Muszle małży masowo wyrzucane na polskie plaże. Co to oznacza?
Mieszkańcy i turyści są zaniepokojeni wyrzucanymi masowo na plaże muszlami małży. W sprawie głos zabrał dr Adam Woźniczka, kierownik Zakładu Oceanografii Rybackiej i Ekologii Morza w Morskim Instytucie Rybackim - Państwowym Instytucie Badawczym.
Post z wyjaśnieniem problemu pojawił się na profilu na Facebooku Akwarium Gdyńskiego. To obiekt, którego misją jest prezentowanie gatunków zwierząt wodnych z całego świata, a także przekazywanie wiedzy o środowisku wodnym. "Mamy nadzieję, że rzetelny, naukowy głos, rozwieje pojawiające się obawy" - czytamy i zabieramy się do lektury.
Wszystkiemu "winien" sztorm
Jak tłumaczy ekspert zjawisko wyrzucania na plaże muszli małży, a w skrajnych przypadkach żywych małży, jest naturalne i regularnie obserwowane na całym polskim wybrzeżu.
"Jest ono ściśle związane ze zjawiskami sztormowymi, których efektem jest wyrzucanie na brzeg morski wielu przedmiotów i organizmów, a także … bursztynu" - tłumaczy Adam Woźniczka.
Jak podaje, większość gatunków w naszym morzu żyje na stosunkowo płytkim dnie piaszczystym, zazwyczaj blisko brzegu, zagrzebując się na kilka centymetrów w głąb osadów.
Na liście bałtyckich małży są: rogowiec bałtycki, sercówka, małgiew piaskołaz - "a w uproszczeniu, wszystkie białe, szarawe czy też różowawe muszle" - tłumaczy ekspert.
"Wyróżniające się "czarne muszelki" to z kolei omułki, które mogą żyć zarówno silnie przymocowane nićmi bisiorowymi do twardych struktur dna (kamieni, sztucznych umocnień itd.), jak również tworzyć agregacje kilku – kilkudziesięciu osobników połączonych ze sobą, a także małymi kamykami, fragmentami drewna czy pustymi muszlami, które leżą swobodnie na powierzchni dna" - dodaje.
Małży bałtyckich jest naprawdę dużo. Na powierzchni jednego m kw. potrafi występować od kilkudziesięciu do kilkuset osobników. "A bywa, że i parę tysięcy, zwłaszcza kiedy jest wśród nich dużo małych, młodych osobników. Ile bytuje już na jednym hektarze (100 x 100 metrów) łatwo obliczyć, a morze jest o wiele większe" - zauważa Woźniczka.
Ekspert zauważa, że tak jak w przypadku zwierząt dziko żyjących, tak i u małży, w przypadku śmierci padłe osobniki są zazwyczaj szybko rozkładane przez padlinożerców i bakterie. Różnica jest taka, że po rozkładzie małży w większości przypadków pozostaje wapienna muszla, której dalszy rozkład może trwać latami. "Stąd w morzu zawsze licznie występują puste muszle, które są niemymi śladami po zwierzętach które padły, nierzadko nawet kilka lat wcześniej" - wyjaśnia naukowiec.
Czytaj też: Pokazali zdjęcie z Gdyni. Foka wyszła za daleko
Turystów zastanawia często to, jakim cudem, to co leżało na dnie morza, nagle znajduje się na plaży. To zasługa sztormów, które silnie falowania oddziałują na dno morskie. " Efektem jest wzburzanie osadów dennych, a także prądy, które to oddziaływanie potęgują i odpowiadają za transport tego, co z dna zostaje wymyte. Siła tego oddziaływania jest zasadniczo pochodną siły wiatru, choć nie bez znaczenia jest także jego kierunek i czas trwania" - wyjaśnia Woźniczka. Szczególnie łatwo przenoszone są rzeczy najlżejsze, czyli np. puste muszle.
"W takcie transportu następuje także pewnego rodzaju sortowanie niesionych wodą przedmiotów (i organizmów). Te lżejsze wędrują łatwiej i dalej, cięższe osadzają się szybciej. Widać to także na plaży, gdzie w jednych miejscach skupiają się głównie puste muszle, często oddzielnie "czarne" i "białe", w innych towarzyszą im muszle "pełne". Nie brakuje także fragmentów drewna czy zwykłych śmieci. Są też miejsca gdzie muszli nie ma w ogóle, choć kilkanaście metrów dalej mogą leżeć ich całe zwały. To efekt układu prądów, które w różnych miejscach, z różną intensywnością "wyrzucają" na brzeg niesione przedmioty i organizmy" - czytamy w poście.
Przy silnych sztormach opisane zjawiska są znacznie częstsze, a w efekcie na plażach widzimy ogromne zbiorowiska muszli czy wodorostów, drewna lub niestety śmieci.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Naturalny proces
Jak podkreśla badacz, nie ma w tym zjawisku niczego niezwykłego. Jest to proces w pełni naturalny, a ilość muszli i małży na plaży to nie przejaw jakichś niekorzystnych zjawisk zachodzących w morzu, a efekt siły sztormu i pośrednio także bogactwa życia na dnie" - wyjaśnia.
Jak dowiadujemy się z postu, w przypadku polskiego wybrzeża, najczęściej intensywne wyrzucanie na brzeg ma miejsce przy sztormach wiejących z kierunków zbliżonych do północnych.
"Ostatni sztorm był wywołany przez wiatr z kierunku północno – wschodniego, z którego wieje stosunkowo rzadko, ale też wiatr z tego kierunku intensywnie oddziałuje na plaże Trójmiasta, zazwyczaj dobrze osłonięte, przed najczęstszymi wiatrami z kierunków zachodnich i północno – zachodnich" - podsumowuje ekspert.
Źródło: Akwarium Gdyńskie