LudziePiekło w Wenezueli. Doświadczają go też Polacy

Piekło w Wenezueli. Doświadczają go też Polacy

Głód, hiperinflacja i niepewna przyszłość. Mieszkańcy Wenezueli przeżywają dramat. O tym, jak jest na miejscu rozmawiamy z Justyną Zuń-Dalloul, dziennikarką, tłumaczką i liderką Stowarzyszenia Polaków w Wenezueli.

Piekło w Wenezueli. Doświadczają go też Polacy
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com

13.02.2019 | aktual.: 14.02.2019 00:31

Urszula Abucewicz, WP: Wenezuela jest na krawędzi wojny domowej. Ale kryzys w kraju utrzymuje się od dłuższego czasu?

Justyna Zuń-Dalloul: Tak, od 2013 r. Wtedy spadły ceny ropy naftowej i rozpoczęła się ogromna hiperinflacja. Myślę, że to co się dzieje w tej właśnie chwili to skumulowane niezadowolenie mieszkańców. Zaczęto protestować, organizować marsze. I te sytuacje możemy zobaczyć w telewizji.

Ale są sytuacje, o których wszyscy milczą. Nie mówi się o tym, bo to jest mało medialne, tego nie widać. Ludzie w Wenezueli umierają, bo nie mają dostępu do szpitala, bo nie mają co jeść, właśnie ze względu na tę hiperinflację.

Większość Wenezuelczyków otrzymuje pensję 18 tys. boliwarów (co jest równowartością 4-5 dolarów na miesiąc). A ceny usług i produktów są międzynarodowe. Eksperci mówią o inflacji wynoszącej 10 mln proc. Tego już chyba nie można obliczyć... W rezultacie mamy kryzys humanitarny, gospodarczy i ekonomiczny. To nie zaczęło się z dnia na dzień.

Mówi się także o ogromnym exodusie w kraju. Kto może, ten stąd ucieka.

Tak jest od lat. Ludzie uciekają stąd nie tylko do Europy, Stanów Zjednoczonych, ale także do innych krajów Ameryki Łacińskiej. Stać ich na wiele poświęceń, idą tysiące kilometrów, żeby dotrzeć do Brazylii, Kolumbii czy innych państw. Idą pieszo. Oczywiście tak robią najbiedniejsi. Każdy, kto może się stąd wyrwać, a cieszy się dobrym zdrowiem, robi to bez zastanowienia, byle tylko uciec od marnych płac i głodu.

Obraz
© PAP / EPA

Jak wygląda codzienne życie, gdy brak podstawowych produktów w sklepach? Jak sobie radzą Wenezuelczycy?

Ci, którzy sobie nie radzą, pewnie umierają. Tego nie widać. Umierają po cichu... Czytałam w prasie, że ludzie jedli liście oraz trawę i potem dostali silnej biegunki. A w związku z tym, że szpitale nie funkcjonują, najmniejsza choroba oznacza śmierć. Zresztą przykładów nie muszę daleko szukać. W moim otoczeniu każdego dnia widzę sytuacje, wołające o pomstę do nieba. Znajoma przeszła wylew sama, w domu. Dobrze, że był lekki. Matka mojej dozorczyni chorowała bez jakiejkolwiek opieki lekarskiej.

Obraz
© PAP / EPA

Według statystyk, w ubiegłym roku śmiertelność dzieci z powodu niedożywienia wzrosła o 14,5 proc. Aż 82 proc. społeczeństwa wenezuelskiego żyje w nędzy, z czego połowa w skrajnej biedzie. Klasa średnia, niegdyś liczna i dobrze prosperująca, zanikła.

Jednakże sytuacja w ostatnich dwóch, trzech latach zwiększonego kryzysu różnicuje społeczeństwo. Powstaje tu nowa klasa, żyjąca z pomocy tych, którzy wyjechali za granicę. Niestety nie wszyscy mogą na to liczyć. Ale oprócz biedy, rzucają się również w oczy wielkie fortuny.

A boliwar? Tutejszy środek płatniczy istnieje tylko symbolicznie. Dwa razy dziennie zmieniany jest kurs w odniesieniu do czarnorynkowego dolara. Ostatnio – i to jest ciekawe – kurs rynkowego dolara przekroczył znacznie kurs tego czarnorynkowego.

Czy szkoły funkcjonują?

Tak, ale "a la venezolana". Nauczyciele przychodzą do pracy, ale dzieci często nie… Coraz większym problemem staje się niedożywienie uczniów, dzieci przychodzą do szkoły głodne lub zostają w domu, bo nie mają siły. Obserwuje się to zwłaszcza w szkołach publicznych.

Prezydent Maduro konsekwentnie odmawia przyjęcia pomocy humanitarnej.

Maduro nie wpuszcza międzynarodowych organizacji charytatywnych, odrzucił pomoc zagraniczną. W ten sposób przyznałby się, że kryzys istnieje. Nawet papież Franciszek, który próbował negocjować z rządem Maduro, by ten wpuścił do Wenezueli Caritas, niczego nie wskórał.

Obraz
© Shutterstock.com

Ostatnio Juan Guaido, który ogłosił się tymczasowym prezydentem Wenezueli, zaapelował o pomoc humanitarną twierdząc, że jako głowa państwa wie czego naród potrzebuje i ma nadzieję na pomoc krajów, które go uznały. Stany Zjednoczone przesłały transport z lekarstwami, który przeszedł jakimś cudem przez granicę z Kolumbią. Maduro kazał zamknąć most i przejście graniczne między obydwoma krajami.

Obraz
© PAP / EPA

Jak sobie w takiej trudnej rzeczywistości radzą Polacy?

Według polskiego rządu - w Wenezueli... nie ma Polaków! Tak przynajmniej twierdzi Komisja senacka ds. Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą. W Wenezueli jednak są Polacy. Może dość niewielka liczba (bo ok. 4, 5 tys.), w porównaniu z innymi krajami, ale jednak jesteśmy, żyjemy tu, dajemy sobie radę lub wegetujemy. Zwłaszcza ludzie chorzy, starzy lub inwalidzi.

Polski konsulat w Caracas zakupił kilka leków. Nie zaspakaja to jednak potrzeb. Oczekujemy konkretnych posunięć rządu. Jesteśmy obywatelami polskimi żyjącymi w kraju zagrożenia humanitarnego. Inne rządy objęły swoich obywateli mieszkających w Wenezueli pełną opieką socjalną, z zawarciem umów z klinikami.

Obraz
© PAP / EPA

W 2018 r. sporządziliśmy oficjalne zapotrzebowanie na leki. Prowadziliśmy rozmowy na ten temat z powołanym przez prezydenta Dudę, Biurem ds. Kontaktu z Polakami za Granicą przy Kancelarii Prezydenta. I niestety skończyło się na obiecywaniu. Nie możemy liczyć na żadną pomoc.

Prosilibyśmy o to, żeby polski rząd zaczął reagować na realną sytuację we współczesnym świecie. Ostatnio szef MSZ z taką troską wypowiadał się o Wenezueli, a w imieniu polskiego rządu uznał rząd Juana Guaido. Pewnie nawet nie pomyślał, że Wenezuela to także mieszkający w niej Polacy.


Na początku lutego redakcja Wirtualnej Polski zwróciła się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych z prośbą o udzielenie odpowiedzi na kilka pytań, dotyczących losu Polaków w tym kraju. Niestety do dnia dzisiejszego nasz e-mail pozostał bez odpowiedzi.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (299)