Ta wioska to wehikuł czasu. Turyści wyjeżdżają z Kruszynian, nic o nich nie wiedząc© WP

Ta wioska to wehikuł czasu. Turyści wyjeżdżają z Kruszynian, nic o nich nie wiedząc

9 sierpnia 2020

Kruszyniany to najbardziej tatarska wieś w Polsce. Co roku odwiedzają to miejsce dziesiątki tysięcy turystów. – Czego szukają? Nie wiem. Obejrzą meczet, zjedzą kołduny i odjeżdżają. Więcej nie zdołają doświadczyć – mówi pan Adam, rodowity Tatar i były przewodnik. Zabrał nas w miejsce, do którego turyści nie chodzą. Nazywa je "miejscem mocy". Bije od niego niewyjaśniona energia.

Artykuł jest częścią naszego cyklu #JedziemyWPolskę.

Choć wygląda na outsidera, to w Kruszynianach znają go wszyscy. Adam Iliasiewicz to miejscowy gawędziarz. Krępy, gładko ogolony, z przerzedzoną czupryną. Na nosie "okulary denka". Jego dzikie spojrzenie ma w sobie coś przenikliwego. Gdy wysiedliśmy z samochodu, zbliżył się do nas na odległość kilkudziesięciu centymetrów i rzucił badawcze spojrzenie. Przyglądał się przez kilka sekund, przenosząc wzrok to na mnie, to na Marcina, i najwyraźniej uznał nas za godnych zaufania, bo zdumiewająco szybko wprowadził nas w swój intymny świat.

Wiedział, po co przyjechaliśmy i, nie czekając na słowo wstępu, zabrał się do prezentowania gromadzonych przez lata skarbów. Biegał nerwowo z kąta w kąt po podwórzu, drapiąc się na zmianę po głowie i unosząc palec do góry. Pokazywał nam kolejne eksponaty i z nutą rozpaczy, zmieszanej z wybuchem chwilowej ekscytacji, opowiadał nam ich historie. Jakby bał się, że którąś pominie albo co gorsza, nie wystarczy mu czasu na wszystkie.

Obraz
© WP

- Widzi pani to chomąto? Ono pamięta czasy pierwszej wojny światowej. Siodłano nim konie tatarskie. Z kolei tę podkowę znalazłem przedwczoraj, przesadzając róże. Ma kilkaset lat. Proszę spojrzeć, takiego koła od wozu już pani nigdzie nie znajdzie. A w tym żelazku wciąż jest stuletni węgiel. Czuje pani jego zapach? – opowiada, chwytając w ręce kolejne przedmioty. - Księgi, naczynia, fotografie, biała broń. Ja to wszystko na okolicznych strychach znalazłem. Myśli pani, że kogoś interesują historie tych przedmiotów? Czasami zaglądają tutaj miastowi "biznesmeni", próbując wyłudzić jakieś starocie. A tak to nikogo. Turyści przyjeżdżają i odjeżdżają. Nie mają czasu na nudne opowieści – mówił z rozrzewnieniem.

Obraz
© Archiwum prywatne

"Najpierw pamięć, a potem tylko kamienie"

Oprócz artefaktów przeszłości, kryjących w sobie ducha czasu, pana Adama interesują także cmentarze. Kamienie, płyty nagrobne i trudne do rozszyfrowania inskrypcje. Dlaczego akurat kamienie? Bo mają w sobie historię. Służyły ludziom od wieków. Wykorzystywano je do budowy domów i świątyń, tworzono za ich pomocą narzędzia i grzebano zmarłych. Wielu z nich oddawano cześć. Dzięki temu są święte. Mówią wiele o ludziach, których losy już dawno przeminęły.

- Po człowieku pozostają dwie rzeczy – mówi pan Adam, oprowadzając nas po muzułmańskim cmentarzu, znajdującym się tuż za słynnym meczetem w Kruszynianach. - Najpierw pamięć, a potem tylko kamienie. Na niektórych widnieją słabo już widoczne krzyże. One milczą, ale pamiętają. I to jest piękne – tłumaczy, patrząc z zadumą na kołyszące się w milczeniu drzewa.

Obraz
© WP

Ścieżki między grobami są już mocno wydeptane. Obecność turystów ujmuje temu miejscu świętości. Przyjezdni chodzą po grobach, nawet o tym nie wiedząc. Wysłuchawszy prelekcji opiekuna meczetu, idą rzucić okiem na największy i najstarszy cmentarz Tatarów w Polsce. Potem odjeżdżają i zapominają o tym, co widzieli. Historia Tatarów rozpływa się w pamięci o dziesiątkach innych historii. Pytam, czego ludzie właściwie szukają, przyjeżdżając do Kruszynian.

- Czego tu szukają? Nie wiem. Obejrzą meczet, zjedzą kołduny i odjeżdżają. Więcej nie zdołają doświadczyć – mówi pan Adam. – A żeby zrozumieć historię tego miejsca, potrzeba czasu. Ludzie, słysząc o wiosce Tatarów, przyjeżdżają tutaj w poszukiwaniu orientu, inności. Tatar kojarzy się z kimś na koniu, z łukiem, w zwierzęcej skórze. Często mylnie kojarzy się nas także z Arabami. Gdy turyści przybywają do wioski, są zawiedzeni. Nie mają czasu wtopić się w to miejsce i poznać prawdziwej historii Tatarów. Tutaj nie ma zamków. Nie ma pałaców. Tu nie ma dworów. Bogactwem tych terenów są ludzie i ich historie. Przyjezdni o tym nie wiedzą – opowiada.

Tajemnicza osada

Mówi, że pokaże nam miejsce, do którego turyści nie chodzą. Nazywa je "miejscem mocy". Nie chce zdradzić szczegółów. Wsiada do naszego auta i każe wyjechać ze wsi. Zatrzymujemy się kilka kilometrów dalej, pośrodku lasku, na niewielkim wzgórzu. Pan Adam wysiada z auta i żwawo pędzi przez gęstwinę liści i krzaków. Słabo widzi, więc co rusz potyka się o suche gałęzie. Po drodze mijamy liczne kamienie. Niektóre z nich dotyka dłonią, jakby czytał je w niezrozumiały dla mnie sposób i tłumaczy, że dzięki nim wie, co działo się w tym miejscu setki lat temu.

Obraz
© WP

W XVI wieku była tam osada. Kamienie stanowiły fundamenty domów. Mają wyryte dziury od bali działowych. Tłumaczy, że kiedyś mieszkało w tej okolicy kilkadziesiąt rodzin. Mieli tam swoje miejsce. Oprócz drewnianych chat były tam również karczma i świątynia. A skoro była świątynia, musiał być i cmentarz.

Zaprowadził nas tam, gdzie grzebano zmarłych. Na porośniętym krzakami i mchem pagórku stoi samotny kamień. Płaski, wyraźnie ociosany ludzką ręką. Wyryto na nim krzyż. Dziś jest już słabo wyraźny. Pan Adam nie daje nam wytchnienia. Mówi, abyśmy szli dalej. W odległości kilku metrów stoi kolejny. Jest pewien, że tuż za nim musiała znajdować się świątynia.

Obraz
© WP

Spędził w tamtym miejscu wiele godzin, próbując odczytać jego aurę. Niewielki fragment ziemi, tuż za samotnym nagrobkiem nie różni się niemal niczym. Z wyjątkiem tego, że oprócz trawy nic na nim nie rośnie. Nazywa to "miejscem mocy". Nikt nie wie dlaczego, ale bije od niego dziwna energia. Z szacunku do tego miejsca i spoczywających tam ludzi, nie pytam o więcej. Stoimy chwilę w milczeniu, słuchając dźwięku szumiących liści i wracamy do auta.

Wehikuł czasu i mityczna kraina

Wieczorem pan Adam raczy nas opowieściami o lokalnym życiu i historią swojej rodziny. Dziś w Kruszynianach mieszka już tylko kilka tatarskich rodzin. Reszta lata temu zrzekła się ziem lub odsprzedała je i uciekła do Białegostoku albo innego większego miasta. On sam mieszka z żoną w Giżycku.

Do Kruszynian przyjeżdża tylko na sezon, dopilnować biznesu. Prowadzi małe gospodarstwo agroturystyczne, w którym nocowaliśmy. Podobnie robią inni mieszkańcy wioski. Pobyt w Kruszynianach jest dla nich jak wehikuł czasu. Tam przecież mieszają się trzy religie. Trzy pozornie wrogie systemy, których spotkania na ogół prowadziły do waśni. Tam tworzą mityczną i wolną od nienawiści krainę.

Obraz
© WP

- Tutaj czas płynie wolniej. Czasem się zastanawiam, jaki właściwie jest dzień tygodnia. Rzadko patrzę na zegarek. Jak autobus rano przejedzie, to wiem, że jest za kwadrans dziewiąta. Ktoś czasem wstąpi. Czasem ja wstąpię do kogoś. Ktoś zawsze poczęstuje herbatą albo kawą. Zrobi zakupy. Wszyscy są tutaj dla siebie życzliwi. Może pani powiedzieć "tolerancja". Ja to nazywam normalnością.

Turystom chciałby najbardziej pokazać lokalną serdeczność i piękno w swej największej prostocie. Pan Adam ma kolegę, Janka, który mówi "po prostemu". Gdy spytałam, co to znaczy, odparł, że po prostu "po tutejszemu. Z ćwierkającym akcentem". Nikt tam nikogo nie dzieli na Tatarów, prawosławnych czy katolików. – Mój dom jest otwarty dla każdego – mówi.

Obraz
© WP/ Zdjęcie pana Adama z planu filmowego

Historia nabiera żywych kolorów

Zapytałam, za czym najbardziej tęskni, gdy myśli o historii i tradycji Tatarów. Długo się zastanawiał. W końcu odrzekł, że za rodziną. Za szacunkiem do starszych i długimi rozmowami. Kiedyś w jednym domu żyło kilka pokoleń. Młodsi uczyli się od starszych, okazując im należyty szacunek. Dziadkowie przekazywali wiedzę młodszym pokoleniom, a te cierpliwie chłonęły tę wiekową kulturę i kultywowały ją w codziennym życiu.

- W pamięci mam stary piec, dziadków i ich historie. Babcia częstowała nas zimą zleżałymi, pomarszczonymi jabłkami. Pamiętam zapach placków ziemniaczanych, pieczonej baraniny i kapusty z grzybami. Mam w domu nawet samowar z 1885 r. Pamiętam smak parzonej w nim herbaty, którą piłem jako dziecko. Tyle było kiedyś rozmów. Tyle było ludzi. To wszystko się rozpierzchło. Nikt już o tym nie pamięta. Chciałbym, aby ta tradycja nie umarła, ale czasu nie da się zatrzymać. Nie ma komu jej kultywować.

Obraz
© WP

Dziś młodzi uciekają od tradycji. Szybko opuszczają domy rodzinne i nie oglądają się za siebie. Nie ma komu przekazywać wartości. Pan Adam tęskni także za tradycją nadawania tatarskich imion. Dzieci nie nazywa się już Hasień czy Mustafa. Otrzymują polskie imiona. Przyznał w rozmowie ze mną, że boi się, że tatarska tradycja rozmyje się i zaginie, podobnie jak inne.

- Mój tatuś miał na imię Hasień. 10 listopada obchodził urodziny. Wszyscy byli wtedy w domu. Nawet z izby chorych kiedyś uciekłem, żeby nie przegapić tego dnia. Cała nasza tatarska rodzina się wtedy zjeżdżała. Kochałem starszych ludzi i ich historie. Dziś zostały mi po nich już tylko te graty, co na strychach znalazłem. Ich zapach i dotyk sprawiają, że historia na moment nabiera żywych kolorów.

Zamiast muzeum hodowla drobiu

Pan Adam ma niebywałą wiedzę historyczną. Jest też świadomy politycznie i kulturowo. Zna najdrobniejsze szczegóły i ciekawostki, o których nie przeczytamy w książkach. Powiedziałam mu, że powinien opisać historię Kruszynian. Otworzyć muzeum i zostawić tę wiedzę przyszłym pokoleniom. Żeby jego obawy się nie ziściły i żeby pamięć o tatarskiej tradycji trwała. Żeby nie zostały po niej tylko kamienie.

Obraz
© WP/ Meczet w Kruszynianach

Zbył mnie, mówiąc, że nie ma już sił, by szarpać się z władzami, a turystom w większości i tak brakuje czasu i cierpliwości na słuchanie nudnych historii. Poza tym, w Kruszynianach planowano założyć przemysłowe hodowle drobiu. Póki co, mieszkańcom udało się powstrzymać realizację tego pomysłu, ale kto wie, kiedy plan znów powróci. Jak nie czas, to przemysł kurczaków położy kres tatarskiej kulturze i pamięci o tym miejscu.

Jeśli w Twojej miejscowości dzieje się coś ważnego, ciekawego, poruszającego - zgłoś się do nas za pośrednictwem platformy dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Turystyka
Komentarze (189)