Usłyszeli, że wyjeżdżają na kilka dni. Od ewakuacji minęło już 36 lat
W nocy 26 kwietnia 1986 r los Prypeci został przesądzony. Niedługo po katastrofie w pobliskiej elektrowni jądrowej, niewielkie miasto całkowicie opustoszało. To, co zostało, to samotne budynki i wspomnienia dawnych mieszkańców o niegdyś beztroskim życiu.
Prypeć powstała 4 lutego 1970 r. nad rzeką o tej samej nazwie, początkowo jako osiedle, a później miasto, tak zwane atomowe miasto lub atomgrad. Miało stać się domem dla tysięcy pracowników pobliskiej Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej oraz ich rodzin.
Pierwsze budynki mieszkalne stanęły w Prypeci już w 1972 r. Miasto rozrastało się tak szybko, że początkowo próżno było szukać w nim jakichkolwiek udogodnień, takich jak utwardzane drogi czy elektrociepłownia. Początki miasta były trudne, ale jego pierwsi mieszkańcy - przeważnie młodzi, wykształceni specjaliści i ich rodziny z optymizmem - patrzyli w przyszłość. Ze względów bezpieczeństwa Pypeć odgradzała od terenu elektrowni strefa bezpieczeństwa, w której obowiązywał zakaz budowy. Wszystko po to, aby chronić mieszkańców przez ewentualnymi skutkami promieniowania jonizującego.
Prypeć. Nowoczesne miasto marzeń
Jaka była Prypeć? We wspomnieniach osób, które tam mieszkały, do dziś pozostała nowoczesnym, radosnym miastem przyszłości. Stare fotografie ukazują mieszkańców jako młodych, beztroskich, spacerujących z dziećmi lub pływających kajakami i żaglówkami.
Miasto było stosunkowo małe, można je było przejść w ok. pół godziny. Z założenia było przedłużeniem elektrowni, która z kolei była oczkiem w głowie ówczesnych władz w Moskwie. Po oddaniu do użytku reaktora numer 4, planowano budowę jeszcze dwóch kolejnych. To uczyniłoby czarnobylską elektrownię największym tego typu obiektem na świecie. O wyjątkowości Prypeci może świadczyć fakt, że życie jej mieszkańców toczyło się nieco inaczej niż w pozostałych radzieckich miastach. Dbano by niczego im nie brakowało, a sklepy z żywnością zaopatrywano lepiej niż w samym Kijowie.
Do dzisiaj krążą plotki o luksusowych produktach, które można było nabyć w miejscowym domu towarowym Tęcza. Były wśród nich m.in. austriacka porcelana i francuskie perfumy. W mieście funkcjonował szpital, szkoły, przedszkola, place zabaw, kino, salon piękności, trzy baseny oraz jachtklub. Wybudowano nawet wesołe miasteczko. Planiści zadbali również o to, aby każdy budynek mieszkalny otaczała zieleń. W 1986 r., a więc w momencie największej świetności Prypeci, średnia wieku mieszkańców wynosiła jedynie 26 lat, zaś jedną trzecią stanowiły dzieci.
Katastrofa reaktora numer 4 przesądziła o losach miasta
O tragicznym losie Prypeci zadecydowały wydarzenia z nocy 26 kwietnia 1986 r. Właśnie wówczas miała miejsce katastrofa reaktora numer 4 w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Nieświadomi mieszkańcy spali.
27 kwietnia zapadła decyzja o natychmiastowej ewakuacji miasta. Blisko 50 tys. osób zostało wywiezionych autobusami z obszaru, który obecnie nosi nazwę strefy wykluczenia. Mieszkańcy zabrali ze sobą jedynie najpotrzebniejsze rzeczy. Od przedstawicieli wojska usłyszeli, że wyjeżdżają tylko na kilka dni. Od ewakuacji mija właśnie 36 lat. Do dziś nikt do Prypeci nie powrócił.
Miasto duchów
Dzisiaj Prypeć to miasto duchów. Niektórzy nazywają ją wręcz skansenem minionej epoki. Przez lata opuszczone miasto zamieniło się w ruinę. Od czasu ewakuacji Prypeć była regularnie plądrowana przez szabrowników. To, czego nie zabrała natura, zabrali ludzie. Można to dziś zobaczyć na smutnych fotografiach opuszczonych budynków, wybitych okien, otwartych na oścież drzwi.
Gdzieniegdzie w porzuconych mieszkaniach nadal znajdują się przedmioty pozostawione przez byłych lokatorów, fragmenty starych mebli, prywatnych drobiazgów. Bliscy ofiar, które pochłonęła katastrofa w Czarnobylu przez lata nie mogli odwiedzić miasta ani zachować żadnych pamiątek, które w nim pozostały. Jedną z takich osób jest Vera Toptunova, której jedyny syn pracował jako operator w bloku numer 4, w nocy 26 kwietnia. Kobieta tylko dwukrotnie odwiedziła jego mieszkanie. Za pierwszym razem, gdy pomagała mu się wprowadzić, oraz ponownie, dopiero ponad 20 lat po jego śmierci.
Widok opuszczonego miasta zasmuca, ale i fascynuje odwiedzających
Pomimo losu, jaki spotkał Prypeć, przez lata miasto stało się prawdziwą atrakcją turystyczną. Ludzie przyjeżdżają tu, aby poznać jego historię i przespacerować ulicami, które - dziś puste - niegdyś tętniły życiem.
– To, co mną wstrząsnęło najbardziej, to budynki mieszkalne – tak swój pobyt w strefie wykluczenia wspomina w rozmowie z WP Joanna Stebel-Krupińska. – Dopiero spacerując po tych pustych klatkach, można sobie w pełni uświadomić, ile dziesiątek, setek dramatów się tam rozegrało – opowiada.
Jak w praktyce wyglądało zwiedzanie Prypeci? – Zakaz poruszania się po opuszczonych budynkach jest w pewnym sensie umowny. Oficjalnie nie wolno tego robić, ale też nikt tego nie egzekwuje – zdradza. – Natomiast jeżeli wchodzimy do wnętrza, robimy to na własną odpowiedzialność, a przewodnik z góry nas o tym uprzedza – dodaje.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Miłośniczka podróży ze Śląska podkreśla, że podczas swojej wizyty w Prypeci czuła się tam bezpiecznie. – Po 12 godzinach, jakie tam spędziłam, przyjęłam dawkę promieniowania rzędu 3 uSv. Dla porównania, gdybym w tym czasie wypaliła paczkę papierosów, to ta dawka wynosiłaby około 1 uSv – dodaje. – Na pewno jednak trzeba zachować dodatkową ostrożność, np. nie dotykać pyłu, który w dużych ilościach zalega w mieszkaniach, na parapetach czy meblach – wyjaśnia.
Dodaje jednak, że w mieście są miejsca, gdzie poziom promieniowania jest nadal wysoki. – Weszliśmy do szpitala, gdzie w piwnicy wciąż leżą ubrania strażaków, którzy w noc wybuchu reaktora gasili pożar – opowiada Joanna. – Mieliśmy ze sobą liczniki Geigera, które mierzą poziom promieniowania jonizującego. Kiedy kolega zbliżył go do jednej z rękawic, rzeczywiście wynik był całkowicie poza skalą – opowiada.
Czarnobyl pod rosyjską okupacją
Wele osób bało się ponownego zagrożenia promieniowaniem w tym roku w związku z atakiem Rosjan w Ukrainie.
Żołnierze opuścili już teren elektrowni, a mimo ich działalności na miejscu oraz pożarów na terenach w ogół obiektu, promieniowanie nie przekroczyło bezpiecznego poziomu. Przedstawiciele Państwowego Przedsiębiorstwa Specjalistycznego "Elektrownia Jądrowa w Czarnobylu" poinformowali: "Cały sprzęt technologiczny elektrowni jądrowej w Czarnobylu działa. Ponadto wszystkie systemy kontroli i monitorowania wskaźników promieniowania działają normalnie".
Czytaj też: Turyści załamani sytuacją na polskim niebie
Sztuka podróżowania - DS4
WP Turystyka na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski