Tatry bez nocowania. Ile da się doświadczyć w jeden dzień w górach?
Wjazdy kolejką na Kasprowy Wierch oraz na Gubałówkę przeżywają w wakacje prawdziwe oblężenie. Czy poza sezonem letnim również trzeba nastawić się na tłumy turystów? Z jakiej oferty można skorzystać wiosną? Czy w wyższych partiach Tatr nadal czuć prawdziwą zimę? Postanowiłam to sprawdzić i w kwietniowy, sobotni poranek zameldowałam się w Zakopanem.
Nocna podróż pociągiem z Gdańska do Zakopanego
Pociąg TLK Karpaty zaczyna bieg w Gdyni Głównej i dojeżdża bezpośrednio do Zakopanego. To spore ułatwienie dla podróżnych. Nie trzeba kombinować z przesiadkami w Krakowie i dalszą jazdą zatłoczonym busem.
Za normalny bilet zapłaciłam 99 zł. Kilka dni później pojawiła się jednak promocja i można było upolować go już za około 75 zł. Noc w pociągu jest zdecydowanie bardziej opłacalna niż w hotelu – naturalnie jeśli pozwala na nią zdrowie i odporność na niewygodę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Europejska stolica po sezonie. Niższe ceny to tylko jeden z plusów
Ze stacji Gdańsk Główny pociąg rusza punktualnie o godz. 19:43. Planowo ma dojechać do celu o godz. 06:34. Już na peronie widzę, że nocny kurs cieszy się sporą popularnością. Miejsc wolnych w bezprzedziałowym wagonie nr 13 w drugiej klasie praktycznie nie ma. Podróżnych nie odstraszył nawet stosunkowo stary skład, brak gniazdek elektrycznych pod siedzeniami czy nieobecność kultowego Warsu.
Szybkie spojrzenia do przodu i do tyłu, w prawo i w lewo, i już wiem, że grupa, z którą spędzę najbliższą noc w pociągu, jest zróżnicowana wiekowo i płciowo. Jej sporą część stanowią narciarze – wnioskuję tak po sprzęcie, od którego uginają się półki.
Podróż przebiega bez większych niespodzianek. No, może poza tą jedną – najważniejszą. Docieramy na czas, co trzeba przyznać, nie zdarza się w PKP zbyt często. Ale jako miłośniczka jazdy pociągiem staram się na opóźnienia nie narzekać. Od razu ruszam na zwiedzanie jeszcze śpiącego Zakopanego.
Krupówki z rana wyglądają jak zupełnie inna ulica
Nie miałam nigdy wcześniej okazji zobaczyć, jak wygląda centrum Zakopanego o godz. 7:00 w sobotę, poza sezonem. Gdy dotarłam na Krupówki, zastałam prawdziwe pustki. Dzięki temu mogłam pierwszy raz na spokojnie obejrzeć z zewnątrz budynki i rzeźby. Zamknięte budki z oscypkami czy kolorowymi pamiątkami to nietypowy widok, który można zastać jedynie wczesnym rankiem lub nocą.
Wyprawa kolejką linową na Kasprowy Wierch
Pamiętam z dzieciństwa stanie nawet pięć godzin w kolejce do kasy, by móc wjechać na szczyt Kasprowego Wierchu. Ktoś mógłby powiedzieć, że to absurdalny pomysł. Wszak piesza wędrówka z Kuźnic na Kasprowy Wierch trwa krócej – około 3 godz. 30 min. Ale dla dzieci, schorowanych turystów czy starszych osób jest to nadal spore wyzwanie. Kolejka nierzadko stanowi dla nich jedyną opcję znalezienia się w wyższych partiach Tatr.
W kwietniu nie nastawiam się na tłumy chętnych. Choć wędrując z centrum Zakopanego do Kuźnic, mijam po drodze sporo osób zmierzających w stronę kolejki linowej. Większość z nich to narciarze-siłacze próbujący wtargać swój sprzęt. Ominięcie ich to niełatwa sprawa. Można oberwać niechcący w głowę.
Zziajana docieram pod stację dolną kolejki na Kasprowy Wierch przed godz. 9:00. Na miejscu jest już na oko kilkadziesiąt osób czekających na wjazd. Większość z nich kupiła bilet wcześniej przez internet, ponieważ przed kasą stoi raptem kilku turystów. Dla osób z biletem w wersji elektronicznej jest osobne wejście.
Ceny biletów na Kasprowy Wierch
Ceny biletów normalnych w dwie strony (góra-dół) zakupionych online wahają się w granicach 99-139 zł, a ulgowych 79-115 zł. Za zakup biletów w kasie lub biletomacie trzeba zapłacić o kilkanaście lub kilkadziesiąt złotych więcej. Ostateczny koszt jest zależny m.in. od trwającego sezonu niskiego bądź wysokiego, godziny wjazdu, a także wieku turystów. Szczegółowy cennik umieszczono na oficjalnej stronie internetowej Polskich Kolei Linowych.
Jedyna w Polsce wysokogórska kolej linowa łączy Kuźnice (część Zakopanego) ze szczytem Kasprowego Wierchu. Jest czynna przez cały rok, oczywiście jeśli pozwalają na to warunki atmosferyczne. Jednorazowo wagonik zabiera w kilkunastominutową przejażdżkę maksymalnie 60 osób. Trasa liczy prawie 4,3 km. Panoramiczne szyby zapewniają przepiękne widoki na tatrzańskie szczyty, doliny i lasy. Przy odrobinie szczęścia uda się wypatrzeć także kozice.
Kolejkę linową na Kasprowy Wierch otwarto już w 1936 r. Była to pierwsza tego typu inwestycja w Polsce i 60. na świecie. Powstała w rekordowym tempie - zbudowano ją w zaledwie siedem miesięcy. Na przestrzeni lat przechodziła wiele generalnych remontów i przebudów, dzięki którym działa do dziś.
Co ciekawe, maszynista przejeżdża ponoć kolejką średnio 12 tys. km rocznie. To ok. 2800 przejazdów na tej trasie. Na szczycie Kasprowego Wierchu mieszczą się: restauracja i mały sklepik, a także budynek obserwatorium meteorologicznego. Narciarzy przyciągają zaś trasy o charakterze alpejskim długości blisko 14 km. Spod szczytu można zjechać na nartach aż do Kuźnic!
Ja niestety nie mam z nartami za wiele wspólnego, więc jadę przede wszystkim z myślą o widokach. Po wyjściu z wagonika jedyne co dostrzegam, to bijąca po oczach biel. Śnieg i mgła są wszechobecne. Na razie próżno podziwiać cokolwiek, bo nic nie widać.
Narciarzom to nie przeszkadza i bez zastanowienia pędzą w dół. Obserwatorom patrzącym z boku wydaje się, jakby właśnie rzucali się w przepaść. Oni widzą jednak trasę, wyznaczaną między innymi przez liny, kijki i chorągiewki.
Nie mija jednak więcej niż pół godziny i zaczyna się niepowtarzalny "spektakl". Tatry znienacka wyłaniają się i pokazują swoją prawdziwą moc. Wyjazd uratowany! Panorama tak wyjątkowa, że trudna do opisania słowami. A i zdjęcia jej do końca nie oddają. To trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy. Uważam, że warto było przejechać te 700 km, by przeżyć niezapomniane chwile w sercu ośnieżonych Tatr.
Z biletem góra-dół można przebywać na szczycie około 1 godz. 40 min. Zdążę więc jeszcze wpaść do najwyżej położonej w Polsce restauracji. Zamawiam szarlotkę (16 zł) i gorącą czekoladę (12 zł). Smaku dodają boskie widoki za oknem. Chętni mogą skorzystać także z bufetu w cenie 8,90 zł za 100 g. Najtańsza herbata kosztuje 10 zł, kawa - 12 zł, a piwo - 15 zł. Na mniejszy głód można zamówić hot-doga za 14 zł czy gofra z dodatkami za 15 zł.
Nasycona zarówno widokami, jak i małymi słodkościami, zjeżdżam w dół. Jeszcze przed opuszczeniem szczytu obiecuję sobie, że na pewno tu wrócę. Tym razem latem, na własnych nogach.
Wjazd kolejką linowo-terenową na Gubałówkę
To jednak plany na zaś, a mój krótki pobyt w Zakopanem na szczęście jeszcze się nie kończy. W programie mam ciągle m.in. papugarnię, galerię trofeów Kamila Stocha, park iluzji, myszogród, a także wjazd kolejką linowo-terenową na Gubałówkę.
Bez tej ostatniej "kolejkowa" wyprawa w góry byłaby oczywiście niepełna. Ceny biletów normalnych w dwie strony (góra-dół) zakupionych online wahają się w granicach 27-32 zł, a ulgowych 22-26 zł. Za zakup biletów w kasie lub biletomacie trzeba zapłacić o kilka złotych więcej. Podobnie jak w przypadku wjazdu na Kasprowy Wierch, ostateczny koszt jest zależny m.in. od trwającego sezonu niskiego bądź wysokiego, godziny wjazdu, a także wieku turystów. Szczegółowy cennik znajdziemy na stronie pkl.pl.
Kolejka linowo-terenowa na Gubałówkę została uruchomiona w 1938 roku, po zaledwie 168 dniach budowy. W momencie otwarcia była drugą tego typu kolejką w Polsce, po kolejce linowo-terenowej prowadzącej na Górę Parkową w Krynicy-Zdroju. Na przestrzeni lat przeszła liczne remonty oraz duże modernizacje. Dziś składa się z dwóch wagonów pokonujących trasę o długości około 1,3 km. W wagonie mieści się 120 osób.
Po niespełna pięciu minutach jestem już na szczycie Gubałówki, na który oczywiście można dojść również pieszo. Atrakcją, która kusi mnie najbardziej – poza pięknym widokiem na Giewont i inne szczyty – jest zjeżdżalnia grawitacyjna z "saneczkami" mknącymi po specjalnym torze. Dobrze pamiętam, jak czekałam przed laty na wyprawę z rodzicami znad morza w góry, której punktem obowiązkowym była dla mnie właśnie ta zjeżdżalnia.
Czy teraz będzie równie fajnie? By się przekonać, nie czekam długo i kupuję bilet za 12 zł. Siadam na saneczkach i mknę, starając się jednocześnie oglądać górskie widoki. Było miło, ale nie tak jak dawniej. Jako dziecko czułam oczywiście więcej adrenaliny. Wiatr we włosach i sentyment jednak pozostały.
Pozostał również sentyment do Zakopanego, które mimo obecnie gorszej sławy związanej z zalewem chińszczyzny na straganach i najazdami pseudoturystów, nadal oferuje wiele ciekawych atrakcji z górami i kolejkami na czele. Na pewno wrócę tutaj na dłużej. Tą myślą kończę krótki pobyt w Zakopanem i idę w kierunku pociągu nad morze.