Trwa ładowanie...

Pieszo przez Ameryki. "Po tej podróży już nigdy nie będziemy smutni"

W trakcie naszej rozmowy czasem przerywają, żeby sprawdzić trasę, a czasem oddychają z trudem (przepraszają, ale właśnie idą pod górę). Ola Synowiec i Arek Winiatorski pokochali podróżowanie pieszo. Właśnie przemierzają Polskę. Wcześniej przeszli przez Amerykę Środkową i Północną. Swoją wyprawę opisali w książce "Na poboczu Ameryk. Pieszo z Panamy do Kanady".

Vancouver - meta wyprawy po obu AmerykachVancouver - meta wyprawy po obu AmerykachŹródło: Archiwum prywatne
dvwwmzw
dvwwmzw

Magda Żelazowska: Arku, piszesz w książce, że podróż zaczyna się na długo przed zamknięciem za sobą drzwi domu. Kiedy więc zaczęła się wasza wyprawa?

Arek: Zanim wyruszyłem pieszo z Panamy, przez 18 miesięcy jeździłem autostopem po Ameryce Południowej. Zauważyłem jednak, że ten sposób podróżowania jest dla mnie za szybki, wolałem zwolnić, poznawać ludzi. Chciałem też sprawdzić moje ciało, przekonać się, czy jestem silny czy słaby. Zamieniłem autostop na wędrówkę. Wpadłem na ten pomysł na granicy Chile i Argentyny, gdzie musiałem pieszo przejść krótki odcinek. Szło się z górki, łatwo i przyjemnie, spodobało mi się.

Ola: Poznaliśmy się w Meksyku, w miasteczku San Cristóbal de las Casas, gdzie mieszkałam od siedmiu lat. Zakochaliśmy się, a zakochani ludzie robią różne szalone rzeczy. Spodobał mi się pomysł wspólnej wędrówki z Arkiem. Już wcześniej chciałam lepiej poznać Meksyk, ale nie wszędzie czułam się komfortowo sama.

Ile trwała wasza wędrówka?

Arek: Prawie dwa lata.

dvwwmzw

Ola: Arek zaczął sam, przeszedł prawie 12 tys. kilometrów, z czego razem ze mną - siedem tysięcy.

Trasa była zaplanowana czy traktowaliście ją jak otwartą książkę?

Arek: Na początku zamierzałem dojść do Meksyku i tam zmienić sposób poruszania się, np. na rower, żeby każdą z Ameryk przemierzyć inaczej. Chodzenie spodobało mi się jednak tak bardzo, że przy nim pozostałem. Potem dołączyła do mnie Ola. Mieliśmy ogólny kierunek, w górę mapy, na północ.

Ola: Nasza trasa ewoluowała. Arek chciał iść wschodnim wybrzeżem Meksyku, ale odradziłam mu to ze względu na bezpieczeństwo. Wybraliśmy zachodnie wybrzeże Meksyku i Stanów. Trasę ustalaliśmy na kilka tygodni wcześniej. Nie spieszyliśmy się. Arek chciał odwiedzić kolegę w Meksyku, ale szliśmy tak wolno, że ten zdążył się wyprowadzić! Nadłożyliśmy w ten sposób kilkaset kilometrów.

Mapa wyprawy Oli i Arka Stones on Travel
Mapa wyprawy Oli i ArkaŹródło: Stones on Travel

Arek zaczął wędrówkę od kupienia sportowego wózka dziecięcego. Co jeszcze zabraliście?

Arek: Staraliśmy się nieść jak najmniej. Nasze rzeczy były wielofunkcyjne, np. łyżki służyły do jedzenia, ale też do wymiany dętek w wózku.

dvwwmzw

Ola: Bardzo przydawała się srebrna taśma klejąca, używaliśmy jej do naprawienia kijków do namiotu i sklejenia butów. Praktyczna okazała się też czarna folia budowlana. Przykrywaliśmy nią wózek na czas marszu, sprawdzała się też jako dodatkowa warstwa izolacyjna w nocy i osłona przed słońcem na pustyni.

Gdzie nocowaliście?

Ola: W Ameryce Łacińskiej czuliśmy się bezpieczniej w miasteczkach i wioskach. Od razu szliśmy się przedstawić - do księdza, lokalnych władz, policji, pani w sklepie. Miejscowi często czuli większe zagrożenie z naszej strony niż odwrotnie - chcieliśmy, by wiedzieli, kim jesteśmy. W Stanach spaliśmy na łonie natury, ugościła nas też amerykańska Polonia. Poza tym korzystaliśmy z serwisów dla podróżników typu Couchsurfing.

dvwwmzw

Arek: Jeden z ciekawszych noclegów mieliśmy na bramkach autostradowych w Meksyku. Były jak oazy pośród niczego. Stanowiliśmy ciekawostkę dla znudzonych pracowników, chętnie nas gościli. Mogliśmy korzystać z toalety, gniazdka, kawy.

Źródło: Archiwum prywatne
Odpoczynek pod wiaduktem na północy Meksyku

W drodze czuliście się bezpiecznie?

Arek: Nie stanęliśmy twarzą w twarz z bezpośrednim zagrożeniem. Sam przeszedłem przez Honduras i Salwador - najniebezpieczniejsze kraje na świecie. Musiałem mieć oczy dookoła głowy, żeby nie zapuścić się w dzielnice, skąd mógłbym nie wyjść. Ale zaznałem tam dużej gościnności, miejscowi otaczali mnie opieką. W czasie naszej wyprawy największym niebezpieczeństwem był ruch samochodowy.

dvwwmzw

Marsz nie pasuje do współczesnego świata. Chcemy dziś dużo i szybko, także w podróży.

Arek: To prawda, liczy się szybkość, wynik, monetyzacja. Ale też mamy trendy zwalniające, slow food, slow life. Zapędziliśmy się w karuzeli życia, czujemy, że chcemy zwolnić i przemyśleć, dokąd zmierzamy, kim jesteśmy. Wędrówka to umożliwia. Poruszanie się z prędkością pięciu kilometrów na godzinę daje czas, by poznać świat we wszystkich jego odsłonach. Nie oddziela nas od niego szyba samochodu, możemy go podziwiać, czuć, słyszeć dotknąć. Spokojne tempo pozwala poznawać ludzi, a to oni tworzą miejsca. Moim zdaniem nawet najpiękniejsze zakątki bez ludzi są jak zupa bez soli - bez smaku. W spotkaniu z drugim człowiekiem można odkryć siebie, bo wszyscy jesteśmy do siebie podobni. W historii drugiego człowieka można znaleźć odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

Czego dowiedzieliście się o sobie dzięki wędrówce?

Arek: Że jesteśmy silniejsi niż sądziliśmy. Sam nie mam ciała atlety, jestem bardziej wklęsły niż wypukły, śmieję się, że łatwiej znaleźć wodę na Księżycu niż tkankę mięśniową w moim ciele. Okazało się jednak, że siła nie tkwi w mięśniach, a w głowie. Pcha nas podążanie za marzeniami. Ola miała podobnie, na co dzień zajmuje się pisaniem. Tymczasem mieliśmy siłę, by przejść 40-50 kilometrów w ciągu dnia.

dvwwmzw

Podróże w parze to egzamin dla związku. A wy wybraliście ekstremalne warunki.

Ola: Polecam podróże wszystkim parom. Można się w ten sposób lepiej poznać. Jesteśmy razem przez cały czas, często w stresujących warunkach, w naszym przypadku przy dużym wysiłku fizycznym. Spadają wszelkie maski. W czasie wędrówki spojrzeliśmy na siebie czulej, zobaczyliśmy nasze człowieczeństwo łącznie z fizycznością. Arek powiedział mi chyba najbardziej romantyczną rzecz, jaką usłyszałam w życiu: "Chciałbym, żebyś była dobrze nawodniona". Poza tym byliśmy zbyt zmęczeni, by się kłócić, musieliśmy mądrze pożytkować energię.

Ola i Arek Archiwum prywatne
Ola i ArekŹródło: Archiwum prywatne
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Archiwum prywatne
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami ZjednoczonymiŹródło: Archiwum prywatne

Które ze spotkań w drodze było dla was szczególne?

Ola: Najczęściej wracam myślą do ludzi z północy Meksyku, z ośrodka pomocy imigrantom.

dvwwmzw

Ksiądz Nicolás zrobił nam niespodziankę, czekał na nas kościół pełen ludzi z polskimi flagami, powitali nas okrzykiem po polsku "Witajcie". Baliśmy się tego rejonu, a spotkaliśmy się tam z ciepłem i życzliwością.

Arek: Mnie zapadły w pamięć spotkania ze zwykłymi ludźmi, na poboczu, pod sklepem. Pamiętam, jak o zachodzie słońca zauważyłem ludzi na wzgórzu, pracowali ręcznymi kopaczkami. Nagle jeden mężczyzna wyprostował się i pomachał do mnie. Nie wiem, kim był ten człowiek, ale poczułem wtedy coś niezwykłego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Niesamowity gest skierowany do Polaków. "Ryczałam jak bóbr"

Co było najlepsze i najtrudniejsze w waszej wyprawie?

Arek: W USA najlepsze było masło orzechowe. Energetyczne, tanie, dobre.

Ola: A najgorsze były same Stany.

Arek: Mur na granicy z Meksykiem to granica między dwoma światami. Stany są negatywem Ameryki Łacińskiej. Infrastruktura w USA jest dużo lepsza, szliśmy wygodnymi chodnikami. Ale nikogo tam nie spotykaliśmy, bo wszyscy jeżdżą samochodami. Brakowało nam rozmów z ludźmi, czegoś więcej niż small talk. Wyzwaniem było też zdobywanie pożywienia, w Stanach zakupy robi się głównie w marketach poza miastami. Dla nas było to pół dnia wędrówki.

Ola: Mentalnie najlepsze było poczucie wolności, nic nas nie ograniczało – ani rozkład jazdy, ani ceny paliwa. Wiedzieliśmy, że dotrzemy tam, gdzie chcemy. Życie w takiej podróży sprowadza się do kilku potrzeb, poza tym można cieszyć się światem. Trudne było to, że spotkania z ludźmi - choć wspaniałe - kończyły się, a relacje w domu usychały. Czuliśmy się samotni.

W książce piszecie: "Po tej podróży już chyba nigdy nie będziemy smutni, bo gdy raz dostrzeże się cud świata w każdym najmniejszym detalu, nie da się tego już nigdy odwidzieć." Nadal tak czujecie?

Ola: Tak, wędrówka nauczyła nas innego spojrzenia na świat, cieszenia się z małych rzeczy. W taki sam sposób patrzymy teraz na życie, na każdy dzień.

Arek: Wróciliśmy do Polski, ale nadal wędrujemy, aktualnie przez nasz kraj. Każdy, kto chce, może do nas dołączyć na dowolnym odcinku – naszą trasę można śledzić w mediach społecznościowych. Mamy wiele planów. Szkoda, że nie jesteśmy stonogą! Ale wędrówka to też szkoła odpuszczania. Nie zobaczymy wszystkiego, ale dostrzegamy więcej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
dvwwmzw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dvwwmzw