Schodami do nieba. Wybierz się na Hawaje
Określenie schodami do nieba nie jest poetyckie. One naprawdę istnieją! Można je znaleźć na wyspie Oahu, na Hawajach. Ich mniej poetycka nazwa to Schody Haiku – od miejscowości koło której się znajdują. Jest ich całkiem sporo, bo prawie 4000. Są strome i prowadzą zielonymi zboczami gór aż do opuszczonej stacji radiowej. Widoki ze szczytu są niesamowite. Tropikalna roślinność, ocean mieniący się odcieniami turkusu i szmaragdu, światła miast, które powoli budzą się do życia. To zdecydowanie największa atrakcja wyspy, a dla niektórych nawet całego archipelagu.
Przejście całego szlaku, choć męczące, nie jest specjalnie trudne. Istnieje jednak pewien problem. Od kilku lat trasa jest oficjalnie zamknięta, a jej przejście nielegalne. Wejście pilnowane jest przez strażnika, który w każdej chwili gotowy jest wezwać policję. Jeśli ktoś ma pecha, taka przygoda może zakończyć się mandatem w wysokości 600 dolarów!
Mimo tego codziennie sporo osób wspina się na schody. My też postanowiliśmy, ponieważ dla takich widoków warto zaryzykować. Postawiliśmy sobie jednak za cel, żeby nikt nas nie zauważył. Przeanalizowaliśmy dokładnie mapy, aby znaleźć najlepsze miejsce na zaparkowania samochodu i rozpoczęcia trasy. Wieczorem przygotowaliśmy cały sprzęt, który planowaliśmy ze sobą zabrać: ubrania, czołówki, jakieś przekąski, aby posilić się na trasie. Ruszyliśmy przed 4:00 rano po kilku godzinach snu. Zaparkowaliśmy w spokojnej, mieszkalnej dzielnicy. Staraliśmy się robić jak najmniej hałasu, aby nie niepokoić mieszkańców. Cicho przemykaliśmy ulicami w kierunku lasu. Nagle z jednego podwórka wyskoczył na nas spory pies, głośno ujadając. Na szczęście był uwiązany i zatrzymał się pół metra od nas.
Po dotarciu na skraj lasu czekała na nas pierwsza przeszkoda – wysoka siatka z drutem kolczastym, którą musieliśmy pokonać. Dodatkową trudność stanowił fakt, że ktoś pokrył ją jakimś smarem, aby odstraszyć takich poszukiwaczy przygód jak my. Nas to jednak nie zraziło. Najtrudniejszym elementem naszej misji było znalezienie drogi w gęstym, bambusowym lesie. Na tym etapie nie korzystaliśmy jeszcze z czołówek, nie chcąc zwrócić niczyjej uwagi. Poruszaliśmy się więc po omacku, przytrzymując się gałęzi drzew. Nad nami słyszeliśmy odgłosy autostrady, a w oddali dostrzegliśmy zaparkowany samochód strażnika. W końcu zobaczyliśmy i schody. Byliśmy już naprawdę blisko! W pewnym momencie serce zabiło nam szybciej, bo zauważyliśmy światło latarek. Schowaliśmy się w krzakach, czekając na rozwój sytuacji. Na szczęście okazało się, że to jedynie inna para, która też tego dnia wybrała się na schody.
Kiedy znaleźliśmy się na właściwej trasie, wszystko już poszło gładko. Wciąż jeszcze było ciemno i dość chłodno. Nad nami świeciły gwiazdy i księżyc, poniżej nas rozświetlały się światła ulic i autostrady. Szybko pokonywaliśmy kolejne stopnie. Miejscami schody są dość zniszczone, także trzeba uważać i patrzeć pod nogi. Na szczyt doszliśmy ok. 6:00. Mieliśmy jeszcze prawie godzinę do wschodu słońca. Schowaliśmy się w opuszczonym budynku dawnej radiostacji, gdzie siedziało już kilka osób. Okazało się, że tylko nam udało się ominąć strażnika. Wszyscy inni zostali pouczeni, że wejście na schody jest nielegalne. Na szczęście strażnik nie wezwał policji, natomiast ostrzegł ich, że zrobi to, jeżeli będą próbować wrócić tą samą trasą.
Kilkanaście minut przed 7:00 niebo zaczęło się rozjaśniać i rozpoczął się piękny spektakl. Wschodzące słońce rozświetliło chmury odcieniami różu i czerwieni. Pokryte bujną zielenią szczyty stromo schodziły w dół. Przed nami aż po horyzont rozciągał się ocean. Woda pobłyskiwała w pierwszych promieniach słońca. Wpatrywaliśmy się w ten widok jak zahipnotyzowani i staraliśmy się zatrzymać tę chwilę za pomocą aparatu.
Droga w dół okazała się równie widowiskowa. Mieliśmy też okazję przyjrzeć się bliżej samym schodom. Pierwotnie były drewniane i wzniesiono je w trakcie II wojny światowej. Były jedynym punktem dostępu do ściśle tajnego obiektu, który służył do przekazywania wiadomości amerykańskim okrętom na Pacyfiku. W latach 50. XX w. zmieniono konstrukcję na stalową. Od 1987 r. schody są oficjalnie zamknięte. Lokalne władze i mieszkańcy nie mogą dojść do porozumienia w sprawie ich dalszych losów. Jedni dążą do tego, by je rozebrać. Inni chcą je otworzyć, jednak wejście na szlak byłoby płatne. Mimo zakazu codziennie ktoś na schody wchodzi - zarówno mieszkańcy wyspy, jak i turyści.
Wejście na Schody do Nieba było jedną z lepszych rzeczy, jakie zrobiliśmy w trakcie naszej podróży dookoła świata. Świadomość tego, że szlak jest nielegalny, podniosła nam poziom adrenaliny we krwi i mieliśmy wrażenie, jakbyśmy brali udział w tajnej misji GROM-u. Nasz cel został osiągnięty – udało nam się przejść tak, by nikt nas nie zauważył.
Źródło: sledznas.pl