Panna młoda w czarnej sukni. Jakie zwyczaje ślubne obowiązywały niegdyś na Kaszubach
Przed laty na Kaszubach najlepszą porą na ślub był listopad, a dniem – wtorek. Panny młode szły do ołtarza w czarnych sukniach, a ważnym elementem wesela, oprócz oczepin, była tzw. kradzież panny młodej. Które tradycje zachowały się do dzisiaj?
Czarna suknia na ślubie? Czy to jakiś żart? Ale gdy koleżanka przynosi mi zdjęcie swojej prababki ze ślubu, na którym prezentuje się w kreacji o takim kolorze, upewniam się, że tak kiedyś bywało. I pewnie niewiele wspólnego miało z żałobą. Tylko… no właśnie z czym?
– Białą suknię na swój ślub jako pierwsza założyła królowa Maria I Stuart. Popularność, a wręcz boom na biel rozpoczął się od ślubu królowej Wiktorii z księciem Albertem w 1840 r. Jeśli zaś chodzi o symbolikę, to wcale nie oznaczała niewinności i cnoty, lecz była symbolem bogactwa – opowiada Bartosz Stachowiak, kustosz Muzeum we Wdzydzach.
Etnografowie odnotowują
Kustosz przywołuje zapiski Izydora Gulgowskiego, który opisał różne zwyczaje Kaszubów, między innymi związane z ceremonią zaślubin. Etnograf zanotował, że to pan młody kupował swojej przyszłej żonie jedwabną suknię ślubną w kolorze czarnym. A panna młoda wybrankowi serca – apaszkę. Również o tej samej barwie.
Zobacz też: Szwajcaria Kaszubska - gdzie warto się wybrać z dziećmi?
– Dlaczego taki kolor? Decydowały o tym względy praktyczne. Ale też pragnę zwrócić uwagę, że panny młode do ślubu szły w swojej najlepszej sukience. Były to ciemne kolory, takie jak zielony czy odcienie niebieskiego. Warto przeanalizować ikonografię. W tamtych czasach techniki fotograficzne były dość skromne. Płyta żelatynowa oddawała te kolory jako ciemne, a wręcz czarne.
W XVIII i XIX w. może zaskakiwać również miesiąc, kiedy najczęściej odbywał się ślub i wesele. Współcześnie młodzi najczęściej zwracają uwagę, żeby w nazwie miesiąca pojawiła się litera r. Ma to oczywiście sprzyjać szczęściu. Można się więc zastanawiać, czy raczej depresyjny i zwiastujący zimę listopad dla Kaszubów również zawierał jakieś elementy magiczne.
Bartosz Stachowiak, kustosz Muzeum we Wdzydzach, znowu sprowadza mnie na ziemię. – O terminie zamążpójścia decydował plan prac polowych. W XIX w. ostatnimi takimi pracami były wykopki ziemniaków. Po wykonaniu jesiennych obowiązków związanych również z zabezpieczeniem dobytku następował czas, kiedy można było zainteresować się zamążpójściem. Jak notują etnografowie – wówczas panny i panowie stroili się i zaczynali się mieć ku sobie. Oczywiście wcześniejsze sympatie mogły czy nawet musiały mieć znaczenie – opowiada ze swadą Stachowiak.
Rajek wyrusza na swaty
I choć romantyczne porywy serca miały znaczenie, to w minionych czasach małżeństwo było transakcją, podczas której następowało łączenie dwóch rodzin i gospodarstw.
– Ważnym elementem były swaty. Etnografowie zanotowali ważną rolę rajka, który w imieniu pana młodego udawał się do rodziny panny młodej i rozpoczynał negocjacje. Przybywał z napitkiem, którym raczył ojca i matkę panny młodej. I jak napisał Gulgowski, zaczynało się od lakonicznych rozmów zanim doszło do konkretów. Trzeba było prawdopodobnie zmiękczyć ojca panny młodej.
– Jeżeli przyjmowano kolejną dolewkę do szklanki i rozmowa toczyła się w miarę sprawnie, to znaczyło, że mężczyzna miał szansę na przyjęcie. Natomiast gdy rodzice panny młodej, a zwłaszcza jej ojciec, był milczący, oznaczało to, że do ślubu nie dojdzie – opowiada kustosz.
Gdy swaty zakończone zostały sukcesem, na kolejnym spotkaniu uzgadniano wysokość posagu. W niedzielę następowało spotkanie rodziców i wówczas oglądano szczegółowo stajnie, stodoły i obory. A następnie młodzi udawali się do kościoła, żeby dać na zapowiedzi. W drugą niedzielę po zapowiedziach – odbywały się zaręczyny, na które przychodzili najbliżsi krewni. Nie mogło zabraknąć oczywiście rajka.
Pan młody kupował obrączkę. Dla siebie tańszą
– Pan młody na zaręczyny ofiarowywał suknię ślubną. W zależności od zamożności mogła być uszyta z czarnego jedwabiu lub kamlotu (rodzaj alpaki). Kupował również złote obrączki. Dla siebie wybierał tańszą, ledwie pozłacaną. Święcono je w domu panny młodej i to ojciec kobiety zakładał je młodej parze – mówi kustosz.
Przyjęło się, że ślub odbywał się we wtorek. Dlaczego akurat w ten dzień? Etnografowie milczą. – Może wynikało to z ograniczonej dostępności księży, którzy musieli obsługiwać kilka parafii? A także z dojazdem do poszczególnych wsi – zastanawia się Stachowiak.
Wcześniej we czwartek rajek obchodził lub objeżdżał konno wieś i wygłaszał dowcipną i częściowo wierszowaną zapowiedź, zapraszając w ten sposób na uroczystość weselną.
W domu zaś panny młodej pełną parą ruszały przygotowania. Na tę okazję zabijano świnie, kaczki, gęsi czy kury. Wesele to przecież wyjątkowe wydarzenie, więc na stołach musiało się pojawić jadło, które zwykle nie gościło na co dzień.
Do ślubu coraz bliżej
Gdy gospodynie zajmowały się przygotowaniem mięsiwa, pannę młodą stroiły jej drużki.
– Piękna panna nakładała suknię z czarnego jedwabiu. Na wierzch wiązano jej czerwony fartuszek, na ramiona nakładano czerwoną chustkę i bardzo odświętnie zaplatano włosy. To było bardzo istotne, żeby odróżnić ten dzień od innych. Ważnym elementem było nakładanie wianka, który oczywiście symbolizował niewinność i czystość – informuje Stachowiak.
Panna młoda siadała na krześle. Wokół niej gromadzili się goście weselni, a jedna z drużek przynosiła na talerzu wianek mirtowy. Druga z drużek trzymała naczynie z wodą święconą. Matka zaś panny młodej kropiła święconą wodą wianek i nakładała go pannie młodej, a kapela grała pieśń: "Kto się w opiekę oddał panu swemu". Po czym następował tzw. obrzędowy lament, czyli straszny płacz. Wszyscy zaczęli się zanosić płaczem i lamentować, że oto dziewczyna wkracza w dorosłość i opuszcza dom rodzinny.
– Zdarzało się, że panna młoda szła do ślubu bez wianka, ale była to hańba – dodaje kustosz.
Po udekorowaniu wiankiem wszyscy udawali się do kościoła. Często ceremonia zaślubin odbywała się bez mszy. Oczywiście, uroczystości tej towarzyszyło wiele przesądów i zabobonów. Mówiło się, że jeśli kobieta chce mieć przewagę w związku, to powinna założyć na siebie element męskiego ubioru albo wbić panu młodemu igłę w kołnierz. W trakcie zaślubin powinna trzymać rękę na górze.
Sugerowano też, żeby para młoda klęczała w kościele bardzo blisko siebie, żeby złe moce nie dostały się pomiędzy nich. Obserwowano również, jak się palą świece na ołtarzu. Jeśli wszystkie świeciły się jasno, to wróżyło im szczęście, jeśli paliły się przytłumionym płomieniem, to zwiastowało kłopoty w związku. Jeśli po którejś stronie świeca paliła się słabszym płomieniem, to oznaczało, że ta osoba umrze pierwsza. Wzgardzony kochanek za to, że wybrała innego, mógł się zemścić, wbijając jej igłę w suknię.
Ceremonia zaślubin odbywała się w południe. A od godz. 17:00 zaczynało się wesele. Rozpoczynało się od pokrojenia przez pannę młodą bochenka chleba. Każdy gość musiał otrzymać z jej rąk kromkę, żeby w domu nigdy nie było niedostatku.
Stoły były suto zastawione następującymi potrawami: mięsem baranim z zupą i ziemniakami, ryżem na mleku z rodzynkami, zupą na baranim tłuszczu, czyli baraninką, kurzym mięsem z sosem rodzynkowym. Były to prawdziwe frykasy, które na kaszubskich stołach gościły niezwykle rzadko. Obowiązkowo musiał się pojawić barszcz na zakwasie, z dodatkiem kaszy jęczmiennej i gęsim mięsem, grzybami czy owocami. Pito piwo, gorzałkę i piwo jałowcowe, które niegdyś było bardzo popularne.
Kradzież panny młodej
Ok. godz. 11:00 wieczorem następował pierwszy z rytuałów, czyli taniec z panną młodą. Na stole stawiano talerze, i co ciekawe, tak rzucano monety, żeby je stłuc. Im więcej skorup na ziemi, tym większe szczęście panny młodej.
– A potem odbywał się zwyczaj zwany sprzedażą panny młodą. Rajek, czyli ten, który swatał, wchodził do izby razem z przebranymi gośćmi. Jeden był przebrany za handlarza. W tamtych czasach przyjęło się, że to Żyd. I rozpoczynał się handel panną młodą. Ten zwyczaj możemy zakwalifikować do tzw. maszków, znanych na Kaszubach zwyczajów weselnych. Poprzebierani psotnicy niosą dobrą wróżbę poprzez udział w takim rytuale. Handlarz miał ze sobą ogromny wór na plecach i pytał, czy jest coś na sprzedaż, więc rajek ofiarował mu na sprzedaż pannę młodą. Handlarz zaczyna się targować ze swatem i w ten sposób goście weselni uczestniczą w festiwalu rubasznego humoru. Padają wady i zalety, oczywiście pokazane w krzywym zwierciadle. Żyd krzyczy, że panna ma krzywe nogi, zeza, że pewnie jest leniwa, a potem padają różne kwoty. Oczywiście Żyd tę stawkę przebija i następnie cała zabawa kończy się symboliczną bijatyką z panem młodym, a Żyd zostaje wykopany za drzwi. I dopiero wtedy młodzi zgodnie ze zwyczajem należą do siebie, bo mężczyzna odrzucił propozycję handlu i sprzedaży swej wybranki serca. Na zakończenie obrzędu młodzi tańczą wspólny taniec – opowiada Stachowiak.
Po czym następują oczepiny. Starsza krewna zdejmowała wianek pannie młodej i nakładała jej biały czepek jako znak mężatki. I w ten sposób kończyły się uroczystości weselne dla młodej pary. I zaczynała się biesiada na całego, która potrafiła trwać nawet kilka dni.
Zastanawiam się, który z opisanych zwyczajów gości jeszcze na waszych ślubach i weselach i przetrwał do dzisiaj? I co myślicie o czarnej kreacji panny młodej? Ślub w gotyckim stylu. Czy to nie brzmi interesująco?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl