Rzuciła doskonałą pracę w korporacji i kupiła bilet w jedną stronę. Od ośmiu lat podróżuje
Osiem lat temu Serena Star-Leonard - gdy jej znajomi i przyjaciele dopiero rozpoczynali swoje kariery - świadomie zrezygnowała z pracy w korporacji, awansów i pieniędzy okupionych pracą od świtu do nocy. Postanowiła, że będzie żyć po swojemu. Wyruszyła w podróż, która się nie kończy. Podobny stan poleca dziś innym. Przekonuje, że wykonanie podobnego ruchu jest łatwiejsze, niż może się wydawać.
22.05.2017 14:29
Beztroskie podróże? Większość ludzi kojarzy je z okresem wakacji – zdecydowanie zawsze zbyt krótkich – albo czasem emerytury. W tym drugim przypadku, szczególnie w naszych warunkach, zawsze pojawia się problem zbyt odległej perspektywy i oczywiście nieodłączne pytanie – czy będzie nas wtedy w ogóle stać na to, by nadrabiać zaległości związane z poznawaniem najbardziej fascynujących miejsc na świecie. Serena Star-Leonard rozwiązała wszystkie te problemy, gdy miała zaledwie 29 lat. Podjęła wtedy decyzję, że nie zamierza iść tą samą drogą co jej rówieśnicy. Porzuciła ścieżkę korporacyjnego rozwoju i ruszyła na szlak. Dziś ma 37 lat, a przez ostatnich 8 lat zajmowała się tylko tym, co naprawdę kocha.
W pracy, z którą wiązała nadzieje na przyszłość, Serena przepracowała zaledwie 12 miesięcy. Jak wspomina, korporacyjny świat pochłonął ją całkowicie, ale tylko na chwilę. Rok wystarczył, by stwierdziła, że to nie dla niej, a w życiu chce robić coś innego. Jak postanowiła, tak zrobiła. W tej decyzji wspierał ją mąż Johnny. Para sprzedała nieruchomość w Sydney, a potem kupiła bilety w jedną stronę do Wenezueli. W ten sposób zrealizowali swoje pierwsze wielkie marzenie. O podróży do Ameryki Południowej myśleli bowiem przez lata. Gdy decyzja zapadła, wszystko poszło jak z płatka. I tak właściwie zaczęła się ich przygoda, która trwa do dziś.
- Miałam wspaniałą pracę i widoki na świetną karierę, ale nie było to coś, co naprawdę chciałam robić w życiu. W związku z tym porzuciłam to dla własnej radości, ale też dla harówki, jaką jest samozatrudnienie – powiedziała Serena Star-Leonard w wywiadzie dla australijskiego "Daily Mail”. - Po pierwszej wyprawie do Wenezueli wylądowaliśmy w Ameryce Łacińskiej na dwa lata. Potem wróciliśmy i spędziliśmy rok z rodziną w Australii i Nowej Zelandii, a potem skierowaliśmy się w stronę Azji.
Od czasu rozpoczęcia przygody udało im się odwiedzić 28 różnych krajów. Choć czasami zdarza im się posiedzieć dłużej w jednym miejscu, do żadnego nie są przywiązani. Będąc w drodze, poświęcają się też oczywiście wykonywaniu obowiązków. 37-latka pomaga małym przedsiębiorstwom w rozwijaniu skrzydeł i ich promocji w wirtualnym świecie. Poza tym zajmują się też np. pisaniem blogów – jeden służy celom biznesowym, a drugi opisywaniu ich kolejnych podróżniczych doświadczeń. Średnio dwa dni w tygodniu spędzają na pracy, która pozwala im się utrzymać, a resztę na realizację projektów, które przynoszą im satysfakcję. Sporo czasu pochłania im również zaangażowanie w projekty dobroczynne w różnych częściach świata, które nie przynoszą żadnych materialnych profitów. Gdyby tego wszystkiego było mało, kręcą też filmy dokumentalne na temat swoich podróży. Do tej pory zrealizowali ich już 80. Serena dodatkowo pisze też książki, w których pomaga dojrzeć ludziom do decyzji, którą ona podjęła osiem lat temu. Wymowny tytuł jednej z nich to: "Jak przejść na emeryturę w 12 miesięcy".
Jednym z największych kłopotów, z jakimi zmagają się na co dzień, jest dostęp do internetu. W wielu miejscach na świecie korzystanie z niego jest niemożliwe albo utrudnione, co przy wykonywanej przez nich pracy jest dość kłopotliwe. Czy to w kostarykańskiej dżungli czy w górach Gwatemali – wszędzie problem jest ten sam. Właśnie dlatego podczas poszukiwania kolejnych miejsc możliwość przynajmniej ograniczonego korzystania z urządzeń mobilnych stanowi jedno z kryteriów wyboru.
Ludzi, którzy rozważają pójście taką samą drogą, Serena zapewnia, że jest to łatwiejsze niż się wielu wydaje. Kwestia finansowania takiej niekończącej się podróży też nie powinna nikomu spędzać snu z powiek, bo praca na odległość jest dziś czymś coraz bardziej powszechnym. Ponadto wiele zależy od miejsc, w których będzie się spędzało czas. Jak zauważa, w Australii, Nowej Zelandii czy Irlandii życie jest bardzo drogie. Tymczasem np. w Portugalii pod każdym względem jest już taniej. Miejsce, w którym będzie się przez jakiś czas żyło, można dopasować do swoich możliwości finansowych. Przekonuje też, że decydując się na egzystencję obieżyświata, należy zmienić również swoje podejście do wielu spraw. Podkreśla, że wielu rzeczy, którymi się otaczamy na co dzień, tak naprawdę nie potrzebujemy do życia. Kiedy ktoś przekona się o tym na początku swojej podróży, wszystko szybciej stanie się dla niego łatwiejsze.
- Prawdziwym sekretem tego, by to zaczęło działać to odnalezienie kluczowych dla siebie wartości i zaoferowanie ich ludziom na całym świecie – powiedziała Serena w rozmowie z "Daily Mail”.