Nagabują turystów na polskich lotniskach. "Ich działania są nieetyczne"
Polskie lotniska borykają się z poważnym problemem. Chodzi o akwizytorów, którzy nagabują niedoświadczonych turystów. W teorii chcą im pomóc, a w praktyce na nich zarobić. - Podeszli do nas zaraz po wylądowaniu i twierdzili, że chętnie wywalczą nam odszkodowania za opóźniony lot. Początkowo pomyślałem, że to dobry pomysł - mówi w rozmowie z WP pan Marcin, którego lot z Dominikany został opóźniony.
O akwizytorach, którzy starali się nakłonić turystów do skorzystania z ich usług przy walce o odszkodowanie za opóźniony lot, poinformował nas pan Marcin z Łodzi. Mężczyzna pierwszy raz znalazł się w sytuacji, kiedy jego lot opóźniony był aż o sześć godzin. Nic więc dziwnego, że początkowo nie wiedział, jak należy się zachować w takiej sytuacji.
Problem na polskich lotniskach. Turyści się skarżą
Samolot Polskich Linii Lotniczych LOT, lecący z Dominikany, wylądował na lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie aż sześć godzin później, niż planowano. Do turystów, którzy czekali przy taśmach na odbiór swoich bagaży, natychmiast zaczęli podchodzić mężczyźni, oferując pomoc w walce o odszkodowanie. - Najpierw zapytali, czy przyleciałem opóźnionym lotem z Dominikany, a kiedy odpowiedziałem twierdząco, zaproponowali, że przejmą moją sprawę i wygrają odszkodowanie w wysokości aż 600 euro (ok. 2,7 tys. zł) od osoby - relacjonuje pan Marcin w rozmowie z WP. - Wizja uzyskania od linii lotniczej sporych pieniędzy wzbudziła moją ciekawość, ale szybko inny pasażer powiedział mi, abym nie nabierał się na ich gierki - dodał.
Akwizytor, który pojawił się na lotnisku, specjalizuje się w walkach o odszkodowania. Oczywiście, w czasie proponowania pomocy turyście z Łodzi nie wspomniał on o tym, że za swoją usługę pobierze ok. 10-15 proc. zysku. Co więcej, niektórzy inkasują jeszcze większą prowizję, dochodzącą nawet do 20 proc. wartości wywalczonej rekompensaty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Europejska wyspa zachwyci każdego. "Typowo grecki klimat"
Z relacji pana Marcina wynika, że znalazła się grupa turystów, która zachęcona wizją odzyskania dużych pieniędzy, skorzystała z usług akwizytorów. Choć w istocie proces złożenia wniosku o odszkodowanie jest wyjątkowo prosty i każdy powinien samodzielnie sobie z nim poradzić, nie wszyscy wiedzą, że rekompensata im się należy.
Wysokość odszkodowania za opóźniony lot zależy od kilku czynników, w tym od tego, jak długie było opóźnienie oraz od odległości między lotniskami. Pasażerowie mogą ubiegać się o pieniężną rekompensatę w wysokości od 250 do nawet 600 euro, jeśli ich lot był opóźniony o więcej niż trzy godziny. Szczegółowo opisaliśmy to w poradniku na WP Turystyka.
Korzystanie z pomocy firm, które za nas ubiegają się o odszkodowanie to z pewnością spora pomoc dla osób, które nie czują się swobodnie w załatwianiu formalności. Problem jednak w tym, że akwizytorzy lotniskowi słowem nie wspominają o prowizji, a wielu zestresowanych turystów podpisuje umowę z nimi bez jej czytania.
- Dobrze, że nie nabrałem się na ich zachęty, bo straciłbym ponad 280 euro (ok. 1,2 tys. zł) - dodał pan Marcin, który podróżował ze swoją żoną i dwójką dzieci. Ostatecznie mężczyźnie samemu udało się doprowadzić sprawę do końca, a po upływie niecałych dwóch miesięcy pieniądze zostały przelane na jego konto.
Podobna sytuacja, również na lotnisku im. Fryderyka Chopina, spotkała panią Patrycję. - Gdy w czerwcu leciałam na wakacje na Sycylię, nasz lot był opóźniony o ok. dziewięć godzin. Na miejscu przy bramkach do wejścia na pokład samolotu czekały już przedstawicielki firmy, które zbierały namiary od podróżnych, aby pomóc w odzyskaniu odszkodowania. W zasadzie nikt nie zadawał pytań skąd się tam wzięły - przyznała w rozmowie z WP.
Reakcje polskich portów lotniczych
O komentarz, dotyczący tego, dlaczego akwizytorzy są wpuszczani na lotnisko, zwróciliśmy się bezpośrednio do biura rzecznika prasowego warszawskiego portu lotniczego. Okazuje się, że władze wiedzą o problemie, ale nie mogą z nim walczyć. Nie chcą wyjaśniać, jakim cudem ktoś wchodzi do hali przylotów bez przepustki, by "nie podsuwać rozwiązań". - Wspomniane osoby nie działają na zlecenie, ani w porozumieniu z Lotniskiem Chopina. Nie posiadają lotniskowych przepustek, ale nie przebywają w strefie zastrzeżonej nielegalnie - twierdzi rzecznik prasowy. - Ich działania można kwalifikować jako nieetyczne, które świadczą o tych osobach i firmach je zatrudniających, jednak w świetle przepisów prawa nie ma podstaw do ich eliminacji prewencyjnej.
Jak wytłumaczył nam Piotr Rudzki, główny specjalista ds. komunikacji w biurze rzecznika prasowego warszawskiego lotniska, formalnie hala odbioru bagażu nie jest strefą zastrzeżoną, a strefą ograniczonego dostępu. - Hala przylotów oznacza strefę ogólnodostępną, gdzie osoby oczekują na pasażerów. Strefa zastrzeżona, to strefa po kontroli bezpieczeństwa, gdzie pasażerowie czekają na swój rejs - powiedział.
To jednak wciąż wydaje się absurdalne, bo każdy, kto był na lotnisku wie, że nie da się wejść do strefy odbioru bagażów ze strefy, w której się oczekuje na pasażerów. - Te osoby, mimo nieposiadania przepustek lotniskowych, nie przebywają tam nielegalnie. Nie chciałbym jednak wchodzić w szczegóły, aby nie wskazywać rozwiązania - dodał Rudzki.
Zdaniem przedstawiciela lotniska Warszawa-Okęcie, na którym akwizytorzy prężnie działają, ujęcie ich jest niezwykle trudne.
- Straż Ochrony Lotniska nie ma uprawnień do działań operacyjnych. Niemniej poprzez działania innego rodzaju i współpracę z agentami obsługi naziemnej oraz innymi podmiotami sukcesywnie dążymy do wyeliminowania tego typu zdarzeń z Lotniska Chopina - poinformowało dodatkowo biuro rzecznika w rozmowie z WP.
Jak się okazuje, problem obecny jest nie tylko na warszawskim lotnisku, ale także w porcie lotniczym w Katowicach. Tam Służba Ochrony Lotniska praktycznie codziennie musi reagować na akwizycję, co niestety stale przypomina walkę z wiatrakami. Piotr Adamczyk, rzecznik lotniska w Pyrzowicach, przyznaje w rozmowie z Fly4free.pl, że sprawa jest znana, a proceder szczególnie mocno nasila się w czasie szczytu sezonu wakacyjnego. Akwizytorzy potrafią być ponoć niezwykle kreatywni, dlatego też wykorzystują fakt, że hala przylotów w myśl przepisów prawa nie jest strefą zastrzeżoną jak hala odlotów, a jedynie strefą nadzorowaną i niepostrzeżenie się tam "wślizgują".
Zdaniem Agnieszki Michajłow, rzeczniczki gdańskiego portu lotniczego, tam problem z akwizytorami nie jest obecny. - Nie słyszałam o takim procederze na lotnisku w Gdańsku. Nie obserwujemy takich osób w terminalu w części ogólnodostępnej, a tym bardziej w hali odbioru bagażu - powiedziała w rozmowie z WP.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się o przypadkach, kiedy akwizytorzy kupowali najtańsze bilety lotnicze i przechodzili kontrolę bezpieczeństwa, aby móc rozdawać ulotki w sprawie odszkodowań w strefie zastrzeżonej.
Rozesłaliśmy pytania do różnych firm zajmujących się pomocą w uzyskaniu odszkodowań. Niektóre z nich - jak AirHelp - nie chciały się odnieść do sprawy. Z kolei firma Zwrotzalot przyznała, że owy proceder jest im znany. - W 2013 roku zdarzyło nam się skorzystać z usług firmy oferującej taki marketing na lotnisku w Oslo, jednak okazało się, że nie było to mile widziane i wycofaliśmy się z tego - przyznała w rozmowie z WP Katarzyna Jodłowska, general manager firmy. - Kilka lat później Zwrotzalot wykupił reklamy na ekranach na lotnisku w Warszawie, co jest w pełni legalną formą marketingu na lotniskach. Nie jest to najtańszą reklamą, stąd też najpewniej mniejsze firmy próbują zachęcać potencjalnych klientów bezpośrednio - dodali.
Natalia Gumińska, dziennikarka Wirtualnej Polski