Polak jeździ na Kubę od 18 lat. Wyspa wciąż go zaskakuje
Adam Kwaśny odwiedza Kubę od wielu lat, ale jak przyznaje zawsze wraca z niej zachwycony. - Ja wyspę wciąż odkrywam - mówi w rozmowie z WP Turystyka prezes Towarzystwa Przyjaciół Kuby - La CompañÍa Cubana, scenarzysta, pisarz oraz autor kubańskich opowieści "Wszystkie zajęcia Yoirysa Manuela".
Marta Podleśna: Adam, dopiero co wróciłeś z Kuby. A Kuba zaledwie w listopadzie otworzyła się ponownie na ruch turystyczny. Co się zmieniło?
Adam Kwaśny: Pierwszym zaskoczeniem jest to, że na Kubie nie ma turystów. Natomiast Kubańczycy do pandemii podchodzą bardzo poważnie. Wszyscy noszą maseczki, również w domach i szkołach. Wynika to ze społecznej dyscypliny, ale czasem nasi gospodarze mówili wprost: przyszedłeś do mnie do domu, więc proszę załóż maseczkę, bo mam małe dzieci. Wtedy naprawdę czuliśmy się zobligowani do ich noszenia.
Trudniej jest również dostrzec tą roztańczoną i rozśpiewaną wyspę, bo większość lokali w Starej Hawanie - i na całej wyspie - jest zamknięta. Szczególnie te, które były nastawione głównie na obsługę turystów. Natomiast wiele małych, prywatnych knajpek działa i spotkamy tu głównie bawiących się Kubańczyków.
O i to jest nowość. Kubańczyków stać na jedzenie na mieście?
A i owszem, zawsze były tanie lokalne paladary, jeśli ktoś wiedział, gdzie ich szukać. Ale dziś w Hawanie możesz pójść do eleganckiej restauracji przy Plaza Vieja i zjeść obiad za dwa euro (ok. 10 zł).
Ostatnio byliśmy w Cafe Jazz w Trinidadzie, gdzie młodzi ludzie grali muzykę na żywo. Wśród gości byli sami Kubańczycy, a obiad kosztował około trzy euro (ok. 14 zł), za co wcześniej było trudno kupić nawet samą zupę. To jest ważna zmiana, w turystycznych dotąd restauracjach pojawili się Kubańczycy. Przez wyspę nie przelewają się już tłumy turystów, którzy okupują place z Wi-Fi i są zatopieni w swoich komórkach oraz niemal obojętni na otaczający ich, niezwykły świat.
Ceny jednak spadły również dlatego, że nie ma klientów. A tych wszystkich, którzy narzekali, że jedzenie na Kubie jest szczególnie drogie, chciałbym zapytać, gdzie w Europie zjedzą dużą porcję krewetek, czy langustę (z dodatkami) za 10-12 euro? Skoro w Zakopanym siedem fatalnych pierogów z mrożonki potrafi kosztować ponad 30 zł.
Wymienialną walutę CUC zlikwidowano, nadal funkcjonuje CUP (peso nacional) ale też wprowadzono zupełnie nową, wirtualną walutę, która jest deponowana na kartach. Czym się teraz płaci?
To jest lekki zawrót głowy. Wcześniej były dwie waluty - co niektórych dziwiło - ale był pewien porządek, który można było ogarnąć. Teraz obowiązuje jedna waluta narodowa plus waluta wirtualna, dolary kanadyjskie, euro, no i funkcjonuje nieoficjalny rynek waluty.
Tak więc obecnie w sklepowej kasie ekspedientka nie ma pieniędzy, tylko sam papier: paragony. W większości można płacić jedynie kartą. Honorowane są zwykłe, jak choćby VISA albo kubańskie karty bankowe, ale to jest zupełnie nieopłacalne.
Jakie zagrożenia mogą się wiązać z wymianą waluty na przysłowiowym rogu ulicy?
Faktycznie oficjalne kantory "Casas del Cambio" zarosły pajęczyną, bo większość ludzi wymienia walutę u przysłowiowych koników. Euro jest na Kubie bardzo pożądane, bo ma realną wartość nabywczą.
Wymienialiśmy pieniądze w różnych miejscach, a każdy wręczany nam banknot został wyraźnie pokazany, żebyśmy byli pewni, że nie ma oszustwa. Konik sam pilnował uczciwości tych transakcji. Natomiast nadal nie warto brać na wyspę dolarów amerykańskich.
Jeśli wiele znanych restauracji jest pozamykanych, nie ma imprez, nie ma muzyków na ulicach, to czy warto jechać na Kubę właśnie teraz?
Zawsze warto. A jeśli mamy wyczulone ucho i otwartość na przygodę, to atrakcji na pewno nie zabraknie. Na przykład w Hawanie wybraliśmy się do sprawdzonego, starego baru z muzyką, który był zamknięty, ale dwadzieścia metrów dalej znaleźliśmy inne, fantastyczne miejsce. Tańczyliśmy do rana na ulicy, bo lokal okazał się za mały, żeby wszystkich pomieścić.
Podobnie było w Santiago de Cuba. Pomimo tego, że wszystko dookoła było zamknięte, w La Bodeguita del Medio tańczyliśmy do rana, a nasza fiesta zakończyła się o świcie na głównym placu Santiago koło zabytkowego hotelu Casa Granda, również tańcami.
Doświadczony przewodnik poradzi sobie z organizacją pomimo obostrzeń, ale turysta, który nie zna wyspy będzie miał z tym kłopot. Grupie też jest łatwiej, bo można załatwić otwarcie lokalu, zaprosić zespół. Zawsze jeszcze dołączy jakaś kubańska familia, a nawet - jak nam się zdarzyło - znany muzyk, który właśnie przyjechał na Kubę z Francji i miał wielką ochotę pograć z lokalnymi artystami.
Naprawdę na Kubie jest wiele możliwości i billboardowe hasło: "!Si, se puede!" (pol. Tak, da się!) się sprawdza. Poza tym Kuba to nie tylko muzyka, ale niezwykłe enklawy przyrody oraz piękne plaże, a przede wszystkim mili i dzielni ludzie.
Jeździsz na Kubę od 18 lat. Nie znudziła ci się wyspa?
Z Kuby zawsze wracam zachwycony. I byłbym bałwanem, gdybym twierdził, że wiem już o niej wszystko - 18 lat to stanowczo za mało.
Za to warto wiedzieć, że Kuba oddaje nam to, co ze sobą przywozimy zza oceanu. Jeśli masz w sobie ciekawość, radość i życzliwość dla ludzi, swoje wewnętrzne światło, to Kuba się na ciebie otworzy i odda ci tę energię podwójnie. Ale jeżeli przybywasz jedynie z oczekiwaniami, roszczeniami, własnym wyobrażeniem wyspy, możesz wrócić mocno rozczarowany. Miało być, a nie ma.
A może to, czego szukałeś, było gdzie indziej, kilka kroków dalej? Może nie miałeś wystarczającej cierpliwości albo po prostu tego nie zauważyłeś, bo przecież miało wyglądać inaczej? Jeśli ktoś posiada wrodzone umiejętność zachwytu nad światem to na Kubie świetnie sobie poradzi. Ale uważam, że warto mieć swojego cicerone, przewodnika, który zna wyspę i pomoże ją zrozumieć. I ja za pierwszym razem takiego miałem.
Czy można jeszcze coś na Kubie odkryć?
Na Kubie było już wielu youtuberów i innych influencerów odkrywających Amerykę, słyszeliśmy tyle mrożących krew w żyłach historii (śmiech), że wydaje się ona rozpoznana, opisana i nic nowego nie może nas spotkać. Ja jednak wyspę wciąż odkrywam.
Ostatnio wędrowałem z Hawany na wschód z fantastyczną grupą, która z ciekawością chłonęła Kubę i miała dla niej wiele czułości. Wprowadzałem ich w historię wyspy, tłumaczyłem, jakie są przyczyny, takich, a nie innych zdarzeń, pokazywałem raczej niedostępną turystom Kubę afrykańską.
Uważam, że nadal możemy się od tego kraju wiele nauczyć i przejrzeć się w wyspie, jak w lustrze. Pamiętajmy też, że odwiedzając Kubę poza resortami, wspieramy mieszkańców i ich przedsiębiorczość. To jest bardzo ważne.