Polka w Nowym Jorku. "To miasto mnie kiedyś wykończy"
W Nowym Jorku mieszka od ponad pięciu lat i choć dużo jeździ po świecie, to właśnie tam czuje się doskonale. - Nie potrafię zobojętnieć na Nowy Jork, cały czas mnie zachwyca, cały czas mnie czymś kusi, ale też nie umiem go sobie rozsądnie dawkować - mówi w rozmowie z WP Maja Klemp, autorka książki "Nowy Jork. Życie w wielkim mieście".
13.11.2024 14:56
Magda Żelazowska: Jak nowojorczycy przyjęli wynik wyborów prezydenckich?
Maja Klemp: Ciężko mi odpowiadać w imieniu wszystkich nowojorczyków, ale spróbuję nakreślić ogólny obraz. Nowy Jork jako miasto i stan od wielu lat w większości popiera demokratów. Co ciekawe, w tym roku przewaga Harris nie była aż tak miażdżąca, co mogłoby nawet sugerować, że Nowy Jork i sąsiednie New Jersey mogą w przyszłości stać się swing states (stanami, które mogą opowiedzieć się po którejkolwiek ze stron, dlatego kandydaci zabiegają o nie najbardziej). Prawie cała wyspa Long Island głosowała na Trumpa, co z kolei pokazuje ogromny rozłam między mieszkańcami miasta a ich bliskimi sąsiadami.
Znam nowojorczyków, którzy głosowali za kandydatem republikanów i są bardzo zadowoleni z wyniku. Większość osób z mojego otoczenia popierała Harris, ale wszyscy od dawna byliśmy przygotowani na możliwość jej przegranej. Mnie wynik na pewno nie zaskoczył, chociaż oczywiście bardzo rozczarował. Ze znajomymi staramy się o tym nie rozmawiać, bo nie ma sensu mnożyć frustracji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O wygranej Trumpa zadecydowała większość, również dosłownie - wygrał nie tylko w Kolegium Elektorów, ale też po prostu większością głosów, co oznacza, że większość Amerykanów chce, żeby to on był prezydentem, a demokracja polega na tym, żeby uszanować wybór większości, nawet jeśli jest on sprzeczny z naszymi przekonaniami. Tutaj na pewno pomaga nowojorska wiara, że jesteśmy w stanie przetrwać wszystko. I wszystko, co złe w końcu przeminie. Miasto wytrzyma. W dzień ogłoszenia wyników obserwowana przeze mnie organizacja Welcome to Chinatown wstawiła dający wiele do myślenia post - "Today, we take care. Tomorrow, we keep going." - myślę, że to doskonale oddaje nowojorski sposób myślenia. W końcu chińska społeczność bardzo ucierpiała podczas poprzedniej prezydentury Trumpa (o czym wspominam w mojej książce). Nazwał Covid-19 chińskim wirusem, co przyczyniło się do antyazjatyckiej nienawiści i aktów przemocy wobec diaspory. Jeśli oni uznają, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, pozostali nowojorczycy też powinni wziąć się w garść i po prostu zadbać o to, żeby Nowy Jork pozostał Nowym Jorkiem, bez względu na to, kto stoi za sterami kraju.
A jak już o Nowym Jorku mowa... "Po co pisać kolejną książkę o Nowym Jorku?" - piszesz we wstępie swojej nowej książki. No właśnie, po co?
Groucho Marx powiedział kiedyś, że prawie każdy, kto miesza w Nowym Jorku ma ochotę napisać książkę i to robi. Sama nie planowałam pisać o tym mieście, ale mieszkając tu, przekonałam się, że jestem zbyt słaba, by nie ulec pokusi. A tak na poważnie. Obojętnie ile książek by na temat tego miasta nie powstało, wciąż będzie ich za mało, wciąż nie zdołają opisać całego Nowego Jorku, wszystkiego, co to miasto ma do zaoferowania. Zresztą, metropolia wciąż się zmienia, czasami w mgnieniu oka, jak obrazy w kalejdoskopie. I tak jak w tej trochę już niestety zapomnianej zabawce, każdemu pokazuje coś innego, obrazy mogą być do siebie zbliżone, ale jednak niepowtarzalne, co wyzwala w ludziach nieodpartą potrzebę utrwalenia ich w jakiś sposób.
I rzeczywiście, nawet na rynku polskim jest już mnóstwo fantastycznych pozycji o tym mieście, choćby twoje książki, czy fenomenalny przewodnik Magdaleny Muszyńskiej-Chafitz, a jednak każdą z nich czyta się z ogromną przyjemnością, za każdym razem odkrywając coś nowego. Mam wrażenie, że o Nowym Jorku można pisać i czytać w nieskończoność, a teraz po prostu przyszła kolej na to, żebym dołożyła swoją cegiełkę. Mimo to, wciąż będę się upierać, podobnie jak w książce, że właściwe pytanie brzmi nie "po co?", a "dlaczego?".
Czym życie w Nowym Jorku różni się od życia w Trójmieście, skąd pochodzisz?
Pierwsza różnica to sposób poruszania się po mieście. W Nowym Jorku, a zwłaszcza na Manhattanie nie wyobrażam sobie poruszać się na co dzień samochodem. Tylko pieszo lub komunikacją miejską! Ilekroć przyjeżdżam do Trójmiasta, w pierwszym odruchu staram się nowojorskie nawyki komunikacyjne wdrożyć w moje "polskie życie", ale bardzo szybko się poddaję. Korki w Trójmieście są w ostatnich latach jeszcze gorsze niż te w Nowym Jorku, dlatego w Polsce spędzam nieporównywalnie więcej czasu na samym przemieszczaniu się, staram się układać plany uwzględniając godziny szczytu i potencjalny (duży) margines błędu w czasie dojazdu.
Kolejna różnica – w Nowym Jorku mieszkam na siedemdziesięciu metrach kwadratowych, a w Gdyni zatrzymuję się w domu moich rodziców, mam tam przestrzeń, ogród, łąkę na spacery z psami. I ciszę. Zawsze przez pierwsze dni po przyjeździe do Polski jest mi dziwnie, właśnie przez tą niesamowitą ciszę. W naszym mieszkaniu na Manhattanie nigdy nie jest cicho - chociaż mieszkamy w bardzo spokojnej dzielnicy, nie ma tu ani sekundy bez dźwięków z zewnątrz, nawet w środku nocy. Przywykłam do tego tak bardzo, że ten dzwoniący "dźwięk ciszy" wręcz utrudnia mi zasypianie przez pierwsze dni w domu rodzinnym. Na pewno różni są też ludzie, tutaj, mimo tego szalonego tempa i zabiegania, nowojorczycy wydają się życzliwsi. Pamiętam jak z rok, czy dwa lata temu, odwiedzając latem Polskę, spotkałam się z koleżanką, mijałyśmy akurat świetnie ubraną dziewczynę i zupełnie odruchowo skomplementowałam jej płaszcz. Nie wiem, kto był bardziej przerażony - ta dziewczyna, ja, czy moja koleżanka. W Polsce rzadko kiedy odzywamy się do obcych, tutaj to normalne.
W pierwszych chwilach w Nowym Jorku uderzył cię nowojorski zapach. Twój mąż mówił, że przywykniesz. Tak się stało?
Absolutnie nie! Times Square zawsze śmierdział i śmierdzieć będzie! Podobnie jak Dzielnica Finansowa w upalny dzień. Za to przekonałam się, że w Nowym Jorku można spotkać też przepiękne zapachy. Ja mam bardzo wrażliwe powonienie, zwracam uwagę na zapachy i uwielbiam ten olfaktoryczny aspekt Nowego Jorku. Zapach chloru przy muzeum 9/11, zapach rzeki Hudson, kawiarni, restauracji, perfum nowojorczyków, petrichoru po ulewach, książek w tutejszych bibliotekach - to prawdziwy raj, podobnie jak nie uświadczy się tu ciszy, nie znajdzie się też pustki zapachowej, a wszystko jest niesamowicie intensywne. Oczywiście te mniej przyjemne zapachy również, ale i te miasto potrafi zrekompensować.
Co radzisz tym, którzy dopiero szukają mieszkania w Nowym Jorku?
Ciężko o uniwersalną radę dla wszystkich, chyba że mówimy o radach typu: nie kupujcie łóżka king size tylko dlatego, że zmieści się w waszym pierwszym mieszkaniu! Na pewno warto pamiętać, że nowojorczycy przeprowadzają się bardzo często, więc nie powinno się marnować czasu na znalezienie mieszkania idealnego, skoro istnieje duże prawdopodobieństwo, że po roku, czy dwóch latach będzie się z niego wyprowadzać. Myślę, że dobrze jest sobie zrobić listę rzeczy, które są dla nas najważniejsze i być elastycznym w pozostałych aspektach.
Nawet lokalizacja mieszkania może okazać się kwestią drugorzędną - można wybierać pod kątem bliskości miejsca pracy, a później albo się pracę zmieni, albo firma przeniesie biuro. Kiedy przeprowadzaliśmy się na Manhattan mój mąż chciał, żeby nasze mieszkanie było w pobliżu jego biura i rzeczywiście, miał niecałe dziesięć minut do pracy spacerem. Potem zmienił pracę, zaczął dojeżdżać metrem, wciąż nie było źle, raptem piętnaście minut, a w tym roku jego firma przeniosła się jeszcze dalej, a my wciąż jesteśmy w tym samym mieszkaniu. Dla mnie warunkiem sine qua non jest pralnia w budynku, w miarę ludzki metraż i odpowiednia liczba szaf. Szukając mieszkania w Nowym Jorku, szczególnie na Manhattanie, nie należy się spodziewać, że znajdziemy coś, co sprosta wszystkim naszym wymaganiom, trzeba być otwartym na kompromis.
Skoro pralnia w budynku jest taka ważna, to zapytam, czy w Nowym Jorku zmieniłaś styl ubierania się?
Zdecydowanie tak. Dałam sobie całkowitą wolność w zakresie ubioru, mam wrażenie, że nie mam już żadnego określonego stylu, przechodzę płynnie od malowniczego kloszarda - np. na spacerach z psami, czy w drodze na basen, poprzez wampirzą księżniczkę, aż po pełen glam i to nie tylko podczas tygodnia mody. Tutaj wreszcie zrozumiałam, że ubieram się tylko i wyłącznie dla siebie, nikomu nie jestem winna żadnego określonego wyglądu, to co mam na sobie, to, czy mam makijaż, czy nie, ma wynikać tylko i wyłącznie z mojego własnego widzimisię. Wydaje mi się, że jest to przede wszystkim zasługa miasta, różnorodności jego mieszkańców i przyzwolenia na to, żeby każdy wyglądał tak, jak wygląda, bez narzucania kanonów i obowiązujących trendów. Nie ukrywam jednak, że bardzo fascynuje mnie styl tutejszej Gen-Z i może nie inspiruję się ich interpretacją mody, ale właśnie ich podejściem do niej.
Jak radzisz sobie z nowojorskim FOMO (przyp. red strach przed tym, co nas omija)?
Czy mogę powiedzieć prawdę? Że absolutnie sobie z nim nie radzę? Wydaje mi się, że jeśli już, to od niego uciekam. Moja osobowość sprawia, że albo robię wszystko na maksymalnych obrotach, co dotyczy również doświadczania Nowego Jorku - dużo, szybko, gęsto, albo odpoczywam po tych okresach wzmożonej aktywności i staram się całkowicie od miasta odciąć, co sprawia, że znowu mnóstwo rzeczy przegapiam i później staram się jak najwięcej nadrobić. Błędne koło.
Brakuje mi jakiegoś wypośrodkowania i boję się, że skoro mieszkam tu już ponad pięć lat, to raczej się go nie nauczę. Nie potrafię zobojętnieć na Nowy Jork, cały czas mnie zachwyca, cały czas mnie czymś kusi, ale też nie umiem go sobie rozsądnie dawkować. Dlatego non stop doprowadza się do przebodźcowania i później cierpię, jak żołądek po świątecznym obżarstwie.
W najbliższym czasie planuję dwa dłuższe wyjazdy z miasta, najpierw na kilkanaście dni do Pakistanu, potem do Polski i już się boję, co będzie po powrocie. Najpierw będę musiała się z powrotem zaaklimatyzować w moim nowojorskim świecie, a potem pewnie rzucę się jak głupia, starając się nadrobić wszystkie zaległości. To miasto mnie kiedyś wykończy, ale jak to mówią, New York or nowhere.
Magda Żelazowska dla Wirtualnej Polski