Towar układali na polówkach, kocach czy gazetach. "Niemcy brali wszystko"

Nie mam pamięci do dat, ale Jarmark św. Dominika z 1995 r. wyjątkowo pamiętam. A dokładniej śliczną sukienkę, którą sobie wtedy kupiłam. Jedną z pierwszych za samodzielnie zarobione pieniądze właśnie w trakcie jarmarku. Na jarmarkowych stoiskach zresztą zawsze pracował ktoś albo z rodziny, albo ze znajomych.

Pchli targ był jarmarkowym hitem w latach 90.Pchli targ był jarmarkowym hitem w latach 90.
Źródło zdjęć: © PAP
Magda Bukowska

Jarmark św. Dominika to jedna z niewielu tego typu imprez na świecie, która może poszczycić się tak długą tradycją. W tym roku odbywa się po raz 765!

Jarmarki z lat 80. pamiętam jak przez mgłę, a na wcześniejszych zwyczajnie nie miałam okazji bywać. Te z lat 90. wspominam zaś dokładnie. Nie tylko dlatego, że na nich bywałam, ale po prostu wielu moich bliskich choć raz pracowało na Jarmarku św. Dominika w Gdańsku.

Złota dekada Dominika

Kiedy posłuchałam wspomnień rodziny i znajomych, i wczytałam się w artykuły i setki komentarzy pod nimi, doszłam do wniosku, że to właśnie imprezy z lat 90. są przez mieszkańców i turystów wspominane jako te najlepsze.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rzeka ludzi na ulicach polskiego miasta. Nie dało się przejść

Na pierwszym, który wrył mi się w pamięć - w roku 1990 lub 1989 - pracowała moja mama. Choć przyznam uczciwie - niedługo. - Prowadziłam wtedy przez krótki czas działalność gospodarczą i byłam zrzeszona w Cechu Rzemiosł Różnych. Robiłam na drutach swetry i wstawiałam do sklepów i pasmanterii. Wtedy takie ręcznie robione, oryginalne ubrania były bardzo poszukiwane - wspomina moja mama, Zofia Bukowska.

Zofia Bukowska wspomina, jak sprzedawała swetry na jarmarku
Zofia Bukowska wspomina, jak sprzedawała swetry na jarmarku © Archiwum prywatne

- Nie pamiętam, jak pojawił się pomysł, żeby zrobić ich więcej i spróbować sprzedać na jarmarku, ale myśl została zasiana i całą wiosnę robiłam swetry i kamizelki na jarmark. Najrozmaitsze wzory i kolory - gładkie, warkocze, różnymi stylami, jednolite i kolorowe, pod szyję i z różnymi dekoltami. Kamizelki były bardziej do siebie podobne, bo wtedy była moda na bezrękawniki z bardzo głębokim dekoltem w szpic. Nie wiem, ile miałam tych swetrów, ale dużo - 40-50, a może i więcej. Szybko się robiło, bo wtedy głównie wykorzystywało się anitex, to jest taka nić z dość grubym, puchatym splotem, więc i na grubych drutach były robione – opowiada.

Mama wspomina, że nie do końca wierzyła, że jej dzieła sprzedadzą się na jarmarku. Do tego zaczynał się w czasie, kiedy byliśmy na wczasach w Borach Tucholskich. Wróciliśmy do domu na chwilę, żeby odwieźć mamę do Gdańska, pomóc jej rozłożyć rzeczy na stoisku pierwszego dnia i wracaliśmy do lasu.

- W tamtym czasie te stoiska nie wyglądały tak jak dziś. Większość drobnych sprzedawców, takich jak ja, po prostu opłacała placowe za każdy dzień, jak na targu i mogło się rozłożyć na dwóch czy trzech metrach kwadratowych. Jedni mieli polówki, inni kładli towar na kocach czy gazetach – wspomina mama. - Ja polówki nie miałam, handlowałam prosto z chodnika nad Motławą. Umówiliśmy się z mężem, że trzy dni posprzedaję, zobaczę, jak idzie i za te trzy dni on pojedzie na pocztę i zadzwoni zapytać, jak długo na tym jarmarku planuję zostać.

W latach 90. nie było pięknych stoisk. Towar leżał
W latach 90. nie było pięknych stoisk. Towar leżał czasem nawet na betonie © PAP

Nie zdążyliśmy zadzwonić. Po dwóch dniach mama triumfalnie wkroczyła do lasu i oznajmiła, że wróciła, bo nie ma już czym handlować. - Niemcy brali wszystko. Nie nadążałam z toreb wyciągać. Kupowali na pniu. Bez targowania, bez wydziwiania. W dwa dni wszystko sprzedałam. Poszłam na ul. Szeroką, bo tam była moja ulubiona część jarmarku, gdzie można było kupić delicje, kakao, wafle czekoladowe, rodzynki, prawdziwą czekoladę i inne wciąż trudno osiągalne rarytasy, zrobiłam zakupy i wróciłam cieszyć się dalej urlopem – wspomina ze śmiechem.

Niemcy – najlepsi klienci

Kiedy pytam mamę, czy dużo zarobiła, mówi, że nie pamięta dokładnie, ale pewnie całkiem przyzwoicie, bo Niemcy się nie targowali. - Tak jak i teraz latem w Gdańsku mnóstwo było właśnie turystów z Niemiec, a już na "Dominika" uwielbiali przyjeżdżać. Kupowali ubrania i bursztyn. Dla nich nasze ceny, nawet jarmarkowe, wyższe przecież niż w sklepach, nie były wygórowane, więc kupowali bez wahania. To byli najlepsi klienci - opowiada.

Podobne wspomnienia ma moja przyjaciółka, prawdziwa weteranka jarmarków z lat 90. - Chyba sześć czy siedem razy sprzedawałam na "Dominiku". Pierwsze dwa jeszcze w liceum, kiedy mój tata prowadził firmę handlującą garnkami i jakimiś innymi kuchennymi sprzętami. Sprowadzał je chyba z Czech i sprzedawał w Polsce – opowiada Anna Grzybowska z Gdańska. - Czasem dorabiałam u niego w hurtowni, ale najbardziej lubiłam właśnie jarmarki. To był świetny czas. Niby praca – bo jednak dla zarobku, no i mnóstwo godzin bez względu na pogodę trzeba było postać, ale atmosfera była świetna, a sprzedaż szła znakomicie - dodaje.

Pchli targ podczas jarmarku w 1995 r.
Pchli targ podczas jarmarku w 1995 r. © PAP | Stefan Kraszewski

Z jeszcze większym sentymentem Ania wspomina kolejne jarmarki, na których pracowała w gastronomii. - Zawsze na jarmark, restauracja Tawerna wystawiała na Zielonym Moście namioty, gdzie sprzedawaliśmy ryby. Były naprawdę pyszne, świeżutkie, rano odbierane od rybaków. Do tego oczywiście piwo. Ryby były wtedy dość tanie, więc i porcje mogły być naprawdę słuszne za całkiem rozsądną cenę. Dla Niemców, bo głównie oni się u nas stołowali, to pewnie było nawet bardzo tanio. Brali ogromne porcje, zawsze byli zachwyceni i zostawiali sowite napiwki – opowiada Ania.

Moja przyjaciółka wspomina ten czas z ogromnym sentymentem. - To była bardzo ciężka praca, po kilkanaście godzin na dobę, w niesamowitym tempie, ale świetnie się bawiliśmy. Niby praca, ale też zabawa, bo mieliśmy bardzo fajny, zgrany zespół i często po zamknięciu szliśmy jeszcze razem na jakiś koncert czy inną jarmarkową imprezę. Nawiązywały się nowe znajomości, były nawet romanse - opowiada.

- Na ostatni jarmark przywiozłam z Warszawy Miłosza, mojego ówczesnego chłopaka, a obecnie męża, który też się zakochał w tamtych jarmarkach – dodaje. - Szkoda, że potem wszystko się zmieniło. Starocie i rękodzieło prawie znikły, za to pojawiła się chińszczyzna, a na co drugim stoisku sprzedawano fotele do masażu. To mnie zupełnie zniechęciło do jarmarku – dodaje.

Miłosz Grzybowski pracował w namiocie tawerny
Miłosz Grzybowski pracował w namiocie Tawerny w latach 90. © Anna Grzybowska

Targ perełek

Opinia o tym, że w latach dwutysięcznych jarmark stracił dawny klimat, pojawia się wszędzie. Mówią o tym wszyscy moi rozmówcy, piszą internauci. Sama też się z nią zgadzam. Być może było to nieuniknione, kiedy w sklepach było już naprawdę wszystko, więc trudno było czymś na jarmarku zaskoczyć. Pojawiły się też eleganckie stoiska, wzrosły opłaty za handel. Zniknęli z jarmarku drobni handlarze, często sprzedający to, co sami zbierali. Na szczęście w ostatnich latach, ta tendencja znowu zaczęła się odwracać.

W pierwszej połowie lat 90. mój brat ustawiał się na Długim Pobrzeżu i sprzedawał książki. - Mnóstwo było takich osób jak ja, z komiksami, książkami, kolekcjami znaczków, puszek czy nietypowych sprzętów domowych znalezionych w mieszkaniu u babci. Nadal mam z tego okresu korkociąg, który kupiłem na jarmarku – opowiada Marcin Bukowski.

Ze wspomnień brata wynika, że na jarmarku jako pierwsi pojawiali się handlarze. - Odwiedzali takie stoiska jak moje, wyszukiwali najciekawsze rzeczy, kupowali, a potem sami sprzedawali czy na jarmarku, czy u siebie w antykwariatach za znacznie wyższe ceny. Żeby kupić coś naprawdę ciekawego i niezbyt drogo, trzeba było przyjść zaraz po otwarciu i najlepiej w pierwszym dniu – dodaje.

Kiedy mój brat handlował książkami, stoiska kolekcjonerskie zajmowały dużą część jarmarku i były jedną z jego najciekawszych części. Pod koniec lat 90. ta strefa zaczęła zanikać. Pozostała garstka kolekcjonerów, oferujących towary za dość wygórowane ceny. A szkoda, bo to tam można było upolować najciekawsze perełki. I też u rzemieślników robiących biżuterię czy ubrania.

Ulica Mariacka na jarmarku w 1995 r.
Ulica Mariacka na jarmarku w 1995 r. © PAP | Stefan Kraszewski

Sukienka z "Dominika"

Sukienkę, którą kupiłam w 1995 r. na "Dominiku" wypatrzyłam podczas pierwszej wizyty na jarmarku. Nie jestem przesadnie wrażliwa na stroje, ale w tej się zakochałam. Bez rękawów, długa do ziemi, zielono-czarna, w takie nieregularne mazaje, farbowana pewnie w miednicy, z drewnianymi guziczkami od dołu do góry. Nie była tania, ale wiadomo – za miłość trzeba płacić. Na szczęście akurat miałam czym, co dla nastolatki nie jest regułą.

W tamtym czasie pracowałam w Teatrze Wybrzeże jako bileterka. W 1993 r., z inicjatywy Fundacji Theatrum Gedanese w Gdańsku narodziła się impreza znana dziś jako Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski, a wówczas Gdańskie Dni Szekspirowskie.

Spektakle odbywały się w trakcie jarmarku w Katowni i miały niesamowity klimat. To był świetny pomysł na zaproszenie do teatru zarówno mieszkańców Gdańska, jak i turystów, zafascynowanych możliwością oglądania przedstawień w tak niezwykłej scenerii. Tam właśnie pracowałam latem 1995 r., kiedy wokół tętniło jarmarczne życie. Tam też zarobiłam na wymarzoną sukienkę.

Z okazji 30. lat Wirtualnej Polski zapraszamy do udziału w konkursie "Za co kochasz internet?". Do wygrania urodzinowe, podwójne bilety na wielki koncert Sanah, który odbędzie się 19 września 2025 r. na PGE Narodowym. Pokaż swoją kreatywność i świętuj razem z nami! Szczegóły i formularz zgłoszeniowy znajdziesz na stronie www.30lat.wp.pl/konkurs

Wybrane dla Ciebie
Gang okradał turystów. Największa w historii afera lotniskowa na Kanarach
Gang okradał turystów. Największa w historii afera lotniskowa na Kanarach
Kiedyś wysypisko śmieci. Dziś największy ogród na Bliskim Wschodzie
Kiedyś wysypisko śmieci. Dziś największy ogród na Bliskim Wschodzie
Zaczyna pracę, gdy większość z nas śpi. "Młodzi wolą iść do innej roboty"
Zaczyna pracę, gdy większość z nas śpi. "Młodzi wolą iść do innej roboty"
Zeszli pod wodę, by badać wrak, wyłowili misia. "Sprawa jest poważna"
Zeszli pod wodę, by badać wrak, wyłowili misia. "Sprawa jest poważna"
Trik stewardes na ból ucha w samolocie. Natychmiastowa ulga
Trik stewardes na ból ucha w samolocie. Natychmiastowa ulga
Aż takich tłumów się nie spodziewali. "Ludzi jest niewyobrażalna masa"
Aż takich tłumów się nie spodziewali. "Ludzi jest niewyobrażalna masa"
Pokazali zdjęcie z polskiego lasu. Fenomen przyrodniczy
Pokazali zdjęcie z polskiego lasu. Fenomen przyrodniczy
Na początku są marzenia. Po drugiej stronie trzy największe lęki przed podróżą
Na początku są marzenia. Po drugiej stronie trzy największe lęki przed podróżą
Coraz mniej bezpłatnych parkingów na Podhalu. "Mamy do czynienia z patologią"
Coraz mniej bezpłatnych parkingów na Podhalu. "Mamy do czynienia z patologią"
Okradali auta z wypożyczalni. W końcu wpadli
Okradali auta z wypożyczalni. W końcu wpadli
Oto najlepszy polski dworzec. Zdobył prestiżową nagrodę
Oto najlepszy polski dworzec. Zdobył prestiżową nagrodę
Europejska stolica z prestiżowym wyróżnieniem. Miasto zachwyca klimatem
Europejska stolica z prestiżowym wyróżnieniem. Miasto zachwyca klimatem