To nie jest Batumi waszych rodziców. W dwa dni odkryłam magię Gruzji
Co przychodzi wam do głowy, kiedy myślicie o Batumi? Niech zgadnę. Piosenka Filipinek albo wspomnienia rodziców, którzy przed laty spędzali tam wakacje. Jeszcze do niedawna miałam podobne wrażenie. Ale gdy tu przyjechałam, zobaczyłam nowoczesne, pełne rozkwitu miasto i ludzi, witających nas, Polaków, z otwartymi ramionami.
17.06.2019 | aktual.: 17.06.2019 17:02
Podróż warta zachodu
Do Batumi poleciałam na dwa dni na zaproszenie Gruzińskiej Izby Turystycznej. Nie ukrywam - byłam nastawiona sceptycznie. Trzy godziny lotu do Kutaisi, później kolejne trzy jazdy busem do Batumi. W sumie ok. 6 godzin w drodze, a - przypominam - na poznanie smaku i zapachu tego miejsca miałam jedynie 48 godzin.
Dałam się jednak namówić na wyjazd z dosyć prozaicznej przyczyny, bo kocham gruzińskie jedzenie. Dotychczas miałam okazję próbować go tylko w Warszawie. Powitalna kolacja, na którą zaproszono dziennikarzy do restauracji Sun Remo, spełniła wszystkie moje oczekiwania. Przepiękna lokalizacja miejsca już wynagradza trudy podróży, ale o tym za chwilę. Wróćmy do drogi z lotniska do Batumi.
Trasa wiodła wzgórzami, które - pokryte bujną i oryginalną roślinnością - nie pozwalają oderwać oka od szyby samochodu. Nie wiem, czy to kwestia pragnienia słońca (gdy odwiedziłam Gruzję, nie mieliśmy go w Polsce zbyt wiele) czy po prostu zachwyt nad niespodziewanym pięknem gruzińskiej natury, ale te trzy godziny zleciały mi jak 15 minut.
Teren umajony skromnymi, ale pięknymi domkami jest dobrą zapowiedzią tego, co charakteryzuje Batumi - wyjątkowego zmysłu estetycznego i ciekawej architektury. Nawet najuboższe gospodarstwa zachowują urok wiejskiej idylli, a wszechobecne krowy na drogach przypominają, że warto zwolnić. I nie mówię tu tylko o - skądinąd zawrotnej - prędkości gruzińskich samochodów.
Polak, Gruzin - dwa bratanki
Wróćmy do kolacji w Sun Remo. Jeśli tak jak ja kochacie gruzińskie jedzenie pełne aromatu i pyszne "jak u mamy", to w Batumi najecie się za wszystkie czasy. Na początek podano nam typową gruzińską sałatkę ze świeżym ogórkiem, pomidorami, cebulą i ziołami. Następnie przystawki - bakłażan z orzechowo-czosnkową pastą, popularną tolmę (gołąbki w liściach winogron), obłędne sery i doskonałe pieczywo.
Do picia oczywiście gruzińskie wino. Dużo wina, bo Gruzini kochają wznosić toasty. Za wszystko. Również za nas, bo trzeba dodać, że kochają Polaków jak chyba żaden inny naród. Na każdym kroku zresztą podkreślają, że imponuje im nasza konsekwencja w walce o demokrację, a wspólne zamiłowanie do biesiadowania tworzy nierozerwalną więź.
Przy talerzach pełnych chaczapuri (zapiekany placek z serem) i czaszaszuri (gulasz) mogliśmy się napawać najpiękniejszym zachodem słońca, jaki widziałam w życiu. Do tej pory w Europie był to zachód na wyspie Kos, który oglądałam z restauracji ulokowanej na jednym ze wzgórz, a na świecie - zanzibarska wersja tego magicznego momentu. Jednak słońce znikające na horyzoncie w Morzu Czarnym to coś, co każdy miłośnik podróży z pewnością doceni. Taras restauracji Sun Remo wysunięty w morze umożliwia podziwianie go w pełnej krasie. Jest coś magicznego w tym miejscu i z pewnością wyjątkowego.
Tuż po wschodzie (zegarki w Batumi przestawiamy o dwie godziny do przodu, więc pojawia się lekka trudność, żeby wstać o świcie zwłaszcza, jeśli dzień wcześniej piło się gruzińskie wino) nasza grupa wybrała się na zwiedzanie miasta. Wiosna to doskonały czas na wakacje w Gruzji. Rosnące zainteresowanie krajem sprawia, że latem na ulicach tych największych miast pojawiają się podobno tłumy turystów, najlepiej zatem wybrać się tutaj przed sezonem.
Oczywiście nie da się nie zauważyć ducha przeszłości, który wciąż ciąży nad Gruzją tak jak jeszcze do dziś widać go w mniejszych miastach Polski. Minusem jest słaba znajomość języka angielskiego u mieszkańców, ale jeśli ktoś posługuje się rosyjskim to w Gruzji dogada się bez problemu z praktycznie każdą napotkaną osobą.
Zaskakuje, jak bardzo zróżnicowana jest architektura tego miejsca. Warto jednak nadmienić, że zróżnicowanie to nie oznacza bałaganu. Ulice Batumi można zwiedzać godzinami, a doskonała pogoda, lekka bryza od morza i oryginalna roślinność umożliwiają zrobienie świetnych zdjęć. W dobie Instagrama to ważna informacja. Jeśli lubicie mieć piękne pamiątki z wakacji w postaci fotografii, to Batumi daje taką możliwość.
Food Travelers - to miejsce dla was
Zwiedzanie zwiedzaniem, ale wróćmy do jedzenia. Wiem, gdzie zjeść najlepsze chaczapuri w Gruzji. Zainteresowanych zapraszam do kontaktu, chociaż nie jestem pewna, czy chcę się dzielić tą wiedzą. Niepozorna knajpka może pochwalić się doskonałą wersją tej potrawy, której sekretem jest obłędny ser i duża ilość masła. Chyba niewiele osób jeszcze o niej wie, dlatego rozważam w sercu pozostawienie tej wiedzy dla siebie.
Jest jednak pewien minus objadania się chaczapuri w porze obiadowej. Tuż po posiłku trzeba udać się na drzemkę, bo tak ciężka potrawa w upalny dzień powoduje, że dalsze podróżowanie trzeba odłożyć na co najmniej godzinkę później.
Należy jednak rozprawić się z pewnym mitem, według którego gruzińska kuchnia nie oferuje wiele dla wegetarian. Faktem jest, że gruziński stół mięsiwami stoi, ale jeśli unikacie szaszłyków i kotletów, w Gruzji znajdziecie wiele alternatyw i nie jest to tylko chaczapuri. Warto też pamiętać, że Gruzini lubią dawać dużo i hojnie, dlatego porcje serwowane w restauracjach zawsze są duże. Nawet, jeśli zamawiacie tylko sałatkę.
Kolacja pożegnalna to wisienka na torcie, który gruzińska Izba Turystyki dla mnie przygotowała. Nigdy nie jadłam tak wybornych szaszłyków, jakie podano mi w restauracji Bern, a deser w postaci wielkich pater z owocami to coś, czego powinny się uczyć europejskie restauracje oferujące klientom bezę, brownie i ewentualnie sernik.
Nie ma nudy
Batumi może pochwalić się naprawdę wieloma atrakcjami dla turystów o różnych oczekiwaniach. Jest młyńskie koło, takie mini London Eye, tylko że z ładniejszym widokiem. Jest kolejka lepsza niż jakikolwiek double decker - widok z góry zapiera dech w piersiach. Jest modna ulica z knajpkami w europejskim stylu, gdzie toczy się życie nocne Batumi. Jest stare miasto, gdzie można napić się świeżo wyciskanego soku z granata.
Prawdziwą ucztą był przygotowany dla nas występ lokalnych artystów. Gruzini to naprawdę utalentowany pod tym względem naród. Okazało się, że nasz przewodnik jest też zdolnym wokalistą i umilał nam wieczorem czas śpiewem. Atmosfera nieco przypominająca polskie wesele to coś, co z pewnością przypadnie do gustu wielu Polakom.
Najbardziej zachwycił mnie jednak występ gruzińskich tancerzy. Ileż w nich wigoru i ikry! Przepiękne tancerki i przystojni tancerze niemal unoszą się nad ziemią, dwoją i troją, by zachwycić widza. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy lubi folklor. Ja również nie jestem jego największą fanką. Warto jednak skorzystać z okazji i będąc w Gruzji wybrać się na tego rodzaju występ. Doznania estetyczne gwarantowane.
Wiem, że 48 godzin to za mało, żeby poczuć się "znawcą" Gruzji. Z pewnością można jednak poczuć dobrą wibrację, jaką niesie ze sobą Batumi. To miejsce takie właśnie jest. Szybko stajesz się jego częścią, wtapiasz w jego tkankę. Przypomina mi się, że na lotnisku w Kutaisi przywitał mnie napis: "Gruzja to emocje”. Nie ma w tym nic z reklamowego chwytu. Gruzja, a przynajmniej ta jej część, którą było mi dane poznać - to radość, spokój, feria smaków i kolorów, to wzruszenia i melancholia.
Batumi - miejsce, w którym góry łączą się z morzem - ma w sobie nostalgię za przeszłością, ale jednocześnie szeroko otwarte drzwi do przyszłości. Miasto rozwija się i wyraźnie pięknieje, zabierzcie tam rodziców, pokażcie je dzieciom. Warto. Będziecie zaskoczeni.
W konkursie World Travel Awards 2019 Gruzja została uznana jako nowy turystyczny hit.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl