LudziePolacy w Himalajach. Pokonani przez nowego wroga

Polacy w Himalajach. Pokonani przez nowego wroga

Ostatni sezon zostanie zapamiętany przez polskich himalaistów jako ten, w którym zostali pokonani przez nowego wroga. Nasi rodacy od dekad udowadniają w najwyższych górach świata, że są najlepszymi z najlepszych. Ale na własne oczy przekonałem się, że muszą teraz toczyć walki, jakich do tej pory nie było.

Polacy w Himalajach. Pokonani przez nowego wroga
Źródło zdjęć: © WP.PL | Szymon Jasina
Szymon Jasina

28.01.2020 | aktual.: 28.01.2020 11:26

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zdecydowana większość osób zdobywa szczyt najwyższej góry świata wiosną. W Himalajach jest w tym czasie słonecznie, a po zimie są najlepsze warunki do wspinaczki. Jednak część decyduje się na skorzystanie z drugiego okna czasowego we wrześniu, gdy kolejka chętnych na wejście na Mt. Everest praktycznie znika.

Przed sezonem

Jest to na chwilę przed sezonem turystycznym, więc nawet na szlaku do bazy jest luźno. W tym czasie ja zdecydowałem się na ten najpopularniejszy w Nepalu trekking. Dodatkowo, gdy dowiedziałem się, że dwie z trzech obozujących aktualnie w bazie ekspedycji to Polacy, byłem zachwycony. Jedna z młodymi himalaistami, która miała w planie zdobyć Lhotse, oraz druga - Andrzeja Bargiela, który miał zamiar jako pierwszy w historii zjechać z Mt. Everestu na nartach bez wspomagania się dodatkowym tlenem. To miało być coś!

Obraz
© WP.PL | Szymon Jasina

Dotarcie z Lukli do bazy pod Mt. Everestem (uwzględniając przerwy na aklimatyzację) zajmuje na ogół 8 dni. W tym czasie podziwia się zapierające dech w piersi widoki, ale też poznaje się wiele osób podążających tym samym szlakiem. Ja zawsze miałem dobry temat do rozmowy.

Muszę przyznać, że sam przez całą trasę byłem podekscytowany możliwością spotkania Bargiela, równie mocno, co samym faktem, że mam dotrzeć do bazy pod Mt. Everestem oraz na szczyt Kala Patthar o wysokości 5644 m n.p.m. Nie powinno więc dziwić, że chętnie opowiadałem wszystkim napotkanym podróżnym o Andrzeju Bargielu, a sam śledziłem informacje o tym, czy już rozpoczął wspinaczkę, czy może zdążę go jeszcze spotkać w obozie.

"W bazie jest Polak, który ma zamiar zjechać ze szczytu na nartach" - to zdanie robiło wrażenie na każdym. Reakcja zawsze była taka sama - wypowiadane z szokiem i podziwem słowo "szalony". Następnie ludzie dopytywali o Andrzeja Bargiela i zaczynali śledzić jego poczynania na portalach społecznościowych.

Memoriały za Dingboche

Choć za parę dni miałem się przekonać, że słowo "szalony" nie do końca pasuje do Bargiela, to po drodze zobaczyłem dowody tego, że każdy udający na Mt. Everest lub jeden z innych okolicznych szczytów musi być świadomy niebezpieczeństwa. Za miejscowością Dingboche mija się memoriały upamiętniające tych, którzy już nie wrócili z Himalajów. To smutny moment na trasie.

Ja do Dingboche dotarłem pół dnia wcześniej niż zakładał plan. To pozwoliło mi na dodatkowy półtoragodzinny spacer w kierunku Island Peak. "Nepalski płaski teren", jak nazywają go lokalni przewodnicy, oznaczał, że musiałem wejść tylko ok. 100 m w górę.

Na szlaku nie było nikogo. Podczas marszu towarzyszył mi tylko szum rzeki i porykiwanie jaków, a dwa z tych ogromnych himalajskich zwierząt postanowiły nawet urządzić sobie małą walkę. Na wysokości 4500 m n.p.m. zaczął padać deszcz, ale cel był już blisko. Za zrujnowaną górską chatą wyłonił się pomnik upamiętniający trzech słynnych polskich himalaistów - Rafała Chołdę, Czesława Jakiela i Jerzego Kukuczkę.

Obraz
© WP.PL | Szymon Jasina

Oprócz tabliczki z datami śmierci wszystkich trzech himalaistów, na pomniku znajdowały się polskie flagi, ale też te buddyjskie z mantrami powiewające na wietrze i mające zapewnić spokój zarówno tym, którzy stracili życie realizując swoją pasję, jak i przechodzącym obok podróżnym.

Obozy Polaków

Trzy dni później jednak myślałem znowu tylko o tym, że możliwe, iż będę miał okazję poznać polskich bohaterów, którzy dokonują rzeczy wyjątkowych, walcząc z naturą i własnymi słabościami. Pierwszym obozem, na który trafiłem w bazie, był ten należący do ekspedycji Bargiela. Od razu zostałem tam ciepło przyjęty i zaproszony do jednego z namiotów. Tego samego dnia do bazy dotarło też więcej polskich turystów, więc szybko zrobiło się z tego narodowe spotkanie.

Obraz
© WP.PL | Szymon Jasina

Andrzej Bargiel wcale nie okazał się "szalonym" człowiekiem, tylko spokojną osobą z dokładnym planem i zapewniającą nas, że najważniejsze jest bezpieczeństwo, więc jego ekipa nie ma zamiaru w żaden sposób ryzykować. Wtedy dowiedziałem się też, skąd takie tłumaczenia. Bazę od trasy na szczyt oddziela Khumbu Icefall, czyli pole lodowe, które cały czas się zmienia i każdorazowo jest potrzeba wyznaczenia bezpiecznej trasy przez nie. Zajmują się tym doświadczeni lokalni specjaliści, którzy jednak nie mieli dobrych wieści. - Icefall Doctors od tygodnia starają się znaleźć dla nas przejście, ale cały czas się im nie udaje – mówił Bargiel.

Okazało się, że gdyby wszystko szło zgodnie z planem, to bym już Andrzeja Bargiela nie zastał w bazie. Rekordowo ciepłe lato w połączeniu z opadami deszczu zamiast śniegu spowodowały, że Icefall się topił i był poprzecinany ogromnymi szczelinami. Te niemożliwe do pokonania przeszkody oddzielały ekspedycję od dalszej części trasy.

Obraz
© WP.PL

Bargiel opowiadał nam o planach, pokazał też specjalnie stworzone do takich wyczynów narty (które już się sprawdziły podczas zjazdu z K2). Potem pożegnaliśmy się z grupą Bargiela i udaliśmy do drugiego polskiego obozu.

Musieli się wycofać

Choć ekspedycja Polskiego Związku Alpinizmu nie kierowała się na Mt. Everest, tylko znajdujący w sąsiedztwie szczyt Lhotse (czwarty najwyższy na świecie), to baza i początek dalszej trasy przez Icefall są w tym przypadku takie same.

Niestety od członków tej ekipy usłyszałem potwierdzenie tego, o czym już wiedziałem - na razie nie da się przejść, więc zostaje oczekiwanie na poprawę warunków. Również tutaj mogłem jedynie życzyć szczęścia i trzymać kciuki, że himalaistom jednak uda się przedostać w stronę szlaku na górę.

Obraz
© WP.PL | Szymon Jasina

Szczęśliwy ze spotkań, ale też zmartwiony tym, co usłyszałem, wróciłem do Katmandu. Po niedługim czasie wyczytałem to, czego niestety wszyscy się spodziewali - najpierw jedna, a potem druga ekspedycja się wycofały. Tym razem plany nie zostały zrealizowanie z powodu nietypowej pogody i ocieplenia klimatu w Himalajach. Obawiam się, że himalaiści będą musieli na stałe przyzwyczaić się do nowych warunków.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

himalajegóryzima
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (21)
Zobacz także