Skarb Inków. Gdzie jest? Tajemnica wciąż nie jest rozwikłana
Jest rok 1976. 26 lutego pod Kutnem rozbija się samochód z Wicemarszałkiem Sejmu PRL Andrzejem Beneszem. Poseł ginie na miejscu. Wraz z nim znika wiele tajemnic państwowych, oraz jeszcze jedna - dotycząca skarbu Inków. Czy na pewno? Skarb Inków wciąż spędza wielu sen z powiek.
Zamek w Niedzicy. Lata dziewięćdziesiąte. Wycieczkę po zamku oprowadza Franciszek Szydlak, góral spiski. Każdą grupę, na zakończenie zwiedzania, raczy opowieścią, którą słyszał od ojca. Mówi ona o inkaskim skarbie ukrytym na zamku. Wśród jednej z takich wycieczek znajduje się Aleksander Rowiński, który nie przechodzi obojętnie wobec historii przewodnika. Zaczyna prywatne śledztwo, którego efekty wychodzą na światło dzienne w 2000 roku, w postaci książki „Pod klątwą kapłanów- Skarb Inków ukryty nad Dunajcem”. Czy rzeczywiście możliwe było, by wicemarszałek Benesz miał cokolwiek wspólnego z absurdalnie odległym światem Inków? Jaką rolę w całej historii odgrywa inny zamek, położony niedaleko Muszyny? A może jest to tylko tani chwyt na turystów?
Cała historia zaczęła się wieki temu. Dosłownie. W połowie XVIII wieku zamek w Niedzicy przejął Sebastian Berzeviczy, baron de Dondangen. Opisać można go w kilku słowach: awanturnik, podróżnik oraz niepokorny ryzykant. By zasłużyć na taką opinię, musiał najpierw wyjechać do Ameryki Południowej, mimo oczywistych zakazów rodziców.
Do końca nie wiadomo, w jaki sposób zjednał sobie rodzimych mieszkańców tamtych ziem - Inków. W końcu były to już czasy, gdy biały człowiek na tamtym lądzie nie był witany z otwartymi rękoma. Jakby tego było mało, naszemu baronowi udało się tam poślubić dziewczynę ze szlachetnego rodu. Tak urodziła się Umina. Córka barona nie mogła wyjść naturalnie za byle kogo. W momencie powstania antyhiszpańskiego, wyszła za bratanka dowódcy walczących - Tupaca Amaru. Po fiasku powstania oraz straceniu przywódcy mąż Uminy został jedynym następcą tronu, a polski awanturnik, chcąc nie chcąc, wszedł w skład rodziny królewskiej.
Hiszpańska konkwista nie była organizacją charytatywną. Miała zamiar stłumić wszelkie przejawy oporu, by bezproblemowo eksploatować swoją kolonię. By przeżyć, cała rodzina wraz z Radą Emisariuszy Inków musi uciekać do Europy. Biorą ze sobą ogromny skarb. Lądują w Wenecji, a nasz podróżnik zostaje dziadkiem. Nie jest to jednak historia z happy endem. Nikt tu nie żyje długo ani szczęśliwie. Tupac zostaje tu zasztyletowany przez wysłanników hiszpańskich. Rodzina zmienia więc ponownie miejsce ukrycia.
Jedynym bezpiecznym azylem w tamtym momencie wydaje się dawny dom Sebastiana Berzevicza. Tak oto baron wraz z rodziną oraz inkaskimi uciekinierami staje przed bramą zamku w Niedzicy. Lecz i tu nie mają spokoju. Po krótkim czasie hiszpański sztylet dosięga Uminę. Jedynym sposobem na ocalenie wnuka jest jego ukrycie. W ten sposób w 1797 roku, w Święto Słońca, syn Tupaca Amaru, zostaje zaadoptowany przez bratanka swojego dziadka - Wacława Benesza. Wybieg okazuje się skuteczny. Dziecko przeżywa, dojrzewa w spokoju, żeni się i ma dwóch synów. Każdy kolejny potomek w momencie osiągnięcia pełnoletności dowiadywał się o swoim pochodzeniu oraz istnieniu skarbu i testamentu. Jednak do XX wieku żaden nie odważa się na poszukiwanie przeklętego złota.
Do czasu Andrzeja Benesza. Ten dociekliwy człowiek przez całe życie starał się odkryć sekret skarbu. W roku 1946 Na zamku w Niedzicy odnalazł testament napisany na rzemieniach w języku inkaskim - kipu. Było przy tym kilku świadków, którzy następnie zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Wicemarszałek Benesz przestaje się nagle interesować Niedzicą, kupuje za to zamek w Tropsztynie. Sądzi, że to tam został ukryty skarb. Nie dane mu było jednak dowiedzieć się, czy jego domysły były prawdziwe, gdyż dosłownie w przeddzień osiemnastych urodzin swego syna - czyli momentu przekazania tajemnicy rodzinnej - ginie w wypadku samochodowym. Okoliczności tej śmierci są również co najmniej tajemnicze.
Zamek w Tropsztynie byłby nie lada gratką dla poszukiwaczy skarbów, których w Polsce nie brakuje. Inkaskie przeklęte złoto, przyczyna tak wielu śmierci, najprawdopodobniej zostało tam właśnie ukryte… Należy jednak ostudzić ich zapał, gdyż cała piwnica została zalana betonem przez obecnego właściciela zamku. Dlaczego? Oficjalnie po to, aby nikt nie szukał tam sensacji. A może chciano coś ukryć? Spekulacje trwają, powstają coraz to nowe książki i filmy na temat skarbu, a zwiedzających Tropsztyn przybywa. Wygląda jednak na to, że już nigdy nie poznamy zakończenia tej tajemniczej historii…
Tekst: Kasia Jadaluk
Więcej na: www.polskajestfajna.wp.pl