Odcięta od świata Wyspa Wielkanocna. "W promieniu ponad 2000 km nie ma nikogo innego"
Dokładnie 300 lat temu pierwsi Europejczycy dotarli do małej wysepki na południowym Pacyfiku. Przez setki lat zamieszkiwali ją ludzie, dla których była całym światem i dla których konsekwencje jej odkrycia okazały się tragiczne. Dziś Wyspę Wielkanocną wyobrażamy sobie jako miejsce, w którym nie ma żywego ducha. Tylko fale Pacyfiku, pradawna pieśń i duchy przodków zaklęte w kamienne posągi. Jak jest naprawdę? Zdradza Marek Łasisz - pisarz, archeolog i kulturoznawca.
Joanna Klimowicz: Wyspa Wielkanocna - bo odkryta w niedzielę wielkanocną, dokładnie 300 lat temu, prawda? I w taką okrągłą rocznicę wpisuje się też premiera pana książki pt. "Wyspa Wielkanocna – podróż na koniec świata". To wyprawa życia?
Marek Łasisz: Hmm, cały czas mam wrażenie, że może jeszcze jest przede mną, ale rzeczywiście wyprawa na Wyspę Wielkanocna była czymś na tyle niesamowitym, że postanowiłem po raz pierwszy zachować wspomnienia w formie książkowej. Wcześniej wydałem dwie powieści przygodowe, ale była to fikcja, a tu mamy do czynienia z literaturą faktu. Po powrocie spisałem wrażenia i zacząłem zagłębiać się w historię i archeologię Wyspy Wielkanocnej. Z wykształcenia jestem archeologiem i kulturoznawcą, przeszłość czasem nawet bardziej mnie pociąga niż teraźniejszość.
Mam wrażenie, że Wyspa Wielkanocna nie jest do końca odkryta do dziś. Na szereg pytań naukowcy nie znają jednoznacznej odpowiedzi, np. jak były transportowane wielotonowe kamienne bloki, z których powstawały rzeźby z ludzkimi głowami - symbol wyspy?
Przez wiele lat badacze uważali, że do transportu posągów moai używano olbrzymich ilości drewna, które służyło jako budulec do różnych urządzeń, np. w rodzaju sań czy wózków przesuwanych po okrągłych belkach. Powstała nawet koncepcja związana z wylesieniem wyspy właśnie w celu transportu posągów. Dziś ona się zmienia, bo współczesne badania - szczególnie dwóch amerykańskich badaczy: Hunta i Lipo - dowodzą, że być może wcale nie trzeba było wycinać drzew, być może wystarczył system kilku lin, poruszających ustawionym pionowo posągiem jak wielkim kręglem. Do jego głowy przywiązywano trzy liny. Jeden zespół trzymał ją z tyłu i pochylał posąg, a dwa zespoły po bokach zaczynały nim kolebać, co sprawiało, że małymi kroczkami drobił do przodu. Trochę na zasadzie przesuwania lodówki czy ciężkiego mebla.
Do końca jednak tego nie wiemy, badacze rekonstruują to na różne sposoby, na zasadzie tworzenia hipotez mniej lub bardziej prawdopodobnych. Ludność Wyspy Wielkanocnej w XIX w. została wyniszczona przez choroby i porwania przez łowców niewolników, duża część wiedzy zginęła razem z nimi. Nie zachowały się źródła pisane (są co prawda przykłady pisma rongorongo, ale do dziś nieodczytane), a żaden z europejskich odkrywców nie widział transportu posągów.
Proszę opowiedzieć o rdzennych mieszkańcach - kiedy i skąd dotarli na Wyspę Wielkanocną, jak przetrwali katastrofę ekologiczną, kolonizację, klęski głodu i choroby? Jak żyją dziś?
Badacze zgadzają się już co do tego, że Wyspa Wielkanocna została zasiedlona przez Polinezyjczyków. Kiedy to się stało - jest kwestią sporną. Nowe badania wskazują, że dosyć późno, bo ok. 1200 r. naszej ery. Kultura osiadłych na wyspie Polinezyjczyków, których dzisiaj zwiemy Rapanujczykami - od polinezyjskiej nazwy wyspy: Rapa Nui - szczęśliwie do dzisiaj przetrwała, ale łatwo nie było.
Na początku wyspa wydawała się rajem na ziemi. Porastał ją las z wielkimi palmami, żyło kilkadziesiąt gatunków ptaków, w kraterach wulkanicznych i w jaskiniach pod ziemią gromadziła się słodka woda. Polinezyjczycy przywieźli ze sobą rośliny uprawne, kury, ale też szczura, który niestety okazał się gwoździem do trumny lokalnego ekosystemu. Ludzie wycinali drzewa na konstrukcje domów i łodzi, a las nie mógł się odradzać, bo prawdopodobnie populacja tego inwazyjnego gatunku osiągnęła kilka milionów i wyjadała nasiona roślin, orzechy palm. Las uległ całkowitej destrukcji.
Rapanujczycy przetrwali tę katastrofę ekologiczną i aż do przybycia statków europejskich w 1722 r. prace nad posągami moai trwały. Relacje z pierwszych XVIII-wiecznych wypraw wskazują, że Europejczycy spotkali tam zdrową populację, tłum radosnych ludzi, bez żadnego uzbrojenia, bez śladów walk i traumy - mimo zniszczenia środowiska. Niestety, przybycie Europejczyków - a później także statków z innych części świata - doprowadziło do kryzysu. Okazało się, że mieszkańcy nie są odporni na wiele chorób, zaczęła szerzyć się ospa, gruźlica, choroby weneryczne, nawet trąd. Do tego doszły napady łowców niewolników. To wszystko doprowadziło do załamania kultu przodków i destrukcji kultury. W 1877 r. populacja spadła do 110 osób.
Dziś na wyspie mieszka kilka tysięcy osób, ostatnio, jak sprawdzałem - niecałe 8 tys., z czego prawie połowa to potomkowie polinezyjskich osadników, rdzenni Rapanujczycy, którzy odrodzili się z garstki ludności. Są ewidentnie dumni z osiągnięć swoich przodków. Grupy rekonstrukcyjne zajmują się nauczaniem języka rapanujskiego, dawnych pieśni, tańców, strojów. Tradycja wciąż jest żywa na wyspie. Przypadkiem zaszliśmy z żoną na lokalny cmentarz, gdzie na jednym z nagrobków stał posąg moai. Zaskakujące było ujrzenie go nie tylko na stanowisku archeologicznym, ale też współczesnej jego kopii jako fragmentu nagrobka.
Czytaj też: Wielkanoc w Skandynawii. Niezwykłe tradycje
Ponoć na wyspie posągów jest około 900. Robią wrażenie?
Do dzisiaj zidentyfikowano nawet więcej, najnowsze źródła mówią o tysiącu posągów.
A co jeszcze tam warto zobaczyć?
Wyspa choć mała, ma dużo do zaoferowania. Ciekawy jest jej podziemny świat: ok. tysiąca jaskiń, niektóre z nich można zwiedzać, niektóre są dramatycznie umiejscowione, np. z oknami wychodzącymi z klifu na ocean.
Samo miasteczko Hanga Roa też jest ciekawe, warto w nim obejrzeć występ lokalnej grupy folklorystycznej. Są też oczywiście restauracje, wypożyczalnie aut, rowerów albo innych środków lokomocji. Najbardziej utkwiła nam w pamięci wędrówka na najwyższy wulkan, który ma 507 m wysokości. Byliśmy poza sezonem, w lipcu - najzimniejszym miesiącu. Było chłodno, wiało, byliśmy zupełnie sami. Wchodząc coraz wyżej, doznawaliśmy złudzenia, że wyspa coraz bardziej się kurczy, aż na samym wierzchołku mogliśmy objąć wzrokiem cały ląd, dookoła otoczony wodą. Po drodze mijaliśmy kilkadziesiąt wygasłych stożków wulkanicznych, często wygładzonych przez czas - bajkowy krajobraz, w którym przechadzają się spokojnie stada półdzikich koni. Do tego tęcze po przechodzących opadach i chmury nad oceanem.
Wyspa Wielkanocna jest jednym z najbardziej odizolowanych miejsc na świecie.
I to nas do tej wyspy przyciągnęło. Ma też najbardziej na świecie odizolowane lotnisko Mataveri. Dziś należy ona politycznie do Chile. Ze stolicy, Santiago de Chile lecimy samolotem pięć godzin, z czego większość nad oceanem. Od stałego lądu Ameryki Południowej dzieli ją ok. 3600 km, a w drugą stronę do najbliższej polinezyjskiej wyspy czyli Pitcairn jest 2075 km. Czyli w promieniu ponad 2 tys. km nie ma nikogo innego, żadnej ludzkiej osady, ewentualnie tylko statki i samoloty.
Jakie są koszty biletów?
Kiedy byliśmy tam w roku 2019, bilety do Chile kosztowały ponad 4 tys. zł. Bilet z Santiago na Wyspę Wielkanocną kosztował ok. 400 dolarów.
Problem polega na tym, że na początku pandemii koronawirusa Wyspa Wielkanocna została - znowu! - odcięta od świata i wciąż jest zamknięta. Trochę powtórka z historii, prawda?
W lutym coroczny festiwal Tapati Rapa Nui odbył się bez udziału turystów. Do niedawna turystyka była jednym z głównych źródeł dochodu mieszkańców. Oprócz tego było też trochę rybołówstwa i rolnictwa, i duża część mieszkańców zaczęła wracać do dawnych sposobów utrzymania. Pod koniec roku 2021 przeprowadzono referendum i niespodziewanie większość z nich opowiedziała się, żeby utrzymać izolację wyspy, nie wpuszczać turystów. Może oni wcale nie byli aż tak potrzebni do szczęścia, jak się nam wydawało?
Marek Łasisz ukończył archeologię na Uniwersytecie Warszawskim i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim; pracował na wykopaliskach archeologicznych w Polsce i w Peru. Jest autorem książek: "Wyspa Wielkanocna. Podróż na koniec świata", "Dom wilka" i "Fenomen".