Turkmenistan. Tajemniczy kraj, w którym nie chcą turystów
Turkmenistan to interesujący kraj. Zabroniony jest import czarnych aut, bo przynoszą pecha. Niewskazane jest również poruszanie się po godzinie 23:00. Kraj ten odwiedzany jest co roku zaledwie przez kilka tysięcy turystów, więc jeśli już tam trafimy, to możemy poczuć się wyjątkowo.
25.09.2018 | aktual.: 15.11.2019 00:45
Tanio nie będzie, ale można kombinować
Turkmenistan to jedna z pięciu środkowoazjatyckich republik byłego ZSRR. Każdy z sąsiednich krajów można odwiedzić bez problemu, bo albo Polaków nie obowiązują wizy (Kirgistan, Kazachstan)
lub też można je łatwo zorganizować przez Internet (Tadżykistan, Uzbekistan). Inaczej ma się sprawa z Turkmenistanem, do którego możemy wjechać na wizie turystycznej, wiążącej się jednak z koniecznością wykupienia drogiej wycieczki (100-150 dol. za dzień pobytu, czyli ok. 370-550 zł). Innym sposobem na wjazd do tego kraju jest zdobycie wizy tranzytowej (30-50 dol., czyli ok. 110-180 zł), do której nie trzeba wykupować wycieczki. Najpopularniejsze szlaki tranzytu to Iran-Turkmenistan-Kazachstan oraz Iran-Turkmenistan-Uzbekistan.
Uczciwie należy jednak dodać, że otrzymanie wizy tranzytowej wiąże się z loteryjnością i do końca nie wiadomo czym kierują się konsulaty i ambasady Turkmenistanu przy odrzucaniu aplikacji. Jednak ci, którzy zdobędą upragniony dokument, mogą liczyć na to, że w Turkmenistanie nie spotkają innych turystów i nawet pięć dni – bo na tyle przyznawana jest wiza tranzytowa – wystarczy, aby zobaczyć tamtejsze atrakcje.
Dyktatorzy nie lubią, jak patrzy się im na ręce
Dlaczego wiza turystyczna wiąże się z wykupieniem drogiej wycieczki? To proste. Władze kraju nie chcą, aby przyjeżdżali do niego turyści, a ci, którzy się na to porwą, mają słono za to zapłacić. Dzieje się tak, bo od 1991 r., kiedy Turkmenistan został niepodległym państwem, w kraju rządzą dyktatorzy. Saparmurat Nijazow, zwany Turkmenbaszą (ojciec wszystkich Turkmenów), jako pierwszy prezydent kraju zaczął skutecznie izolować państwo na arenie międzynarodowej. Wprowadził kult jednostki, wsadzał do więzienia niemal każdego, kto wyraził jakikolwiek sprzeciw wobec jego polityki. Do rangi prześmiewczego symbolu jego rządów urosła Ruhnama (Księga Ducha), czyli książka, którą napisał prezydent. Jej znajomość pomagała zdać egzamin na prawo jazdy, a trzykrotne przeczytanie Ruhnamy gwarantowało po śmierci życie w raju. Ruhnama miała być przewodnikiem duchowym Turkmenów.
Za rządów następcy Nijazowa – Gurbangulego Berdimuhamedowa – jest niewiele lepiej. W rękach prezydenckich wciąż skupia się cała władza. W kraju funkcjonują tylko rządowe media (Internet jest tak drogi, że mogą sobie na niego pozwolić nieliczni), nie istnieje wolność gospodarcza, wyjazd z Turkmenistanu pod jakimkolwiek pozorem jest bardzo trudny, a słowo opozycja istnieje jedynie w słownikach. Dodać należy, że umowy i prawa własności nie są skutecznie egzekwowane, a grunty są własnością rządu. Korupcja przeżera jak rdza wszystkie dziedziny życia, poziom służby zdrowia jest zastraszająco niski, a lekami handluje się na bazarach.
Obecnie wskaźnik demokracji sytuuje Turkmenistan na 162. miejscu spośród 167 sklasyfikowanych krajów. Wskaźnik wolności prasy na 178. pozycji (gorzej jest tylko w Erytrei i Korei Północnej). Z kolei w rankingu wolności gospodarczej Turkmenistan plasuje się na 169. miejscu wśród 180 państw.
Mimo tak złej sytuacji wewnętrznej Turkmenistan to kraj, który zdecydowanie można polecić do odwiedzenia. Poczucie bezpieczeństwa jest wysokie, a zagrożenie przestępczością pospolitą znikome. Jak wszędzie trzeba uważać na lokalne prawo i zwyczaje oraz w żaden sposób nie krytykować publicznie prezydenta. Na pewno łatwo nie będą mieli miłośnicy nikotyny, bo palenie w przestrzeni publicznej jest zakazane. Jednak ewentualne niewygodny zrekompensują m.in. spotkania z przyjaźnie nastawionymi ludźmi, dla których wciąż obcokrajowiec to rzadkość.
Bankomaty? No może ze dwa
Turkmenistan to kraj w 80 proc. pokryty jest pustynią Kara-Kum. Podróżować po nim można koleją, taksówkami współdzielonymi, czy samolotami. Przy czym należy pamiętać, że paliwo jest obłędnie tanie, więc przemieszczanie się samochodem nie uszczupli za bardzo naszego portfela.
Sieć hotelowa jest bardzo słabo rozwinięta poza stolicą, a ceny za nocleg nie należą do niskich. Warto mieć na uwadze, że cena dla obcokrajowców jest wyższa niż dla Turkmenów. W dodatku za usługi hotelowe trzeba płacić dolarami, a nie walutą lokalną – manatami. Praktycznie niemożliwe jest korzystanie z bankomatów poza stolicą, choć w samym Aszchabadzie są bodaj tylko dwa urządzenia, w których można użyć europejskich kart płatniczych. Nie kalkuluje się również wymieniać waluty w oficjalnych punktach. Lepiej to robić na bazarowym, czarnym rynku, bo kurs jest o wiele korzystniejszy.
Warto pamiętać również o tym, że w kraju obowiązuje nieformalna godzina policyjna i po 23:00 lepiej nie wychodzić na zewnątrz. Zresztą i tak nie ma po co, bo wszystko jest zamknięte, a tzw. "życie nocne" nie istnieje.
Trzy miejsca uhonorowane przez UNESCO
Pustynny Turkmenistan oferuje olbrzymie, płaskie przestrzenie, parę większych miast i trzy miejsca z listy UNESCO. Pierwszym z nich jest Kunia-Urgencz leżące przy granicy z Uzbekistanem. To dawna stolica starożytnego Chorezmu, o której wspominali już chińscy kronikarze w I wieku n.e. Miasto, ze względu na swoje strategiczne położenie, było najeżdżane przez Timura Chromego i Mongołów. Obecnie w jego okolicach znajdują się zabytki z okresu XI-XVI w., wśród których wyróżnia się m.in. Mauzoleum sułtana Tekesza, mauzoleum jednego z władców Chorezmu, minaret Temüra Kutługa czy karawanseraj.
Drugim z miejsc jest Nisa, położona niedaleko Aszchabadu. Obecnie to stanowisko archeologiczne z pozostałościami po starożytnej stolicy państwa Partów, które okres rozkwitu przeżywało w okresie III w. p.n.e. - III w. n.e. Miasto było ważnym punktem komunikacyjnym i handlowym i stanowiło barierę przeciw ekspansji rzymskiej.
Trzecim miejscem jest Merw. Obecnie to park historyczno-kulturowy w pobliżu miasta Mary, który zajmuje powierzchnię niemal 900 ha. Merw jest najstarszym i najlepiej zachowanym miastem-oazą na Jedwabnym Szlaku. Pozostałości zabudowań mają nawet 2 tys. lat, a ślady obecności ludzi w tym miejscu sięgają epoki żelaza. Warto zaznaczyć, że cała oaza w okresie Antiochii Margiańskiej otoczona była wałem o obwodzie nawet 250 km. W XII w. było to jedno z największych miast na świecie.
Aszchabad – miasto miłości
Nie ma siły, aby na trasie wycieczki ominąć stolicę kraju, której nazwę można przetłumaczyć, jako "miasto miłości". Od pierwszego zetknięcia Aszchabad oszałamia bielą swoich marmurów. W samym mieście jeszcze kilka lat temu było nim pokrytych niemal 550 budynków, a powierzchnia użytego marmuru to 4,5 mln m kw. Można śmiało założyć, że liczby te są większe. Miasto zaskakuje bizantyjskim przepychem, pozłacanymi monumentami prezydenta, niesamowitą wręcz czystością, bo codziennie na ulice Aszchabadu wychodzi armia ludzi, która je porządkuje. Wszędzie w powietrze tryskają strumienie fontann, co ma dowodzić i geniuszu (miasto zbudowane jest na pustyni), jak i rozrzutności, bo jeszcze jakiś czas temu woda była tutaj droższa od paliwa.
Aszchabad ma być wizytówką Turkmenistanu, choć przez swoją izolację kraj jest dostępny dla nielicznych. Ciężko jest w ogóle uwierzyć, że to miasto ma ledwie 140 lat, a w międzyczasie zostało zrównane ziemią podczas trzęsienia ziemi w 1948 r., w którym zginęło 100 tys. osób.
Ale najciekawsza jest ulica w Aszchabadzie, po której poruszają się eleganccy ubrani mężczyźni tiubietiejkach i kobiety odziane w tradycyjne, długie suknie, które najczęściej są zielone lub czerwone. Mężatki noszą na głowach cylindrycznie zawiązane kolorowe chusty, zwane yaglyk lub z rosyjskiego platok, które wyewoluowały z tradycyjnego nakrycia börük. Bywa, że yaglyk może mieć i 20-30 cm wysokości.
Jest jeden minus zwiedzania Aszchabadu. Co drugi budynek jest siedzibą jakiegoś ministerstwa czy agendy rządowej. Trzeba liczyć się z tym, że co chwilę będziemy proszeni o niefotografowanie różnych obiektów. W samym centrum liczba tych stanowczych "próśb" drastycznie wzrasta.
Płonąca dziura w ziemi
Jednak największą atrakcją Turkmenistanu wydaje się… płonąca dziura w ziemi, która znajduje się 250 km od Aszchabadu, przy drodze do Uzbekistanu. Słynne wrota piekieł (z turkmeńskiego Derweze), położone są na pustyni Kara-Kum. Krater powstał w 1971 r., podczas badań geologicznych. W trakcie wykonywania odkrywki zawaliła się konstrukcja (jej elementy są widoczne i dziś) pomagająca w poszukiwaniach siarki i zaczął ulatniać się gaz. Eksperci postanowili wypalić złoże. No i tak płonie od ponad 47 lat jak palnik na wiecznej kuchence.
Wrota Piekieł mają ok. 20 m głębokości, a na dnie szaleje 450 st. C. W środku żyją bakterie niewidziane na powierzchni. Jeśli będziecie mieli pecha, to okolice płonącego krateru są jedynym miejscem, w którym spotkacie w Turkmenistanie innych turystów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl