Polka w Dominikanie. "Życie tutaj nie wygląda jak na krótkiej wycieczce all inclusive"
Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku. Egzotyczna Dominikana może wydawać się idealnym miejscem do życia. Piękne plaże, palmy kokosowe, dobra pogoda… Czy jednak wszystko jest takie kolorowe? O prawdziwym obliczu kraju mówi w rozmowie z WP Olga Szewczyk, autorka strony "Dominican Paradise" oraz fanpage’a na Facebooku "Polka na Dominikanie. Dominikana, mój kawałek Raju".
14.04.2021 23:21
Karolina Laskowska: Czy Dominikana jest rzeczywiście rajem?
Olga Szewczyk: Dominikana jest rajem, ale bardziej dla turystów, którzy przyjeżdżają tu na urlop. Nie jest to jednak łatwy kraj do zamieszkania. Życie tutaj nie wygląda jak na krótkiej wycieczce all inclusive z drinkami pod palmami. Usługi typu wyjście do fryzjera, kosmetyczki, a także wizyty u lekarza są na niskim poziomie. To biedny kraj.
"Pierwsze wrażenia z podróży - lecę w kosmos" - tak pisała pani o locie na Dominikanę. Jak się tam pani w ogóle znalazła?
To była najdłuższa podróż. Wyjechałam trochę przez przypadek, bo nigdy tego nie planowałam i początkowo nawet nie chciałam. Dostałam jednak propozycję od znajomego. Długo się wahałam i zadawałam mu mnóstwo pytań. Nie znałam też hiszpańskiego.
Najpierw przyjechałam tutaj raz. Spodobało mi się, ale wróciłam do Warszawy. Później przylatywałam wielokrotnie, traktując to po prostu jako wycieczki. Potem jednak otrzymałam propozycję pracy w biurze podróży na Dominikanie, przyjęłam ją i zostałam przewodniczką. Mieszkam tu już pięć lat i oprowadzam polskie grupy. Dominikana jest dla mnie wspaniałą przygodą, ale to nie oznacza, że będę tu na zawsze.
Osiedlenie się w kraju bez znajomości języka wydaje się być trudne.
Początkowo na każdym kroku oszukiwano mnie w sklepach. Cenniki nie były wywieszane, więc słysząc osobę mówiącą po angielsku, podawano znacznie wyższą cenę. Przykładowo, awokado kosztowało dla miejscowych 20 peso dominikańskich (ok. 1,30 zł), a dla mnie 2 dolary (ok. 7,40 zł). Zwykłe zakupy były więc drogą przez mękę. Odkąd nauczyłam się hiszpańskiego, nie mam kłopotów i asertywnie mówię: proszę o cenę dla mieszkańców.
Przyzwyczaiła się też pani do różnic kulturowych?
Początkowo nie mogłam przyzwyczaić się do trybu życia Dominikańczyków, których mentalność wyraża słowo "maniana" (jutro). Nigdzie się nie śpieszą i często się spóźniają. Umawiając się z nimi, trzeba wykazać się cierpliwością.
Trudno się też z nimi pracuje, bo są niesłowni. Moja praca nie jest usłana różami. Początkowo nikt nie liczył się z moim zdaniem. W kraju panuje kultura macho. Kobiety są co prawda adorowane, ale też często lekceważone. Długo pracowałam nad tym, żeby zrozumieli, że jako szefowa mam wymagania wobec pracowników, które powinno się spełniać dla dobra klientów. Niektórzy śmieją się, że jestem jak policjant pilnujący wszystkiego.
Nie akceptuję też jazdy Dominikańczyków po alkoholu. Oni zaś twierdzą, że są lepszymi kierowcami, gdy wypiją. Namawiali mnie do picia, bo przecież nie jestem w Europie i nikt mnie nie sprawdzi. Nie rozumieli, że nie mam siedmiu żyć, a jedno i jeden drink nie jest tego wart. Nie przekonywały ich żadne tłumaczenia nawet po zobaczeniu lub przeżyciu wypadku.
Zresztą jazda samochodem tutaj jest w ogóle niebezpieczna, bo Dominikańczycy załatwiają prawo jazdy w jeden dzień i uczą się jeździć dopiero na drodze. Policja na ulicach pojawia się zwykle w weekendy, żeby sobie trochę zarobić.
A było też coś zaskakującego pozytywnie?
Bardzo podoba mi się radosne podejście do życia Dominikańczyków. Przez cały rok mają tu słońce i dzięki temu więcej energii. Wiedzą też, że zamartwianie się w niczym im nie pomoże. Wielu nie było nigdy poza granicami kraju na żadnej wycieczce.
Zadowalają się tym, co mają. Są biedni, ale jak coś zarobią, to wolą wydać pieniądze, np. na imprezy niż na polepszenie warunków mieszkaniowych. Psychicznie pewnie są zdrowsi niż Europejczycy, bo mniej się stresują. Tutaj nawet panie w okienku w banku radośnie podśpiewują. Tego podejścia do życia można im pozazdrościć.
Nie trzeba się tu też w ogóle martwić o pogodę, bo prawie zawsze jest dobra.
A jakie atrakcje poleciłaby pani turystom?
Perełką Dominikany jest wyspa Saona. Kolor wody jest tu nie do opisania i zdjęcia tego nie oddają. Palmy kokosowe, białe plaże, rozgwiazdy… To coś pięknego. Warto odwiedzić tu rezerwat żółwi. Polecam też wybrać się na półwysep Samana, gdzie można zobaczyć wieloryby. Koniecznie trzeba zwiedzić również stolicę, Santo Domingo z piękną architekturą.
Symbolem kraju jest larimar - niebieski kamień, który naturalnie występuje tylko tu. Ostatnio byłam w kopalni, gdzie się go wydobywa. To bardzo ciężka praca z wieloma wypadkami. Warto przywieźć jednak pamiątkę z larimarem, bo jest on symbolem miłości, kreatywności i ponoć przynosi szczęście.
Wspomniała pani wcześniej, że prawdziwa Dominikana znacznie różni się od prezentowanej na wycieczkach all inclusive. Z jakimi problemami borykają się mieszkańcy?
Głównym problemem jest bieda. Staram się pomagać Dominikańczykom poprzez organizowanie różnych zbiórek. Często potrzebne rzeczy przekazują mi turyści z Polski, którzy tutaj przyjeżdżają. W wolne dni jeżdżę po wioskach i rozdaję je zwłaszcza dzieciom.
Czasem mam cały samochód zapakowany bagażami i oddaję też własne przedmioty, a i tak ciągle czegoś brakuje. To okropny moment, kiedy nie mam już co dać, a ludzie nadal czekają. Wszystko co robię, jest kroplą w morzu, ale cieszę się, gdy mogę pomóc chociaż niektórym osobom.
Najważniejsze jest zapewnienie im żywności. Dominikańczycy odżywiają się skromnie. Jedzą głównie ryż z sosem fasolowym. Czasem też kurczaka, wieprzowinę, mączne placki, smażone pierogi z nadzieniem oraz owoce, które jeszcze dodatkowo słodzą. Nie jedzą często owoców morza, bo wolą je sprzedać turystom.
Z powodu pandemii życie stało się jeszcze trudniejsze, bo wielu mieszkańców straciło pracę. Teraz sytuacja coraz bardziej się stabilizuje i zakażeń koronawirusem jest dużo mniej niż w Europie. Mieszkańcy starają się żyć normalnie, choć szkoły i dyskoteki są na razie zamknięte. Dominikana jest jednak otwarta na turystów i uważam, że to dobry czas, żeby tu przylecieć.