Mieszkańcy rajskich wysp na granicy wytrzymałości. "Potrafią napluć na obcokrajowca"
Od kilku lat media informują o protestach dotyczących masowej turystyki na Wyspach Kanaryjskich, a ostatnio w popularnym kurorcie pojawiło się graffiti z napisem "zabić turystę". O sytuacji na hiszpańskim archipelagu rozmawiamy z Wojciechem Sikorskim, który od pięciu lat mieszka w Maspalomas na południu Gran Canarii, a także jest redaktorem naczelnym jedynej polskiej gazety i portalu na Wyspach Kanaryjskich - NaKanarach.pl.
Iwona Kołczańska, Wirtualna Polska: Coraz częściej słyszymy o niechęci mieszkańców Wysp Kanaryjskich do turystów, z drugiej strony archipelag żyje przecież głównie z turystyki. Jak to wygląda w rzeczywistości?
Wojciech Sikorski: Nastawienie do turystów na Kanarach pogorszyło się po zakończeniu pandemii COVID-19, kiedy archipelag zaczął notować stałe wzrosty turystów. Najliczniejszą grupą turystów na Kanarach są Brytyjczycy - ponad 4 mln osób rocznie i to właśnie głównie do nich są kierowane obraźliwe napisy.
Z drugiej strony graffiti "zabić turystę" w jednym z ośrodków na Teneryfie niemal zbiegło się w ostatnim czasie, gdy w Madrycie odbywają się największe w tym kraju targi turystyczne. Na nich od wielu lat są obecni przedstawiciele wszystkich Wysp Kanaryjskich, którzy przekonują, że warto odwiedzić ten rajski archipelag, oddalony od Półwyspu Iberyjskiego o ok. 1500 km.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kurczak grillowany na wulkanie? Tutaj to możliwe!
Telewizja Canaria przygotowała nawet codziennie obszerne relacje i wejścia na żywo, aby zachęcać do wakacji na Kanarach. Niestety pojawia się pytanie, czy taka szeroka i droga promocja przyciągnie turystów w sytuacji, gdy coraz częściej odwiedzający obcokrajowcy, którzy zostawiają tu miliony euro rocznie, są tu po prostu niemile widziani?
O co konkretnie chodzi protestującym?
Domagają się m.in. zmiany modelu turystycznego i przyspieszenia prac przez rządzących w tym zakresie, nałożenia dodatkowych opłat dla przybywających na wyspy, ograniczenia sprzedaży domów cudzoziemcom, obniżenia opłat za wynajem nieruchomości, a także budowy większej liczby mieszkań socjalnych.
Mieszkańcy twierdzą, że mają dość hałasu i zanieczyszczenia śmieciami, które pojawiają się wraz z sezonowym napływem turystów, głównie w okresie letnim.
W 2024 roku w Hiszpanii wypoczywała rekordowa liczba aż 94 milionów zagranicznych gości - przekazało hiszpańskie Ministerstwo Turystyki. To 10-procentowy wzrost w porównaniu do danych z poprzedniego okresu. Padł też rekord na Kanarach - 18 mln turystów, w tym większość obcokrajowców.
Protesty wymykają się spod kontroli?
Brytyjskie media alarmowały, że w październiku grupa protestujących mieszkańców przekroczyła granice zwykłej manifestacji, otaczając i wykrzykując hasła w stronę turystów wypoczywających na plaży Troya na Teneryfie.
Surrealistyczne sceny miały miejsce po tym, jak setki protestujących zboczyło z planowanej trasy manifestacji w popularnym nadmorskim kurorcie Playa de Las Americas na Teneryfie. "Ta plaża jest nasza", "Jesteśmy obcokrajowcami w swoim własnym kraju" – brzmiały hasła widniejące na transparentach. W stronę osób wygrzewających się na słońcu skierowano antyturystyczne hasła, waląc przy tym w bębny i gwiżdżąc, zakłócając tym samym wypoczynek wśród wczasowiczów.
"Daily Mail" zauważa, że frekwencja podczas październikowych manifestacji na Kanarach była niższa niż z kwietnia 2024 r., a teraz narasta poczucie, że protestujący strzelili sobie w stopę niektórymi działaniami, pomimo wcześniejszych obietnic, że turyści nie będą celem ataków.
Wcześniej na jednym z pojazdów na Teneryfie napisano sprayem napis po angielsku: Turists Go Home! (tłum. turyści do domu). Wiosną ub.r. w niektórych miejscach na budynkach i murach przy deptakach spacerowych pojawiły się w tym roku antyturystyczne napisy: "Moja nędza, wasz raj" lub "Średnia pensja na Wyspach Kanaryjskich wynosi 1200 euro na rękę".
Sporym problemem, jak w innych turystycznych miejscach, jest rynek nieruchomości.
Według ekspertów organizacji rynku nieruchomości w Hiszpanii brakuje 3,5 mln mieszkań, a ceny wynajmu wzrosły do około 900-1000 euro za miesiąc na osiedlu z basenem w turystycznych kurortach np. na Gran Canarii. Na tej samie wyspie można też znaleźć mniej atrakcyjne mieszkania już za 350 euro za miesiąc. Więc wszystko zależy od tego, gdzie chce się mieszkać i na ile pozwala budżet domowy. Dodajmy, że średnie zarobki, przykładowo na Wyspach Kanaryjskich, są na poziomie 1200 -1500 euro na rękę (w przeliczeniu 5100 – 6400 zł).
Dla porównania w Polsce przeciętne wynagrodzenie wynosi na 2025 r. 6242 zł netto. Także zakup wielu artykułów w sklepach na Kanarach jest tańszy niż w Polsce (ze względu na niższy IGIC w wysokości 7 proc. - odpowiednik VAT).
Według danych hiszpańskiego Ministerstwa Mieszkalnictwa, obcokrajowcy kupują już niemal co piąte mieszkanie w tym kraju, a liczba transakcji wzrosła gwałtownie w ostatnich latach. Według danych Registradores de Espana (Urzędu Statystycznego) w trzecim kwartale 2024 r. Polacy zajęli czwarte miejsce wśród obcokrajowców kupujących nieruchomości, nabywając ponad 1,3 tys. domów i mieszkań (5 proc. transakcji). Brytyjczycy kupili ok. 300 tys. nieruchomości. Nic dziwnego, bo tutaj domy i mieszkania są znacznie tańsze, także w utrzymaniu.
Przykładowo: czynsz miesięczny za 50 m kw. mieszkania z małym ogrodem na osiedlu ze wspólnym basenem, blisko oceanu, w popularnym kurorcie na Gran Canarii to koszt ok. 150 euro (ok. 650 zł) wraz z prądem, wodą, wywozem śmieci i utrzymaniem części wspólnych. W Polsce za mieszkanie o podobnej wielkości w bloku w jednym z największych miast trzeba zapłacić kilka razy więcej.
Jednak hiszpański premier Pedro Sanchez zaproponował niedawno, aby obywatele spoza UE płacili 100-procentowy podatek przy zakupie nieruchomości, co ma zmniejszyć liczbę lokali sprzedawanych obcokrajowcom. Z kolei w popularnym Alicante od tego roku na dwa lata zawieszono wydawanie nowych licencji turystycznych dla nieruchomości. Natomiast popularny kurort Mogan na południu Gran Canarii od początku tego roku wprowadził jako pierwszy w kraju opłatę turystyczną, która musi być pobierana od hoteli i apartamentów w wysokości 0,15 euro za osobę za dzień.
Kolejne przepisy mają wejść w życie w całej Hiszpanii od kwietnia i umożliwią wspólnotom mieszkaniowym m.in. ograniczenie wynajmu wakacyjnego na ich terenie. Według założeń te wszystkie działania mają zwiększyć liczbę nieruchomości dostępnych dla stałych mieszkańców i spowodować spadek cen wynajmu.
Jak się żyje miejscowym na Kanarach?
Z moich obserwacji wynika, że mieszkańcy Wysp Kanaryjskich nie mają lekkiego życia, bo ten region autonomiczny należy do najbiedniejszych w całej Hiszpanii. Pomimo tego są zazwyczaj pogodni i uśmiechnięci. Są mili głównie przy obsłudze turystów w hotelach, gdzie np. mogą liczyć na napiwek. Z drugiej strony są bardzo głośni, przekrzykują się nawzajem w swoim towarzystwie, lubią też ponarzekać, np. że mają za ciężką pracę, że jest za gorąco, oraz że ceny w sklepach i paliwo są za drogie (to kosztuje ok. 1,25 euro za l).
Ale bywają też porywczy, zwłaszcza, gdy zwróci się im uwagę na niestosowne zachowanie. Wówczas potrafią być agresywni, zazwyczaj z ich ust pada kilka wulgarnych słów. Potrafią napluć na obcokrajowca, gdy ten ich zdenerwuje, czy nawet go uderzyć. Sam byłem świadkiem takich sytuacji. Być może ma to związek z coraz większą niechęcią do przyjezdnych, których mieszkańcy rajskich Kanarów obwiniają za pogorszenie ich życia i gwałtowny wzrost cen mieszkań, na którego zakup przeciętnego Kanaryjczyka po prostu nie stać.
Z drugiej strony uważam, że antyturystyczne protesty to podcinanie gałęzi, na której siedzą. Podczas pandemii, kiedy większość hoteli zamknięto w czasie lockdownu, na Kanarach notowano prawie 40-proc. bezrobocie, a większość była na tymczasowych zasiłkach. Ale i te kiedyś się kończyły i mieszkańcy archipelagu pozostawali bez pieniędzy do życia. Teraz, kiedy przybywa tu rekordowa liczba turystów, też jest źle, bo jest za dużo pracy. A pracodawcy wykorzystują pracowników i często nie płacą im za nadgodziny. Koło się więc zamyka.