Oni wciąż latają do Rosji. Połączenia biją rekordy popularności
Większość europejskich krajów zamknęła przestrzeń powietrzną dla rosyjskich samolotów i nie lata do Rosji. Jednym z niewielu przewoźników, którzy wciąż operują w rosyjskiej przestrzeni powietrznej jest Air Serbia. Linie obsługują osiem połączeń w tygodniu między Belgradem a Moskwą.
"Zamykamy przestrzeń powietrzną UE dla samolotów należących do Rosji, zarejestrowanych w Rosji lub kontrolowanych przez Rosję" - poinformowała w niedzielę 27 lutego przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Do blokady przyłączyły się również Macedonia i Czarnogóra, które nie są w UE.
Air Serbia wciąż lata do Moskwy
Unia Europejska nie zablokowała jednak przewoźnikom korzystania ze swojej przestrzeni powietrznej dla lotów do Rosji. Korzystają z tego linie Air Serbia, które osiem razy w tygodniu latają między Belgradem i Moskwą.
Przewoźnik wyprzedał wszystkie połączenia do rosyjskiej stolicy do soboty 5 marca włącznie. Zdecydował się więc na niektórych z nich latać szerokokadłubowym Airbusem A330-200, co sprawiło, że w systemie rezerwacyjnym pojawiły się dodatkowe miejsca na loty w tym tygodniu.
W tym tygodniu najtańszy bilet z Belgradu do Moskwy można kupić za minimum 483 euro (2270 zł). Na przyszły tydzień ceny są niższe - od 260 euro (1222 zł).
Air Serbia lata według rozkładu
Air Serbia obsługuje także raz w tygodniu połączenie z Belgradu do Sankt Petersburga. W sezonie letnim przewoźnik lata także do Krasnodaru i Rostowa nad Donem, a od czerwca planuje zainaugurować połączenia do Soczi.
Rosja jest jednym z największych rynków na lotnisku w Belgradzie, a obywatele rosyjscy mają prawo do bezwizowego wjazdu do Serbii.
Źródło: EX-YU Aviation
Niezadowolenie Rosjan wzrasta. "Ta wojna jest nieczytelna, absolutnie niezrozumiała"
WP Turystyka na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski