Pokazuje, jak czerpać radość z życia. Dla Agnieszki nie istnieją żadne przeszkody
Jest ambitna, zaraża optymizmem i realizuje marzenia. Agnieszka Hajdukiewicz, mimo bolesnych doświadczeń, nie poddaje się i konsekwentnie idzie naprzód. Choć ma dopiero 22 lata, jest osobą z niepełnosprawnością od urodzenia, zrobiła w życiu więcej niż niejeden człowiek w kwiecie wieku. Kim jest ta ujmująca dziewczyna, która poruszyła serca tysięcy Polaków?
06.10.2020 | aktual.: 06.10.2020 21:52
Urodziła się bez dolnych kończyn. Gdy miała 2 lata, jej mama zmarła z powodu nowotworu. Ojca straciła, kiedy była w gimnazjum. Agnieszkę i czwórkę jej rodzeństwa spotkała olbrzymia tragedia. Ale nigdy się nie poddawała. Co więcej – bolesne doświadczenia życiowe hartowały ją i mobilizowały do cięższej pracy nad sobą. W tej historii ważną postacią jest Janina Ułaś, siostra biologicznej mamy Agi, która 20 lat temu zaopiekowała się nią oraz jej braćmi i siostrą, gdyż nie mógł tego uczynić ojciec. Oficjalnie to ciocia, ale dla 22-latki z Czaplinka to mama. Bo jakże inaczej można by było nazwać osobę, która zrobiła wszystko, by dzieci, które zamieszkały wraz z nią, poczuły ciepło ogniska domowego?
- Mama przez długie lata przygotowywała mnie do samodzielnego życia. Były momenty, kiedy było ciężko, ale dawaliśmy radę. Teraz ja bym chciała dać jej coś od siebie, aby dzięki mnie na przykład poznawała świat. Gdy jest taka możliwość, z wielką radością gdzieś ją zabieram. Gdybym mogła, to bym przychyliła jej nieba – mówi w rozmowie z WP Agnieszka Hajdukiewicz, o której w ostatnim czasie, za sprawą postu udostępnionego w mediach społecznościowych, usłyszało wielu naszych rodaków.
Wojciech Gojke, WP: Filmik z twoim udziałem wywołał duże poruszenie w mediach społecznościowych.
Agnieszka Hajdukiewicz: Zupełnie się tego nie spodziewałam, że tak to się skończy. Uznałam, że skoro jestem pierwszy raz w górach, to dlaczego by nie skorzystać z okazji, aby zrobić zdjęcia, nagrać filmik i opublikować je w mediach społecznościowych czy po prostu podzielić się nimi z bliskimi.
Do Zakopanego zaprosiła mnie koleżanka, którą poznałam ponad pół roku temu w sieci. W marcu, kiedy zaczęła się pandemia, Polacy zaczęli masowo piec chleby w swoich domach. Ja również, a zdjęcie swoich wypieków opublikowałam na Instagramie. Dostałam wiadomość od Agnieszki Bafia z prośbą, abym przesłała jej przepis. Zaczęłyśmy rozmawiać, dobrze nam się konwersowało. Niedługo później zaprosiła mnie do swojego ośrodka wypoczynkowego w Zakopanem. Nie mogłam przyjechać w marcu, dlatego umówiłyśmy się na wrzesień.
Przyszła jesień i ruszyłaś do Zakopanego.
Ja i mama, w towarzystwie naszych pupili, wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy 710 km na południe Polski, do Willi Swoboda, prowadzonej przez Agnieszkę. Prowadziłam pojazd, choć muszę przyznać, że tak długa trasa była dla mnie wyzwaniem, ale po 12 godzinach, bez większych przeszkód, dotarłyśmy na miejsce.
Jedną z atrakcji na miejscu był wjazd kolejką na Kasprowy Wierch. Aby dostać się do stacji meteorologicznej, trzeba też było przejść kilkusetmetrowy odcinek o własnych siłach. Przyjaciółka powiedziała: "to co, idziemy"? Spojrzałam się na nią ze zdziwieniem, ale ona odparła: "kto da radę, jak nie ty?". Wdrapałyśmy się do stacji. Dzień później pojechałyśmy nad Morskie Oko. Główny odcinek – po uzyskaniu zgody od TPN – pokonałyśmy samochodem, a do samego jeziora trzeba było dotrzeć również o własnych siłach.
Dałaś radę dotrzeć nad jezioro samodzielnie. Jaka była reakcja turystów? Proponowali pomoc?
Zdaję sobie sprawę, że przykuwam wzrok i nie zawsze ludzie wiedzą, jak zareagować – np. w takiej sytuacji, kiedy wspinałam się po schodach do Morskiego Oka. Ale naprawdę, jeśli ktoś czuje, że powinien zaoferować pomoc - co jest naprawdę miłe - wystarczy się zapytać. I faktycznie podchodziły do mnie osoby, które proponowały, że mnie poprowadzą. Grzecznie odpowiadałam, że dam radę i życzyłam im miłego dnia.
10 lat temu bym się nie odważyła na taką wyprawę. Długo dojrzewałam do tego, aby się bardziej otworzyć, przełamać się, wyruszyć w podróż.
Wielu turystów udaje się nad Morskie Oko fasiągami, mimo że mogliby dotrzeć na miejsce piechotą.
Osobiście uważam, że tych koni nie powinno tam być. Ale nie mi oceniać inne osoby. Jeśli chcą korzystać z tej atrakcji, to ich sprawa. I jeśli poczują, że to nie był dobry wybór – to ich będzie gryźć sumienie.
Filmik z twoim udziałem poruszył wiele osób. Domyślam się, że na prywatnej skrzynce pocztowej pojawiło się wiele wiadomości.
Zgadza się. Napisał do mnie m.in. pan, który wraz ze swoimi znajomymi zapytał się, czego aktualnie potrzebuję, ponieważ chce mi pomóc w uzyskaniu jeszcze większej sprawności, poprzez zorganizowanie zbiórki na portalach typu "zrzutka.pl". To był wspaniały gest, pokazujący, jak wiele dobrych ludzi żyje wokół nas. A tych pozytywnych wiadomości było znacznie więcej. Nie spodziewałam się, że przez jeden filmik udostępniony w mediach społecznościowych może mnie spotkać tyle dobrego.
Były też inne wiadomości od użytkowników.
Tak. Pisali, że np. po obejrzeniu mojego filmiku znad Morskiego Oka, zobaczyli, jak świetnie sobie daję radę i dzięki temu uświadomili sobie, że tylko użalają się nad sobą. To ciekawe i napawające optymizmem, że ludzie – za moją sprawą - zaczynają doceniać swój potencjał i niewykorzystane możliwości.
Tym razem był wyjazd do Zakopanego. A inne podróże?
Jeśli chodzi o Polskę, to odwiedzam Warszawę, chętnie jeżdżę nad Bałtyk. Kocham morze, a konkretnie wyjazdy do Kołobrzegu, Mielna i Dźwirzyna. Muszę przyznać, że przemieszczając się do innych miejsc w naszym kraju, pociągiem, nie zawsze wszystko działało sprawnie i nie zawsze otrzymywałam właściwą pomoc, pozwalającą np. sprawnie wejść do pociągu. Może wynikało to z zaniedbania, może z niewiedzy. Chętnie przeprowadziłabym - bez żadnej uszczypliwości - szkolenia z tego, jakie kolej powinna wprowadzić zmiany, aby pomóc osobom niepełnosprawnym bez przeszkód podróżować pociągami.
Jeśli chodzi o wyjazdy zagraniczne, to byłam z kuzynką w Grecji, pojechałam też do Danii, do której udałam się samodzielnie samochodem. Kilka razy miałam okazję być w Niemczech, w tym m.in. na 3-dniowej sesji zdjęciowej, mającej na celu promowanie piękna osób niepełnosprawnych.
To spore wyróżnienie, skoro spośród dziesiątek tysięcy osób skontaktowano się właśnie z tobą.
Otrzymałam wiadomość z zapytaniem, czy byłabym chętna wziąć udział w tym wyjątkowym projekcie. Oczywiście się zgodziłam – fantastyczna przygoda! Cała podróż została opłacona przez organizatora i po zakończeniu sesji podwieziono mnie pod sam dom. Moim tłumaczem była Polka, która też jest osobą z niepełnosprawnością. To był początek ciekawej znajomości. Ale to nie koniec przygód, ponieważ w 2019 r. brałam udział w castingu do amerykańskiej produkcji. Reżyser był zachwycony, że się zgłosiłam. Zdjęcia odbywały się na poligonie i grałam osobę, która została rozjechana przez czołg (śmiech).
Są w planach kolejne podróże?
Moim marzeniem jest odwiedzenie Stanów Zjednoczonych i wierzę, że ten plan uda się zrealizować w ciągu 10 lat. Póki co muszę się skupić na moim nowym "nabytku", pupilu, który docelowo ma być moją prawą ręką – pomocą w codziennym funkcjonowaniu. Mowa o 3-miesięcznym szczeniaku o imieniu Tequila, owczarku australijskim, którego szkolę na psa-asystenta.
Jak długo będzie trwać nauka?
Wyrobienie certyfikatu zajmie ok. 2 lata. To długi proces, polegający na poznawaniu naszych wzajemnych potrzeb. Ale wierzę, że uda się go pomyślnie przejść. W szkoleniu pupila pomaga mi trenerka z Czaplinka, Paulina Kulik-Kozak. Natomiast samo wykonanie certyfikatu będzie mieć miejsce w Obornikach Śląskich. Dopiero po uzyskaniu dokumentu będę mogła z moim czworonożnym przyjacielem eksplorować świat.
Już widzę to, jak siedzę nad oceanem, na amerykańskim wybrzeżu, a Tequila szczęśliwie biega po plaży. Marzenia są dla odważnych i ja będę robić, co w mojej mocy, aby je spełniać.
Czy są też inne marzenia, plany?
Ciągle coś nowego przychodzi mi do głowy. Aktualnie jestem na 3. roku studiów, zabieram się za pisanie pracy licencjackiej. Niebawem studia magisterskie i kształcenie się w kierunku psychologa. Nie mam nóg, ale za to mam skrzydła, dzięki którym latam i tym samym mierzę wysoko.