Rzym postanowił w końcu zarabiać na fontannie di Trevi
Di Trevi jest jedyną rzymską fontanną, z której połów monet nie przeszedł jeszcze na własność miasta. Wkrótce ma się to zmienić.
Fontanna di Trevi, obok Koloseum czy Bazyliki św. Piotra, jest obowiązkowym punktem każdej wycieczki do Rzymu. Nawet ci, którzy nie byli w Wiecznym Mieście kojarzą z pewnością jej charakterystyczną sylwetkę, choćby z filmu "Dolce vita" Felliniego z Anitą Ekberg i Marcello Mastroiannim. Jedna z najpiękniejszych barokowych fontann w Europie powstała w drugiej połowie XVIII wieku, na życzenie papieża Klemensa XII.
Wrzucanie monet do fontann praktykuje się na całym świecie – turyści topią drobniaki, by wrócić w dane miejsce. W słynnej di Trevi zostawiają średnio ok. 1 miliona monet rocznie. Według legendy wrzucenie jednej monety przez ramię zapewni nam powrót do Rzymu, dwóch romans, a trzech ślub. Nic dziwnego, że w ubiegłym roku z fontanny wydobyto aż 1,4 mln euro. To większy zysk niż mogłoby przynieść niejedne muzeum.
Monety wydobywane są z atrakcji codziennie – średnio po całym dniu uzbiera się 3 tys. euro. Virginia Raggi, burmistrz Rzymu, chce, żeby te pieniądze trafiały do miasta. Dotąd wszystko przekazywano Caritasowi, który ma swą siedzibę w Watykanie. Na przestrzeni ostatnich 10 lat wartość monet wyławianych z fontanny podwoiła się. Władze chcą tymi pieniędzmi podreperować budżet, który w czasie kryzysu znacznie ucierpiał.
Miasto próbowało już w tym roku pozyskać dodatkowe fundusze dzięki turystom, wprowadzając szereg nowych przepisów, obowiązujących w szczycie sezonu. Ich łamanie groziło wysoką grzywną. Do 31 października nie można było pić alkoholu na ulicach po godz. 22 czy jeść i pić w pobliżu fontann.