście tylko tych części, gdzie jest bezpiecznie.
Rzeczywiście, frekwencja przerosła nasze oczekiwania - przyjechało kilkadziesiąt osób, nie tylko z Polski. Ale też miejscowi fantastycznie włączyli się w pomoc - znajomi przynosili poczęstunek, upiekli ciasta...
Ponieważ, jak wspomniałam, mieszkam na Dolnym Śląsku od urodzenia, wiem, że społeczność jest tu wyjątkowa. W mojej okolicy - bliżej Głogowa - ludzie szybko i chętnie włączają się w różne akcje: organizują potańcówki, pikniki, kuligi, kiedy trzeba pomóc komuś w potrzebie, sąsiedzi się skrzykują i robią akcję charytatywną. Może dlatego od początku wierzyliśmy, że akcja wspólnego porządkowania pałacu się uda.
Organizując akcje społeczne, staramy się nagłaśniać różne problemy, jak np. kwestię rozkradania wyposażenia takich obiektów jak nasz, czy dewastowania ich przez grafficiarzy. Młodzi ludzie nie zadają sobie sprawy z tego, że np. pokrywając sprayem zabytkową podłogę czy kafle, niszczą je często w sposób nieodwracalny.
Co dokładnie powstanie w pałacu, kiedy uda się go zabezpieczyć, wyremontować i wyposażyć?
Chcemy, żeby działał tu hotel ze SPA, restauracja, pub z winoteką w piwnicy, sala zabaw dla dzieci. Są tu też dwie wielkie sale balowe, które planujemy udostępniać na różnego rodzaju wydarzenia.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
A jakiej wielkości jest obiekt, ile będzie pokoi w hotelu?
Zakładamy, że na piętrze powstanie ok. 30 pokoi. Cały obiekt ma ok. 3 tys. m kw., więc tej przestrzeni jest sporo. Jednak pałac to nie tylko budynek. To przede wszystkim cudowne otoczenie - park wielkości ok. 15 ha. Graniczy on z wałem przeciwpowodziowym, z którego rozciąga się cudowny, niczym niezakłócony, widok na Odrę i jej otoczenie.
Park aktualnie jest bardzo zaniedbany, ale są w nim wyjątkowe rośliny - jest szpaler bzów, które właśnie kwitną, jest aleja kasztanowców, są wiciokrzewy i jaśminowce, które przepięknie pachną, jest kilka pomników przyrody. Chcemy ten teren zrewitalizować i udostępnić go ludziom, żeby mogli z tej przyrody korzystać, ale nie cały park należy do nas i niestety duża jego część nie jest wpisana do rejestru zabytków, chociaż ostatnia inwentaryzacja parkowa to sugeruje.
Wspomniała pani, że bierzecie pod uwagę udostępnienie sal balowych, a także innych przestrzeni pałacowych ludziom. Jak to sobie wyobrażacie?
Odkąd mamy ten pałac, odzywa się do nas wiele osób z pytaniami o możliwość zorganizowania tutaj wydarzeń o charakterze kulturalnym – chodzi np. o wystawy, koncerty. Młodzi ludzie zainteresowani są robieniem tu teledysków. Jeśli myślimy o udostępnieniu tej przestrzeni, to właśnie w takim kontekście. Ostatnio zgłosiły się nawet dwie uczelnie artystyczne.
I na koniec pytanie o pieniądze. Jak szacujecie, ile to wszystko będzie was kosztowało i czy macie zabezpieczone środki na ten cel?
Jest to ogromna inwestycja, wszelkie prace wykonujemy i będziemy wykonywać pod nadzorem konserwatora zabytków. Robiliśmy szacunkowy kosztorys prac, ale staramy się patrzeć na tę odbudowę jak na pewien proces etapowy. Na zasadzie małych kroków. Np. odbudowa dachu będzie obejmowała przynajmniej pięć etapów jeden po drugim.
Ale żeby pokazać skalę kosztów, powiem tylko, że pierwszy etap – najpilniejsza praca, którą musimy wykonać, czyli przykrycie budynku dachem – oszacowany został pierwotnie na ok. 2,1 mln zł. Co prawda wiemy już, że uda się to zrobić dużo taniej, ale proszę zobaczyć, o jakich kwotach mówimy.
Nasze doświadczenie w remontach nieruchomości (sami mieszkamy w 250-letnim domu), przy budowie oraz przede wszystkim w biznesie pomaga nam negocjować ceny, a na pewno chroni nas przed nieuczciwymi osobami i firmami, które proponują często mocno przesadzone ceny za wykonanie poszczególnych robót. Zbieramy zawsze kilka ofert.
Oczywiście, aby sfinansować to przedsięwzięcie, będziemy się ubiegać o wszelkie dotacje, m.in. z funduszy unijnych, planowane jest również założenie fundacji. Inaczej trudno byłoby nam udźwignąć ten remont z własnych środków.
Kiedy będziemy mogli przyjechać na weekend do waszego hotelu albo napić się kawy w waszej restauracji?
Planowaliśmy zakończyć prace w ciągu dziesięciu lat. Przynajmniej oddać do użytku jakąś część pałacu. Czy to się uda? Jesteśmy optymistami, więc wierzymy, że tak będzie, ale oczywiście czas pokaże... Z pewnością jest to dla nas ogromna przygoda, pełna niełatwych wyzwań i trudności, przy której poznaliśmy już i poznajemy mnóstwo pozytywnych i wartościowych ludzi, a potrzebne są nam od nich właśnie te pozytywne emocje, więc trzymajcie proszę kciuki!
Katarzyna Wośko, dziennikarka Wirtualnej Polski