Ze śmiercią jej do twarzy. Historia mumii z Laskowic
W krypcie grobowej drewnianego kościółka św. Wawrzyńca w Laskowicach leży spowite tajemnicą zmumifikowane ciało. Spoczywające w dębowej trumnie szczątki maleńkiej, bo mierzącej zaledwie 1,36 m dziewczyny wydają się stawiać opór czasowi. A mierzą się z czasem dość długo, bo od przeszło czterystu lat.
21.03.2024 | aktual.: 21.03.2024 17:08
Przy północnej ścianie tej samej krypty leżą też fragmenty innej trumny i kości, z którymi czas nie obszedł się równie łaskawie. Kości należały do matki dziewczyny. Wokół historii Brygidy Buchta von Buchtitz, bo tak nazywała się hrabianka, narosło wiele znaków zapytania i budzących grozę opowieści, które nierozerwalnie powiązały ją z mianem "Laskowickiej Śmierci".
Bracia Brygidy
W nyskiej bazylice św. Jakuba i św. Agnieszki znajduje się zespół epitafiów, o których istnieniu wie co czwarty mieszkaniec Nysy. Oko przyciąga tablica wkomponowana w kaboszonowy ornament, po którym stąpa dwóch chłopców. Są to dziesięcioletni Jan i czteroletni Joachim von Buchta-Buchitz, obaj zmarli w 1600 r. Zwiedzający Nysę Tadeusz Różewicz, poruszony ich epitafijną podobizną, dedykował im wiersz "Kamienni Bracia":
"Umarli w kwietniu i maju
Przed trzema wiekami
Nieruchomi stoją
W marmurowej wnęce
i trzymają się za zimne ręce."
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zaraza w gospodzie
Jan i Joachim byli synami jednej z "grubych ryb" w XVII-wiecznej Nysie - rajcy miejskiego i sędziego dworskiego Henryka oraz jego żony Reginy. Para miała jeszcze trzeciego syna i jedyną córkę - Brygidę. W 1608 r. rodzina otrzymała smutne wieści o śmierci bliskiego krewnego, Jerzego, ostatniego męskiego potomka familii Buchtów na zamku w Otmęcie.
Brygida wraz z matką wyruszyły więc w podróż na uroczystości pogrzebowe. Znużone daleką drogą, zatrzymały się na nocleg w otulonej lasami wsi Laskowice, piętnaście kilometrów na południe od Kluczborka. W tamtejszej gospodzie prawdopodobnie padły ofiarą zarazy, która z początkiem XVII w. dość często nawiedzała tamtejsze okolice, naprzemiennie z innymi zmorami: klęskami żywiołowymi i przemarszami wojsk.
Bywało często, że źródłem zakażenia była jedna mała gospoda, skąd morowe powietrze wychodziło dalej w świat i w błyskawicznym tempie dziesiątkowało ludzi. Po kilku dniach zabrało ze świata żywych obie panie. Pochowano je w dębowych trumnach, w grobowcu, na którym osiemdziesiąt lat później stanął kościół.
Według innej wersji zdarzeń przyczyną śmierci Brygidy była gorączka połogowa.
- Może o tym świadczyć ułożenie ciała - wyjaśnia Daniel Pach, lokalny historyk, który każdy szczegół z przeszłości Laskowic ma w małym palcu. - Prawe ramię jest uniesione tak, jakby trzymała na nim dziecko, a lewym tuliła je do piersi.
Zatrzymać młodość
Zadziwiający jest fakt, że mimo upływu z górą czterystu lat, twarz młodziutkiej Brygidy Buchta von Buchtiz zachowała się w stanie niemal nietkniętym, wraz z pełnym uzębieniem.
Tuż przed pierwszą wojną światową naukowcy z Berlina i Wrocławia próbowali rozwikłać tajemnicę kryjącą się za laskowicką mumią: postawili tezę, że za naturalnym procesem mumifikacji kryło się oddziaływanie bardzo silnego w tym miejscu pola magnetycznego i specyficzny mikroklimat. Jest to o tyle ciekawe, że ciało matki Brygidy zachowało się w szczątkowej formie. Zadecydował o tym jeszcze jeden fakt: drugą trumnę postawiono w niefortunnym miejscu, tuż przy nieszczelnym okienku, przez które z zewnątrz spływała deszczówka i roztopiony śnieg.
Zespół tych samych badaczy rozważał opcję odtransportowania mumii z Laskowic do jednego z berlińskich muzeów. Ostatecznie przeprowadzki zaniechano, kiedy przeważył pogląd, że Brygida może nie przetrzymać trudów podróży.
Klątwa mumii
Mumia Brygidy budzi zainteresowanie z jeszcze innego powodu: bosych stóp. Nie wiadomo, czy jest bosa, bo boso ją pochowano, czy jej buty padły łupem złodziei. Z całą pewnością Brygidę okradziono z pierścionka na placu. Pewien młody człowiek wszedł do krypty, zdjął z palca mumii pierścionek z oczkiem i tego samego dnia wręczył swojej wybrance. Obdarowana nie dożyła ranka.
W kolejnych latach jeszcze wiele panien doczekało podobnego losu, zanim odkryto łączący je wspólny mianownik: żadna z nich nie była zamężna, za to wszystkie miały zwyczaj siadywania w jednej z czterech kościelnych ławek, bezpośrednio nad grobową kryptą. Od tamtej pory przyjęło się, że pierwsze cztery rzędy zarezerwowane są wyłącznie dla wdów i mężatek.
Zagadkowe polichromie
W laskowickim kościele, leżącym na opolskim Szlaku Architektury Drewnianej, kryje się jeszcze jedna niepokojąca zagadka. W 2010 r. pod warstwą wiekowej białej farby konserwator odkrył fragmenty dawnej polichromii, którą starannie zamalowano najpewniej w XVIII w. Dlaczego zamalowano?
Może odpowiedzi należałoby szukać w wyobrażeniu piekła na tyle przemawiającym do wyobraźni, że patrzący na nie wierni rozmyślali o nieuchronności Boskiego sądu z nadmiarem emocji i lęku. Albo w upiornej czaszce zwieńczonej atrybutem, w którym jedni dopatrują się rogu, inni klepsydry sąsiadującej z łacińskim napisem "vanitas", najpewniej rozwijającym się dalej w myśl biblijnego Koheleta: "vanitas vanitatum et omnia vanitas" – "marność nad marnościami i wszystko marność".
Po tej samej stronie prezbiterium odkryto zagadkową postać z kielichem w ręku, która zupełnie nie wpisuje się w klimaty mąk piekielnych. Wręcz przeciwnie: jej twarz promienieje zadowoleniem, a czerwony nos zdaje się przemawiać za tym, że oglądamy miłośnika dobrego trunku na bazie chmielu lub żyta.
Poza nim, oczom kilkuosobowego zespołu ukazały się inne przyjemne fizjonomie, w tym twarz urodziwej młodej kobiety trzymającej w palcach różę. Widok urzekł obecnych: ciało dziewczyny wydawało się wirować w tanecznych figurach, jej twarz okoloną kosmykami włosów spływających spod zawoju na głowie zdobił zalotny uśmiech, a ciemne oczy zdawały się wwiercać w patrzących, wywołując niepokój.
O ile nie do końca wiadomo, kogo obraz przedstawia, o tyle pod lożą kolatorską z całą pewnością odkryto piękny fragment św. Anny Samotrzeciej. Ale i tak do rangi największej lokalnej atrakcji urosła mumia Brygidy: przez wiele lat obawiano się jej, budziła dreszcz emocji i niekoniecznie chciano ją oglądać. Z czasem zżyto się z nią na tyle, by uznać ją za najstarszą mieszkankę Laskowic.