MiastaŁódź na początku XX wieku. Najbardziej zacofana i zaniedbana metropolia Europy?

Łódź na początku XX wieku. Najbardziej zacofana i zaniedbana metropolia Europy?

Na początku XX wieku Łódź nazywano w prasie "miastem bólu i łez". Dziennikarze czuli wręcz, jak podkreśla Kamil Śmiechowski na kartach nowej książki, że muszą "wciąż udowadniać sobie, iż zasługuje ona na miano miasta z prawdziwego zdarzenia". Nie było to łatwe.

Gazownia w Łodzi na pocztówce z lat 1912-1916
Gazownia w Łodzi na pocztówce z lat 1912-1916
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

17.03.2021 15:02

Na początku XIX stulecia w Łodzi zamieszkiwało mniej niż 500 osób. W roku 1850 – wciąż tylko 15 000. Potem jednak zaczął tu rosnąć ogromny ośrodek przemysłowy. W latach 70. XIX wieku miał stutysięczną populację, w 80. – już dwustutysięczną. Bezpośrednio przed I wojną światową półmilionową. Nawet Warszawa nie puchła tak szybko.

Za zawrotnym tempem przyrostu nie szedł rozwój infrastruktury. W całej Kongresówce narzekano na bolączki życia miejskiego i zacofanie w przeróżnych dziedzinach. Żadne miasto nie zmagało się jednak z problemami tak wielkimi, jak łódzkie.

O tym, jak komentowali je miejscowi dziennikarze i intelektualiści szeroko pisze Kamil Śmiechowski w pracy Kwestie miejskie.

Bez bruku, straży pożarnej, szpitala…

Zgryźliwy felietonista Stanisław Bal wymieniał w 1912 roku na łamach „Nowego Kuriera Łódzkiego” udogodnienia, których Łódź wciąż nie zdołała się doczekać.

Plan Łodzi z 1903 roku (domena publiczna)
Plan Łodzi z 1903 roku (domena publiczna)

Pisał, nieco na wyrost, że ten kto umarłby w rzeczonym roku, nie miałby okazji zetknąć się ze "strażą ogniową, brukiem ulicznym, szpitalem miejskim, samorządem". Jakby tego było mało, nieszczęśnik odchodziłby do wieczności zapewne jako analfabeta i człowiek nie znający elektryczności, lecz tylko opary nafty.

W innej gazecie chwalono się wprawdzie, że Łódź ma pogotowie ratunkowe (i że ta nowinka ustawia ją w szeregu "miast o europejskim pokroju"), ale jedna innowacja nie była w stanie przykryć morza braków.

25 kopiejek rocznie na edukację

"Ileż potrzeb niezaspokojonych, pierwszych potrzeb życia, ta Łódź posiada!" – ubolewano w roku 1910, tym razem na łamach "Kuriera Warszawskiego".

W mieście, które niewiele ponad pół wieku wcześniej przypominało dużą wioskę, brakowało zieleni, miejsc wypoczynku. Poziom edukacji budził zgrozę, trafnie skomentowaną w "Nowym Kurierze Łódzkim":

Szkolnictwo w Łodzi jest traktowane po macoszemu i dopóki ono nie stanie się wprost beniaminkiem panów radnych honorowych, dopóty bandytyzm będzie wciąż zmorą, prześladującą obywateli spokojnych, a dobrze myślących.

Jak mało zarząd miasta dba o oświatę, widać z tegorocznego preliminarza budżetowego, w którym na szerzenie jej przeznaczono bajecznie małą sumę zaledwie około 8 proc. budżetu miejskiego, znacznie mniej, niż na pracę urzędników magistratu i prawie tyle, co na oświetlenie ulic gazem. […] Wypada to tyle, co około 25 kopiejek na jednego mieszkańca rocznie!

25 kopiejek sprzed pierwszej wojny światowej to w przeliczeniu niespełna 10 dzisiejszych złotych. Rzeczywiście śmiesznie mało.

"Polski Manchester" bez wody i kanalizacji

Na urzędników sypały się też gromy za stan dróg i chodników. Według prasy "lepsze bruki posiadała nawet przysłowiowa Kiernozia niż Manchester polski".

Najbardziej szokował jednak brak wodociągów oraz kanalizacji. Z obydwoma problemami Łódź zmagała się nie tylko w czasach zaborów, ale też… przez całą epokę międzywojenną!

Nie wcześniej niż w 1940 roku zamierzano zakończyć prace nad zapewnieniem powszechnego zaopatrzenia w wodę. W praktyce udało się to dopiero w okresie PRL-u. Choć i wtedy usuwanie zapóźnień szło z wielkim oporem.

"Niewiele jest chyba miast na kuli ziemskiej, które…"

Kamil Śmiechowski podkreśla na kartach książki Kwestie miejskie. Dyskusja o problemach i przyszłości miast w Królestwie Polskim 1905-1915 jeszcze ogromną skalę śmiertelności dzieci oraz wprost niewyobrażalną nędzę panującą na przedmieściach takich jak Bałuty.

Wśród bolączek sami łodzianie wymieniali niedobór ochronek (przedszkoli), szpitali, przytułków dla starców i kalek, zakładów psychiatrycznych czy placów zabaw oraz horrendalny stan czystości.

U samego schyłku epoki zaborów polityk i adwokat Stanisław Koszutski stwierdził dosadnie, że Łódź to „niby sierota bez ojca i matki, istny kopciuszek umorusany i niemile woniejący”. Po czym dodał: „niewiele jest chyba miast na kuli ziemskiej, które by miały tyle niezaspokojonych doniosłych potrzeb”.

Władze miejskie w odpowiedzi na podobne zarzuty podkreślały, że wprawdzie w Łodzi brakuje rzeczy pierwszej potrzeby, ale poza pogotowiem jest jeszcze… nowoczesna rzeźnia. Po ulicach jeżdżą zaś elektryczne tramwaje, których nie miała nawet Warszawa.


Autor: Kamil Janicki - Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Damy polskiego imperium, Pierwsze damy II Rzeczpospolitej, Epoka milczenia czy Damy złotego wieku. Jego najnowsza pozycja to Seryjni mordercy II RP (2020).

Źródło: WielkaHistoria

Artykuł powstał w oparciu o książkę Kamila Śmiechowskiego pt. Kwestie miejskie. Dyskusja o problemach i przyszłości miast w Królestwie Polskim 1905-1915.
Artykuł powstał w oparciu o książkę Kamila Śmiechowskiego pt. Kwestie miejskie. Dyskusja o problemach i przyszłości miast w Królestwie Polskim 1905-1915.© materiały partnera
Źródło artykułu:WielkaHISTORIA.pl
Zobacz także
Komentarze (146)