Skąd się wzięło Halloween? Kiedyś obrzędy z duchami, dziś integracja i zabawa
Nastrojowe, zabawne, kontrowersyjne - o Halloween mamy różne zdania, ale czy tego chcemy, czy nie, weszło do kalendarza na całym świecie. W październiku, a często dużo wcześniej, w sklepach i przydomowych ogródkach pojawiają się lampiony z dyni, nietoperze, szkielety. Sami zaś chętnie przebieramy się w zombie albo ponętne czarownice. Do czego nam to potrzebne?
Pytam o to Agnieszkę Sorycz, autorkę powieści "Północny Sabat". - Myślę, że siła Halloween, w takiej postaci, jaką znamy, tkwi przede wszystkim w popkulturze. Od wielu lat święto to jest obecne w filmach, w książkach, które się po prostu dobrze sprzedają. Za tym idzie oczywiście atrakcyjność wizualna sklepowych produktów. Ja osobiście nie spłycam Halloween tylko do gadżetów i komercji - mówi.
- Halloween wywodzi się ze starego święta celtyckiego Samhain, które nadal jest kultywowane wśród spadkobierców celtyckiej tradycji, w tym tradycji czarowskiej, czyli Wicca. Halloween/Samhain wiele łączy z naszymi rodzimymi Dziadami - tłumaczy Sorycz.
W obydwu przypadkach wierzono, że ten moment w roku to czas, kiedy ściana pomiędzy światem umarłych i żywych jest tak cienka, że następuje przesilenie, a w rezultacie przenikanie obu światów.
- Obydwie tradycje łączy również żywioł ognia, choć w różnej interpretacji. Celtowie rozpalali ogień, aby odpędzać demoniczne istoty i złe wróżki, które porywały duchy przodków, a Słowianie rozpalali go, żeby wskazać swoim przodkom drogę do domu i żeby ich ogrzać oraz ugościć ciepłą strawą. W "Północnym Sabacie" zależało mi, żeby pokazać uniwersalność tego święta, mniej zaś jego lokalne interpretacje, choć oczywiście jako Polce Dziady są mi zdecydowanie bliższe - mówi Agnieszka Sorycz.
Duchy na eksport
Dlaczego Halloween kojarzymy głównie z Ameryką, skoro wywodzi się z obrzędów kultywowanych przez ludy zamieszkujące Europę? Stoją za tym imigranci z Irlandii, którzy w XIX wieku masowo przypływali do Stanów Zjednoczonych, uciekając przed Wielkim Głodem. To oni zabrali ze sobą celtyckie tradycje sprzed dwóch tysięcy lat.
1 listopada Celtowie świętowali początek nowego roku, a w noc poprzedzającą ten dzień światy zmarłych i żywych miały się przenikać.
Dlatego Halloween wypada właśnie 31 października. Na amerykańskiej ziemi zwyczaje w grobowym klimacie świetnie się przyjęły, jak wszystko, co widowiskowe i na czym można zarobić. Wyjątek stanowiły tereny purytańskiej Nowej Anglii, gdzie odrzucano Halloween jako obrzędy pogańskie. Mimo to w Massachusetts znajduje się dziś jedna z głównych atrakcji turystycznych związanych z Halloween - kojarzone z czarownicami miasteczko Salem.
Straszna masówka
Halloween jest jak pizza, kawa na wynos czy hot dog - mimo europejskich korzeni ich światowa popularność jest zasługą amerykańskiego marketingu. We współczesnych Stanach Halloween to maszynka do zarabiania pieniędzy, druga po Świętach Bożego Narodzenia. Amerykanie wydają na nią sześć miliardów dolarów rocznie, z tego na przykład blisko 500 milionów dolarów na same kostiumy dla zwierząt domowych (2019 r.). Na październik przypada jedna czwarta rocznej sprzedaży cukierków w USA. Choć ciężko przebić ten wynik, to mieszkańców innych krajów Halloween też coraz częściej skłania do słodkich zakupów.
W przeszłości zjawy i demony były ludziom potrzebne do zrozumienia świata i przewidzenia niepewnej przyszłości. Do czego służą nam dzisiaj? Z czasem obrzędy związane z duchami, upiorami i potworami ewoluowały w stronę rodzinnych i sąsiedzkich spotkań, integrujących lokalne społeczności.
Nie tylko w Stanach upowszechniły się imprezy w przebraniach, parady, dekoracje, chodzenie od domu do domu z okrzykiem "trick or treat" - cukierek albo psikus. Podobno nic tak nie zbliża ludzi jak strach (wszyscy wiedzą, że dobry sposób na udaną randkę to pójść na horror). I może właśnie takiej bliskości najbardziej nam potrzeba w tych dziwnych czasach.