Polka w Albanii. "Mamy tu ok. 300 słonecznych dni w roku"
Albania cieszy się coraz większą popularnością wśród polskich turystów. Łatwe zasady wjazdu mimo pandemii koronawirusa, niskie ceny i pewna pogoda zachęcają do zaplanowania urlopu właśnie tutaj. O największych zaletach i wadach urlopu w Albanii oraz najciekawszych atrakcjach opowiada Joanna Chodyna, która pracuje w biurze podróży "Moja Albania".
Karolina Laskowska: Jak zaczęła się pani albańska przygoda?
Joanna Chodyna: Zupełnie przez przypadek. W 2016 r. poszłam do biura podróży zarezerwować jakąś wakacyjną wycieczkę. Nie myślałam wtedy o konkretnym kierunku. Zaproponowano mi wyjazd właśnie do Albanii. Początkowo nic o niej nie wiedziałam. Ale trochę poczytałam i stwierdziłam: dobra, jadę! Pojechałam wtedy na tydzień. Bardzo mi się spodobało i postanowiłam wrócić.
W 2017 r. wyjechałam tam znowu na wczasy. Rok później dostałam propozycję wyjazdu na wolontariat w ramach programu Erasmus+. Miałam być tylko 4 miesiące. Ale w międzyczasie otrzymałam ofertę pracy i mój pobyt przedłużył się do 1,5 roku. Można więc powiedzieć, że przygoda z Albanią zaczęła się od niespodziewanych wakacji i trwa do dziś, bo teraz tu pracuję. Latem oprowadzam polskich turystów oraz sprzedaję wycieczki w biurze podróży założonym przez Polkę, a po sezonie wracam do kraju.
W tym roku jest w Albanii dużo Polaków?
Tak, jest ich naprawdę wielu. W okolicy Golem słychać na ulicach głównie język polski. Myślę, że Polacy są jedną z najliczniejszych grup turystów z Europy, którzy przybywają do Albanii.
Aktualne zasady wjazdu do Albanii nie różnią się od obowiązujących przed pandemią. A czy na miejscu jest równie łatwo, czy jednak należy liczyć się z dotkliwymi restrykcjami?
Teoretycznie obowiązuje godzina policyjna od północy do godz. 6, ale w praktyce zwykle nie jest przestrzegana. Zgodnie z prawem należy zakładać maseczki przed wejściem do zamkniętych pomieszczeń i środków transportu publicznego. Hotele i restauracje działają bez większych zmian. Wycieczki także odbywają się według planu.
Uważam, że to dobry czas na przyjazd do Albanii. Rok temu było tu bardzo pusto, w tym jest trochę tłoczniej. Z roku na rok kraj zyskuje na popularności, przez co ceny wycieczek zorganizowanych przez biura podróży idą w górę. Koszty wyżywienia na miejscu są jednak nadal niskie. Przykładowo, makaron z mulami w przeliczeniu na złotówki kosztuje mniej niż 15 zł, a za typowy obiad dla 2 osób zapłacimy ok. 40 zł.
Stosunkowo niskie jak na Europę ceny to jedna z zalet Albanii. Co jeszcze poza nimi skłania turystów do wyboru tego kierunku?
Na pewno dobra pogoda. Mamy tu ok. 300 słonecznych dni w roku. Na temperatury nie można narzekać. Turyści cenią też sobie gościnność mieszkańców, pyszne jedzenie oraz dostęp do morza i gór.
A na co zwykle narzekają?
Przede wszystkim na słabsze oferty all inclusive w hotelach. Niestety, Albania dopiero uczy się turystyki. Nie ma tutaj takiego all inclusive, jakie można znaleźć w Turcji czy w Egipcie.
Innymi zauważalnymi problemami są błąkające się bezpańskie psy (w Albanii nie ma żadnego państwowego schroniska dla zwierząt) oraz duże ilości śmieci, które z pewnością nie wywołują na turystach pozytywnego wrażenia.
Jakie inne elementy życia codziennego w Albanii mogą jeszcze zaskakiwać obcokrajowców?
Na pewno ruch drogowy. Albańczycy jeżdżą według własnego, niespisanego zbioru zasad. Z trzypasmowego ronda w Tiranie potrafią zrobić sobie pięciopasmowe. Przejście przez ulicę jest też nie lada wyzwaniem. Gdy jakiś turysta pyta mnie o możliwość wynajęcia samochodu, zawsze radzę mu się nad tym zastanowić i najpierw popatrzeć, jak tutaj się jeździ.
Zaskakujące są także lokalne zabobony. W mniejszych miejscowościach często można zobaczyć zabawki powieszone na płotach i balkonach. Mają one chronić Albańczyków przed tzw. "złym okiem", czyli wrogim spojrzeniem przynoszącym nieszczęście. Popularne są również niebiesko-białe oczy proroka (amulety) oraz podkowy. W naszej polskiej firmie śmiejemy się, że skoro jesteśmy w Albanii, to musimy walczyć ze złem tak jak jej obywatele, więc też nosimy albańskie odstraszacze. Noszą je także turyści stosujący się do miejscowych zwyczajów. Co ważne, amuletów nie powinno się kupować. Działają ponoć tylko te otrzymane od kogoś w prezencie. Na pamiątkę można za to kupić nietypowe pojemniki na długopisy i popielniczki w kształcie bunkrów. Nigdzie indziej takich nie spotkałam.
A co szczególnie warto zobaczyć w Albanii?
To zależy od czasu trwania wyjazdu i indywidualnych upodobań. Moim ulubionym miejscem jest Berat, zwany "miastem tysiąca okien" i słynący z dobrze zachowanej osmańskiej architektury. Warto też zwiedzić zabytkowe miasto Gjirokastra ze średniowieczną twierdzą, który wraz z Beratem znalazł się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Polecam również pojechać do Vlory, gdzie przebiega umowna linia między Morzem Jońskim i Morzem Adriatyckim. Stąd można popłynąć na wyspę Sazan – dawną bazę wojskową z wieloma bunkrami.
Dobrym pomysłem jest także wycieczka nad sztuczne jezioro Koman, które ze względu na położenie w wysokich górach (góry zajmują aż 75 proc. powierzchni kraju) i niebiesko-zielony kolor wody przypomina trochę krajobrazy z Tajlandii.
Polacy chętnie udają się do Ksamilu z kilkoma malowniczymi wysepkami. Leżąc tu na plaży, można dostrzec w oddali grecką wyspę Korfu. Widoki są naprawdę piękne.
Z kolei Tirana (stolica Albanii) nie ma najlepszych opinii. Ale ja osobiście ją lubię. Nie znajdziemy tu wielu zabytków, bo to dość młode miasto. Widzę jednak, że mocno się rozwija, choć można tu jeszcze znaleźć ślady po upadku systemu komunistycznego. Tirana powinna przypaść do gustu szczególnie miłośnikom sztuki współczesnej. W dawnych bunkrach urządzono bowiem muzea, a część starych bloków pomalowano na kolorowo, by ocieplić w ten sposób wizerunek miasta. Polecam też odwiedzić miejski bazar owocowo-warzywny oraz wjechać kolejką na szczyt Dajti znajdujący się na przedmieściach stolicy.
Do Albanii przyjeżdża się przede wszystkim ze względu na różnorodną naturę – morza i góry, rzadziej dla samych zabytków.