Nie chciały już mieszkać w kraju. "Po roku czujesz się jak u siebie"
Według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych połowa z 281 mln imigrantów na świecie to kobiety. Opuszczają rodzinne kraje z różnych powodów: uciekając przed biedą, wojną i katastrofami klimatycznymi, szukając lepszych możliwości edukacyjnych i zawodowych, pragnąc lepszego życia dla siebie i swoich najbliższych. Lub po prostu w poszukiwaniu miłości.
ONZ zwraca uwagę, że kobiety częściej niż mężczyźni dostosowują się do planów rodzinnych - wyjeżdżają jako osoby towarzyszące lub aby poślubić kogoś za granicą albo zostają z dziećmi, kiedy mężczyzna wyjeżdża w celach zarobkowych.
Nierzadko cierpią na tym ich perspektywy zawodowe - trudniej im rozwinąć się w innym kraju lub pogodzić samotne macierzyństwo z pracą. Kobiety, które zdecydują się wyemigrować, częściej niż mężczyźni są narażone na przemoc na tle rasowym i seksualnym czy nadużycia na rynku pracy.
O swoich doświadczeniach emigracyjnych opowiedziało mi kilka Polek. Zapytałam je o powody przeprowadzek i trudności, z którymi musiały się zmierzyć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nigdy tak nie rób. Największy błąd podczas spotkania z rekinem
Randka w ciemno w Kolumbii
Ewa Kulak-Carvajal, jedna z bohaterek mojej książki "Rzuć to i jedź, czyli Polki na krańcach świata", należy do kobiet, które wyjechały z za miłością. Na piątym roku studiów przez internet poznała Kolumbijczyka. Przez ponad rok pisali do siebie maile i rozmawiali przez telefon. Po obronie pracy magisterskiej Ewa musiała zdecydować: albo się wreszcie spotkają, albo pora to zakończyć. Była gotowa polecieć do Kolumbii, ale wyjazd tylko z powodu internetowej znajomości był ryzykowny. Dlatego zgłosiła się na staż do polskiej ambasady w Bogocie. Gdyby romans się nie udał, zostałoby chociaż doświadczenie zawodowe. Na szczęście i jedno, i drugie okazało się dobrą inwestycją w przyszłość.
– W naszym przypadku rzeczywistość pokrywała się z tym, o czym pisaliśmy do siebie w listach. Mario nie okazał się kimś innym ani nie zmienił się po pewnym czasie. Wciąż jest fascynującym człowiekiem – dynamicznym, pogodnym, bardzo aktywnym. Choć wychowaliśmy się w innych kulturach, pasujemy do siebie i dobrze się rozumiemy - mówi Ewa.
W czasie stażu w ambasadzie założyła bloga i napisała książkę, dzięki czemu później dostała pracę w kolumbijskim Ministerstwie Turystyki. Potem razem ze wspólniczką założyła biuro podróży. Z biegiem lat Kolumbia stała się dla Ewy drugim domem. Co nie znaczy, że nie tęskni za Polską.
– Bardzo brakuje mi rodziny. Moi rodzice są coraz starsi i za jakiś czas nie będą już mogli mnie odwiedzać. Mam za sobą kryzys z powodu tęsknoty, kiedy przez prawie trzy lata nie mogłam pojechać do Polski. Wtedy nie potrafiłam już dostrzec w życiu w Kolumbii niczego pozytywnego. Przygnębiało mnie wszystko: padający często w Bogocie deszcz, ludzie, na których nie można polegać, permanentna improwizacja we wszystkich aspektach kolumbijskiego życia. Ale po miesiącu w Polsce poczułam się dużo lepiej. Dziś spędzam tam kilka miesięcy w roku i te wizyty są mi potrzebne dla zachowania równowagi.
Praca marzeń we dwoje
Agnieszka Łukasiewicz wyjechała do Wielkiej Brytanii za pracą, dopiero potem spotkała tam męża, Nowozelandczyka. Razem podjęli pracę marzeń - pracowali w luksusowych hotelach na Bali, Fidżi i Malediwach. Ta rajska sceneria to wymarzone miejsce na wakacje, ale praca i codzienność bywają tam wyzwaniem.
– Na wyspach, zwłaszcza małych, jak na Malediwach, ograniczona przestrzeń potrafi być męcząca. Tutaj wszyscy wiedzą o sobie wszystko, nie ma mowy o prywatności. Całą wyspę da się obejść w kwadrans, więc czasem człowiek po prostu musi się gdzieś wyrwać. Pracując i mieszkając na tak małej wysepce, można nabawić się syndromu wyspowej gorączki – z łego samopoczucia spowodowanego długotrwałym przebywaniem na niewielkiej przestrzeni.
Co kilka lat Agnieszka z mężem zmieniają kraj pobytu. A to wpływa na nawiązywane na miejscu relacje.
– Dziś wiele ułatwia internet. W każdej chwili mogę skontaktować się z mamą, siostrą czy przyjaciółkami - mówi Agnieszka. - Poza tym zdążyłam się już przyzwyczaić do naszego trybu życia. Najtrudniej było mi opuścić Londyn, miałam tam wielu znajomych, za którymi bardzo tęskniłam. Dziś, po latach mieszkania w różnych krajach, nie przeżywam już rozstań tak mocno. Świadomie nie zabiegam o nawiązywanie bliższych relacji w nowym miejscu, bo wiem, że prędzej czy później znów wyjedziemy. Może to też kwestia wieku, bo coraz bardziej lubię swoje własne towarzystwo.
Magda Żelazowska - dziennikarka, autorka książek "Nowy Jork. Miasto marzycieli", "Americana. To co najlepsze w USA", "Nowy Jork. Opowieści o mieście", "Rzuć to i jedź, czyli Polki na krańcach świata", "Zachłanni", "Hotel Bankrut". Entuzjastka świata i ludzi. Prowadzi blog zelazowska.pl.