Podziemne życie w kraju ajatollahów. Iran i jego zakazane przyjemności
Iran nie jest tym, czym się wydaje - surowym, spętanym zakazami religijnymi i sparaliżowanym strachem przed policją obyczajową krajem. To znaczy jest, ale tylko na pierwszy rzut oka.
24.06.2019 16:54
Rzeczywiście, od rewolucji islamskiej jest rządzony przez duchownych, izolowany od reszty świata i obowiązują w nim reguły, których turysta nie rozumie, a którym musi się podporządkować: poczynając od hidżabu i zakrytych włosów u kobiet, poprzez skromne zachowanie w miejscach publicznych, aż po całkowitą prohibicję. Całkowitą?
Szarob Sziraz
Nie do końca. Przekonałam się o tym już pierwszego dnia podróży po Iranie. Wraz z przyjaciółką wylądowałam w Teheranie i wewnętrznymi liniami lotniczymi poleciałyśmy na południe, do Bandar Buszehr. Zobaczyć Zatokę Perską, zanurzyć w niej stopę (ach, to już w Iranie istna pornografia) - marzyłyśmy. W porcie byłyśmy o świcie, a mimo to parę osób spacerowało nabrzeżem. Choć skromnie przysłonięte chustami, wyglądałyśmy wystarczająco "turystycznie", by uaktywnić niezrównaną perską gościnność.
Wprawdzie taarof (specyficzny savoir-vivre) każe trzy razy odmówić zaproszenia, ale byłyśmy tak podekscytowane możliwością wizyty w perskim domu, że aż tyle nie wytrzymałyśmy. Tak wylądowałyśmy u Muhammada, jego krewnych i przyjaciół. W domach, gdzie próżno szukać łóżek i stołów, gdzie śpi się i biesiaduje na miękkich dywanach, a w rogu największego pokoju nieodmiennie pulsuje wielki ekran telewizora z zachodnim programem muzycznym.
Niby telewizja satelitarna jest zabroniona, ale talerze "zdobią" prawie każdy dom. Niby zakazane są media społecznościowe, ale Irańczycy mają konta na portalach (na Twitterze mają je nawet przywódcy duchowi!). Internet jest kontrolowany przez państwo, wiele serwisów jest blokowanych, ale Irańczycy z łatwością obchodzą zabezpieczenia. Wystarczy zapytać w kafejce internetowej albo nawet pierwszego z brzegu napotkanego po drodze młodego człowieka, jak wejść na stronę przez bramki proxy albo wgrać aplikację VPN.
Prawdziwa schizofrenia. Z jednej strony - zakazy, a z drugiej - społeczeństwo, które i tak stara się ze wszystkich sił i dość pogodnie robić coś zupełnie odwrotnego.
- Słyszałyście o szczepie winorośli z Sziraz? Nie chwaląc się, robię najlepsze wino - szarob [to po persku wino - red.] - oznajmia Muhammad pierwszego wieczora w Bandar Buszehr, a nam oczy robią się okrągłe ze zdziwienia. Ale jak to, przecież to zabronione?
Wino jest rzeczywiście pyszne. Muhammad częstuje czekoladą, bo to tutaj idealna przekąska do tego trunku. Kiedy w nocy wszyscy tańczymy w mieszkaniu, oczywiście bez żadnego podziału na kobiety i mężczyzn, gospodarze tylko szczelniej zasłaniają okna.
W kłębach dymu
Z Bandar Buszehr jedziemy do legendarnego miasta Sziraz, gdzie chcemy obejrzeć taniec promieni słońca na mozaikach Różowego Meczetu - Nasir Al-Molk, ale przy okazji dostajemy też kolejną lekcję o prawdziwym życiu Irańczyków. Tym razem tych bardzo młodych, dla których szczytem lansu jest spotkanie z dziewczyną, chłopakiem w swoistym coffee-shopie.
O ile zdarzają się w Iranie etapy zaostrzenia zakazów, to my najwyraźniej trafiłyśmy na odwilż, bo takie lokale działały w niższych kondygnacjach niektórych hoteli. W eleganckiej piwnicy, zasnuta kłębami dymu siedziała wymuskana młodzież płci obojga, delektując się herbatą, fajką wodą i ukradkowym muśnięciem rąk.
Muzyka pod groźbą więzienia
Wydawałoby się, że muzyka i taniec winne być rozrywką stosunkowo najmniej "groźną". Ale nie dla ajatollahów. Dość powiedzieć, że kobiety w Iranie mają całkowity zakaz występów publicznych solo.
Na cenzurowanym są też współczesne gatunki muzyczne. Rave? House? Techno? Ciężka sprawa, ale nie całkowicie przegrana. Ile przeszkód muszą pokonać ich miłośnicy, pokazuje film "Raving Iran" (z rewelacyjną, transową ścieżką dźwiękową). Dwaj didżeje z Teheranu - Arash i Anoosh - organizują dla swoich rówieśników podziemne imprezy, nawet na pustyni, wspinając się na wyżyny konspiracji. Bo nie tylko muzykom, ale też wszystkim uczestnikom imprezy, na której bawią się razem kobiety i mężczyźni, na dodatek przy undergroundowej muzyce, grozi więzienie.
Nietrudno się domyśleć, że muzycy stają przed trudnym życiowym wyborem. Jakie są dalsze losy niepokornych Irańczyków, można śledzić na ich facebookowym profilu Blade&Beard. Jak informuje producent filmu, został on nakręcony w dużej mierze ukrytym w kieszeni Arasha iPhonem, a zdjęcia części bohaterów celowo zapikselowano, by nie narażać ich na konsekwencje.
Jeśli myślicie jednak, że te wszystkie przeciwności, a ostatnio też międzynarodowe sankcje, które niestety uderzają w jakość życia przeciętnego Irańczyka, powodują, że zamykają się oni na świat, bardzo się mylicie. Zwykli mieszkańcy tego kraju są bardzo otwarci. Bez pudła rozpoznają turystów, pozdrawiają, ćwiczą swój angielski, a ci na prowincji proszą o zapozowanie do zdjęć. Natomiast staruszki w czadorach witają przybyszów uśmiechem i formułą: "Welcome to Iran".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl