"Rosja to stan umysłu". Z wizytą w kraju, w którym absurd goni absurd
Dlaczego w Rosji Putin to niemal bóg? Do jak niebywałych sytuacji może dochodzić w Kolei Transsyberyjskiej? Dlaczego tak trudno nam zrozumieć Rosjan? O podróży i napotkanych podczas niej absurdach rozmawiamy z Maciejem Stroińskim, autorem książki "To jest taki Russian Style!".
02.01.2019 | aktual.: 03.01.2019 00:14
Urszula Abucewicz, WP: 16 lat temu przebyłeś ponad 12 tys. km od Moskwy po Magadan nad Morzem Ochockim. Swoje obserwacje opisałeś w książce "To jest taki Russian Style!", która ukazała się niedawno. Wiele sytuacji, które napotykasz w Rosji, kwitujesz takim właśnie sformułowaniem. Dlaczego?
Maciej Stroiński: Bardzo popularne jest sformułowanie, że Rosja to nie jest kraj, tylko stan umysłu. Sposób bycia i myślenia. "Russian Style" to zatem sposób bycia i myślenia Rosjan, który nie mieści się nam w głowie, którego nie akceptujemy albo którego nie rozumiemy. Kiedy używaliśmy z moim przyjacielem Arkiem tego określenia, to był to szybki komentarz na temat różnych wydarzeń, które nas spotykały. Zamiast bardzo długiej analizy czy kilkugodzinnych rozmów wystarczyło rzucić hasło: "to jest taki Russian Style" i to zamykało dyskusję, bo wiedzieliśmy, że w tym jednym uniwersalnym zdaniu mieści się stan umysłu, bycia i postępowania Rosjan.
Mam znajomych Rosjan, dla których Putin jest bogiem. Nie rozumieją, dlaczego go krytykujemy. Z twojej książki podobnie wyłania się obraz Putina jako cara.
Przyznam, że to było pierwsze zderzenie z Rosją. Gdy poznawaliśmy towarzyszy podróży, wydawało nam się, że mamy do czynienia z otwartymi i światłymi ludźmi, europejskimi w stylu bycia czy sposobie myślenia. I myśleliśmy, że jeśli są tacy "zachodni", to spoglądają na politykę rosyjską również w taki sposób. Okazało się to totalnym rozczarowaniem.
Przywołasz jakiś przykład?
Temat wojny pojawił się przypadkiem. Akurat na którejś ze stacyjek stał na bocznicy pociąg załadowany czołgami, opisane były, że jadą do Afganistanu. Skomentowaliśmy ten widok, mówiąc, że zaangażowanie Rosji w tę wojnę jest bez sensu, że szkoda chłopaków, którzy tam giną. Zostaliśmy opacznie zrozumiani przez Andrieja, który z nami jechał. Pomyślał, że jesteśmy zwolennikami twardej ręki i zaczął mówić, że Putin jest świetnym przywódcą, ale jest zbyt miękki w tej sprawie. "Gdyby zrzucił jedną czy drugą bombkę to byłoby po sprawie". Byliśmy w szoku. Nagle okazało się, że nasz kolega z przedziału nie jest tak prozachodni, jak nam się wydawało. Andriej objawił się jako fan Putina – silnego przywódcy – wręcz cara. Okazało się, że jest w nim niemal zakochany.
Na szczęście spotkaliśmy też takie osoby, które nie były aż tak bardzo rozentuzjazmowane, jeśli chodzi o tę władzę, albo były wręcz mocno krytyczne – nie powiedziałbym tutaj o jakichś masowych odczuciach, tylko o pojedynczych przypadkach. Jednym z krytyków władzy był na przykład pewien profesor, szef Memoriału Magadańskiego, którego odwiedziliśmy w jego mieszkaniu w Magadanie. Patrzył na Rosję z perspektywy historyka i mocno krytykował politykę obecnego prezydenta. Myślę, że z wiekiem nabywa się pewnej odwagi również tam. I to nie jest tak, że cała Rosja kocha Putina, choć w sporej części pewnie tak. Po wizycie w tym kraju już wiem, że Władimir Władimirowicz nie musi oszukiwać przy urnach wyborczych, bo Rosjanie naprawdę go wybierają.
Kilka razy zostaliście podejrzani o to, że jesteście szpiegami.
Rzeczywiście byliśmy postrzegani jako ludzie, którzy mają niecne zamiary. Rosja, choć jedna, dzieli się na dwa światy: urzędniczy, państwowy, bezduszny i ten drugi reprezentowany przez zwykłego zjadacza chleba, który ciężko pracuje, żeby na ten chleb zarobić. Jest otwarty, ale też trochę zdystansowany i wystraszony, zwłaszcza jeśli mówimy o pokoleniu średnim i starszym.
Te oskarżenia, że jesteśmy szpiegami, wypływały od przedstawicieli świata urzędniczo-państwowego, bo nawet jeśli facet w cywilu wykrzykiwał do nas w autobusie, że nie mamy fotografować, to gdybym chciał dzisiaj stawiać dolary do orzechów, to postawiłbym na to, że to były mundurowy.
W ogóle kilkanaście lat temu aparat lustrzanka i duży obiektyw powodował sporą nerwowość u ludzi w mundurach. Z gruntu patrzyli na nas jak na przestępców.
Normalny Rosjanin, gdy wykazywało się zainteresowanie jego życiem, bez pogardy i wzgardy jak wygląda ten świat, okazywał się naprawdę bardzo ciepłym człowiekiem.
W książce przedstawiasz wiele sytuacji nadużycia władzy. Jedna z nich przyprawia o ciarki. Nie mogliście się wydostać z Magadanu, bo prześwietlono wasze bagaże i odkryto, że macie noże. Wisiało nad wami widmo aresztowania i osadzenia w rosyjskim więzieniu. Teraz, po czasie, myślisz, że chodziło o władzę? Czy łapówkę?
O złoto. Wracaliśmy z Kołymy. Jak się wysiada w Magadanie na lotnisku, to wita nas wielki napis: "Witajcie na Kołymie, złotym sercu Rosji". Tam wszystko złotem stoi. Myślę, że mundurowi liczyli na to, że jak nam przetrzepią plecaki, to gdzieś tam dopatrzą się jakiegoś samorodka czy złotego piasku.
Czy to się zmieniło? Czy nadal urzędnicy wykorzystują swoją pozycję w Rosji?
Z ręką na sercu? Nie sądzę, by cokolwiek się zmieniło. To jest Russian Style. To jest tak, jakby ktoś się pytał o nasze cechy narodowe.
To jest jedna z tych rzeczy, z którymi człowiek zderza się trochę niespodziewanie. Jeżeli my często narzekamy na urzędników, na władzę, policjantów to szczerze mówiąc nie jesteśmy przygotowani na to, co nas spotyka w Rosji. W momencie, kiedy mają odrobinę władzy, nagle stają się innymi ludźmi. Władza w Rosji jest fetyszem. I jeżeli ktoś ją ma, a przynajmniej odrobinę, to będzie starał się ją po pierwsze eksponować, a po drugie eksploatować do granic możliwości. Pokażę tobie, że ja tutaj rządzę. I jeżeli wydaje ci się, że nie mam do czegoś prawa – to ci udowodnię, że je mam. Do tego, żeby odebrać aparat, albo żeby nie pozwolić ci polecieć. W Rosji jest tak, że jeżeli policjant chce pokazać, że ma władzę, to zrobi wszystko, żeby człowieka mocno o tym przekonać.
Wyobraź sobie taką sytuację. Zapakowany samolot stoi na pasie z powodu jednego czy dwóch policjantów, którzy mają wątpliwości czy puścić dwóch turystów z Polski. Wszyscy pasażerowie tego samolotu muszą tam warować i nikt też z tego powodu się nie buntuje, bo wiedzą, że z władzą nie wygrają. Władzy się nie podskoczy.
To były przerażające odkrycia. Z jednej strony to poczucie siły, którą mają urzędnicy, a z drugiej strony taka ogromna bezsilność zwykłych ludzi, którzy wiedzą, że w tym starciu są na straconej pozycji.
I gdy udało się wam w końcu wejść do samolotu, w klasie biznes lecieliście z kurami. Kolejne absurdalne doświadczenie.
Na ogromnych obszarach Rosji poprowadzenie drogi jest nie tyle niemożliwe, co nieskuteczne, bo na skutek roztopów, deszczów czy śnieżyc, ona zostanie zupełnie niszczona. Ten trakt może i tam będzie, tylko że przejazd nim będzie po prostu mało realny. Ciężarówki mogą tam pojechać, ale gdy trafią na złą pogodę, to utkną na tygodnie albo i jeszcze dłużej, bo przecież tam asfaltów nie ma.
Wyobraź sobie transport kur z Magadanu do Irkucka. Ciężarówką się nie da. Kolei też tam nie ma. A jakoś trzeba się przemieszczać. Towary muszą być transportowane. Nie wszystko da się morzem. No więc co zostaje? Samolot.
Gdy ktoś ma do przewiezienia 20 kur, to nikt nie będzie wynajmował firmy kurierskiej. Najłatwiej przetransportować je samolotem. Śmieszne było, że nie zostały umieszczone w żadnej ładowni. Ale pewnie gdyby w niej leciały, to nadawałyby się już tylko do piekarnika.
Byliście w kopalni złota. W małej i profesjonalnej. Widzieliście sztabki złota, a nawet drobinki złotego piasku znalazły się na twoich bojówkach. Jak się mają filmowe obrazy do rzeczywistości?
Każdy ma romantyczne wyobrażenie, że kopalnia złota przypomina Alaskę, że spotkamy tam ludzi z długimi brodami, którzy kopią to złoto od lat, że to będzie taki piękny, bajeczny widoczek. A tu przyjeżdżasz do takiego miejsca, które przypomina opuszczoną fabrykę. Wszystko jest tu bardzo brudne, brzydkie. Większość z tych konstrukcji została sklecona przy pomocy blachy, dykty, starych wycieraczek. I do tego brodzi się w tej brudnej wodzie po kolana. To jest pierwsze zderzenie, kiedy człowiek trafia do kopalni złota na Syberii. Większość z nich jest niewielkich rozmiarów. Natomiast miejsce, gdzie się wydobywa złoto, nazywa się poligonem. Mała kopalnia to jest jeden poligon, średnia kopalnia to są 3, 4 poligony, duża to ok. 10-15 poligonów.
Inną kwestią jest to, że kopanie złota to rujnowanie środowiska. Byliśmy w Górach Ochockich, które przypominają troszkę nasze Bieszczady. I tak jak mamy bochenek chleba i kroimy kolejne pajdy, tak w kopalni złota odcina się górę, oczywiście nie całą, bo to nie byłoby fizycznie możliwe, tylko wycina się boki. Oni wiedzą, gdzie najlepiej szukać złotego kruszcu.
I potem ta odcięta hałda ląduje pod armatkę wodną, która strzela w nie silnym strumieniem wody, rozbija te bryły ziemi, bo gdzieś między nimi znajdują się grudki złota lub piach, które osiadają na dnie rynny wyłożonej gęstymi plastikowymi "trawkami". Na koniec cała zabawa polega na tym, żeby wydobyć z nich wszystko, co świeci złotem. Następnie trafia do laboratoriów, gdzie jest ręcznie oczyszczane przez pracowników. Mniejsze kopalnie pakują "urobek" do oplombowanych pojemników i zawożą do banku. A większe, tak jak np. Bazowskiego, u którego byliśmy w gościnie, mają swój piec, w którym przetapia się go w sztabki. I w takiej formie zawożone są do banku. One nie są tak piękne, błyszczące i kształtne jak w kreskówkach o siostrzeńcach Kaczora Donalda. Przypominają raczej wypieki piekarskie. Mają trochę kształtu, ale żadnego połysku.
Żeby wydobyć od 2 do 5 g kruszcu, trzeba przesiać aż tonę gruntu. Czyli tam naprawdę ten teren jest strasznie zdegradowany.
Oczywiście, zgodnie z przepisami każdy, kto wydobywa złoto w ten sposób, zobowiązany jest do przywrócenia terenu do pierwotnego stanu po skończeniu pracy na poligonie. Teoretycznie powinni z powrotem uformować te góry, co więcej - powinni także zasiać roślinność, żeby nie było tych księżycowych krajobrazów. Oczywiście nikt tego nie robi. I nawet jeśli jakaś ambitna inspekcja ds. ochrony środowiska próbuje to zweryfikować i ukarać winowajców, to te kary są tak śmieszne, że wszyscy wzruszają tylko ramionami.
Będąc jeszcze przy temacie Magadanu. Utknęło mi w głowie, że jeden z obcokrajowców w restauracji zapłacił za obiad równowartość tysiąca dolarów?
Mocno nas to zaskoczyło, ponieważ Magadan nie jest drogi. W Rosji spotyka się podwójny cennik, jeden dla Rosjan, drugi dla "innastrańców", czyli dla gości zagranicznych. Będąc w tym kraju trzeba mieć świadomość, że jeśli idziesz kupić bilet na samolot lub autobus to zapłacisz więcej niż obywatel Rosji.
Kolejny mit, z którym się rozprawiasz, to podróż Koleją Transsyberyjską. Wiele osób ma równie romantyczne wyobrażenia o podróży tym pociągiem, jak i o kopalni złota. I marzy, żeby przebyć Rosję właśnie tym środkiem transportu.
Na tym polega cała zabawa. Wielu ludzi utożsamia Kolej Transsyberyjską z Orient Expresem i myśli, że to taka piękna kolejowa przygoda, romantyczna podróż, a to nie tak. Zdecydowanie nie tak.
To, co jest wyjątkowe w tej kolei to to, że jedzie się przez kilka stref czasowych, bo przez chwilę jest się w Europie, a potem w szybkim tempie w Azji. Przekracza się tę symboliczną granicę pomiędzy jednym kontynentem a drugim. I to jest oczywiście fajne i ma też pewną dozę romantyzmu, że można obserwować zmieniający się świat, ale ten widok w zasadzie zmienia się w sposób symboliczny. Przestrzenie pomiędzy miastami są tak gigantyczne, że siedzenie w oknie pociągu i patrzenie na to, co się za nim dzieje, nudzi się bardzo szybko. Nie znam osoby, która spędziłaby tę podróż patrząc w okno. Nie da się. Ile można patrzeć na las czy tundrę. To wszystko piękne, tylko w którymś momencie człowiek szuka czegoś innego do skupienia wzroku i myśli. I tu się kończy romantyzm.
Reszta to znowu prawda o Rosji, czyli jeśli wypuszczamy taki pociąg w trasę, to niech będzie kilka luksusowych przedziałów o podwyższonym standardzie, w których może zmieścić się dwoje pasażerów. I tam rzeczywiście jest przyzwoicie. Potem jest standard odrobinę gorszy, tzw. wagony coupe dla czterech osób i potem jest już jazda bez trzymanki, czyli platzkarta. Wagon, który ma tylko ściany zewnętrzne, a poza tym już nic.
W Polsce też mamy wagony bezprzedziałowe i gdy jedziemy tak 2 czy 4 godziny to już mamy dosyć współpasażerów, a tu mamy podróż przez kilka dni, w jednym przedziale, w którym się je, śpi, pije wódkę i piwo, gra w karty lub szachy. Toalety na szczęście nikt nie uprawia, chyba że ktoś jedzie z małymi dziećmi.
Panuje w nim smród, odór, nie można oddychać.
Gdy otwiera się drzwi do tego wagonu, odór wręcz fizycznie uderza w twarz. Gdy my podróżowaliśmy, było bardzo ciepło, 30 st. C w ciągu dnia. Klimatyzacji w tej kolei nie ma - robi tu za nią otwarte okno. A do tego po drodze zatrzymujemy się na różnych stacjach, na których w sprzedaży jest wędzona ryba, którą Rosjanie uwielbiają. I tak, zgnilizna, pot, piwo, ryba, no i mamy mieszankę wybuchową.
Jednak mnie najbardziej poruszył fragment o rodzinie, która na jednym postoju poszła zrobić zakupy i pociąg ruszył. Bez nich. Postój miał trwać 40 min, a kolej ruszyła po 10.
W sposób jednoznaczny sygnalizowaliśmy konduktorowi, że naszych współtowarzyszy nie ma, że wiedząc, ile ma trwać postój, poszli do sklepu, a tymczasem pociąg ruszył po 10 min.
Pracownicy kolei trochę przed sobą, a trochę przed nami, próbowali grać, że nie ma problemu, że oni na pewno wsiedli do jednego z ostatnich wagonów i za chwilę przejdą środkiem pociągu i zaraz będą na miejscu. To było bardzo naiwne tłumaczenie, bo nic nie wskazywało na to, że taki scenariusz mógłby mieć miejsce.
To jest kolejny objaw Russian Style, tylko bez mrugnięcia okiem, na poważnie. To raczej taki mroczny obraz przewagi machiny nad indywidualnym człowiekiem, bo w Rosji jednostka naprawdę się nie liczy. Liczy się machina, mechanizm całego kraju. Wszystko ma się toczyć jak ten pociąg, i fakt, że dwie czy nawet trzy osoby zostają gdzieś na peronie i nie zdążą – nie ma żadnego znaczenia. Żadnego.
Do dziś zadaję sobie pytanie, co by było gdybyśmy wtedy wykazali się trochę większą odwagą cywilną i pociągnęli za hamulec bezpieczeństwa. Naprawdę. Do dziś zastanawiam się, jak potoczyłyby się losy tej rodziny i naszej wyprawy…
Kto wie, może siedzielibyście w więzieniu.
To jest możliwe, bo konduktor powiedział nam, że użycie hamulca bez przyczyny skończy się poważnymi konsekwencjami. Łącznie z sądem czy nawet więzieniem, dlatego te nasze rycerskie odruchy zostały mocno przytępione.
To była trochę taka filmowa scena. Pociąg rusza. My krzyczymy. Oni patrzą na nas i powtarzają jak katarynka: "Nie, nie, nie róbcie tego. To się może dla was źle skończyć". A pociąg coraz szybciej jedzie. Stacja odjeżdża i właściwie wyjeżdżamy z Nowosybirska. Rodziny nie ma. Gdyby to nie była prawda, to byłaby całkiem fajna scenka, tylko niestety ta historia wydarzyła się naprawdę.
Bajkał. Kolejne miejsce, które magnetyzuje, które było ważnym elementem waszej wyprawy i też po raz kolejny spotkała was przygoda. Rabusie chcieli was okraść.
Na szczęście to byli tacy rabusie, którzy byli "sprawni inaczej", a po prostu byli pod wpływem alkoholu. Ale rzeczywiście wspomnienie jest ambiwalentne, bo z jednej strony Bajkał jest piękny, magnetyczny, fajny, a z drugiej strony zawsze będzie się kojarzył z bieganiem prawie na golasa. Trochę śmieszne, trochę straszne. I to jest takie rosyjskie. Zostawisz coś człowieku, to uważaj, bo jest duża szansa, że już tego nie odzyskasz.
A sam Bajkał?
Zimny, przeraźliwie zimny. To było koszmarnym odkryciem, bo…
Byliście tam latem?
Tak. Chodziliśmy bardziej rozebrani niż ubrani, bo żar lał się z nieba. Naprawdę było strasznie gorąco. A pierwsze wejście do jeziora było doświadczeniem przekoszmarnym. To był po prostu lód. Ścinający mięśnie i krew w żyłach. No, ale kiedy jest się nad Bajkałem, nad którym nie wiadomo, czy się kiedykolwiek jeszcze będzie…
To, co mnie zdziwiło, że Rosjanie nie są przygotowani na turystów. Piszesz o braku hoteli, starych kutrach przerobionych na statki.
Byliśmy tam 16 lat temu i ten czas spowodował zmianę epoki w Rosji, jeśli chodzi o turystykę. Mój przyjaciel Arek po różnych przygodach zawodowych trafił tam z powrotem dwa lata temu do firmy, która organizuje nietypowe wycieczki. Z tego co wiem, to Rosjanie poszli po rozum do głowy i pojawił się hotel, a między tymi zardzewiałymi kutrami, które udają statki pasażerskie, pojawiły się rzeczywiście stateczki, które wożą turystów i wyglądają nawet przyzwoicie.
To się zaczyna zmieniać, turysta zaczyna być może nie tyle doceniony, ile zauważony. To jest też taka chłodna kalkulacja, że jeżeli zaoferuję coś lepszego niż jest w przeciętnej ofercie – to może ten "inastraniec" przyjdzie do mnie. Nie pójdzie na zardzewiały statek, tylko popłynie tym moim – odmalowanym. Arek twierdzi, że to się mocno pozmieniało. Oczywiście mówimy tu o miejscach, które są rzeczywiście mocno turystyczne. Nad Bajkałem, w Irkucku też się pojawiły nowe hotele, ale Magadan? Tam proszę nie liczyć, że będzie rozbudowana baza hotelowa.
Chciałbyś jeszcze wrócić do Rosji?
Chciałbym. Ale nie wiem, czy na tak długo jak poprzednio. Z chęcią wróciłbym do Irkucka, bo mam sentyment do tego miasta. Jestem ciekawy, jak wygląda Magadan po tylu latach. Na Kamczatkę chciałbym polecieć. Tak jak to było w naszym pierwotnym planie. Niezrealizowanym. Wciąż mi się marzy oglądanie czynnych wulkanów na Kamczatce.
Maciej Stroiński – całe zawodowe życie spędził w mediach. Pracował w polskich stacjach telewizyjnych: TVP, TVN i Polsat. Większa część jego aktywności to praca na "froncie wydarzeń" jako reporter-korespondent. Relacjonował najważniejsze wydarzenia ostatnich 25 lat – wstąpienie Polski do Unii Europejskiej, śmierć polskiego papieża czy katastrofę prezydenckiego Tupolewa. Był także jedynym dziennikarzem, który z bliska, na lotnisku Chopina opisywał ostatnie godziny istnienia i upadek linii lotniczej OLT Express, albo spektakularne lądowanie bez podwozia Boeingiem 767 w wykonaniu kapitana Tadeusza Wrony. Stroiński sam jest pilotem i dlatego wyspecjalizował się w dziennikarstwie lotniczym. Samolotom oddał swoje serce.
Debiutuje książką "To jest taki Russian Style. 12000 kilometrów na kraniec Rosji… i z powrotem". I już zapowiada kolejny tytuł, który radykalnie będzie różnił się od "rosyjskiej awantury".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl