Turkusowa woda i brak tłumów. Rajskie miejsce kilka godzin jazdy od Polski
To absolutnie najbardziej niedoceniany kierunek na letni urlop. Turkusowa woda, zero kolejek, masa atrakcji, a bliżej niż do Chorwacji czy Włoch. Strzał w dziesiątkę na rodzinne wakacje, które dzieci będą długo wspominać. Tymczasem przez cały tydzień nie usłyszałam tam ani razu języka polskiego. Szkoda, bo Tyrol to prawdziwy wakacyjny raj.
Oto #HIT2023. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Choć Austria to jedno z moich ulubionych miejsc od lat, odkąd mam dzieci nie mogę się nadziwić, jak niezwykły to jest kraj pod kątem atrakcji dla najmłodszych. Urlop z maluchami, niezależnie czy kilku- czy kilkunastoletnimi, będzie tam z pewnością jak marzenie. W tym roku wracamy tam kolejny raz.
Do Tyrolu znad Gardy
Do Tyrolu przyjeżdżamy znad jeziora Garda we Włoszech. Tamtejszy kemping, na którym spędziliśmy kilka dni, był pełen turystów, z których ogromną część stanowili Polacy.
Podobnie w miejscowościach nad jeziorem - podczas spaceru po Limone sul Garda czy Riva del Garda na ulicach spotykamy tłumy, a język polski można usłyszeć bardzo często. Wraz z przejechaniem przełęczy Brenner, położonej na granicy Włoch i Austrii, przenosimy się do innego świata. W Tyrolu nie ma męczących tłumów nawet w środku sezonu, poza popularnym Innsbruckiem trudno też spotkać rodaków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Wyjątkowy region Chorwacji. "Tam nie może brakować atrakcji"
Tym razem naszą bazą jest wschodnia część tego austriackiego regionu - okolice jeziora Thiersee. Gdy nasza tyrolska gospodyni wita nas z szerokim uśmiechem, dzieci z zachwytem podchodzą do królika, który kica sobie spokojnie na łące przy hotelu. Niczym niezmąconą ciszę przerywają jedynie odgłosy natury, a alpejski krajobraz zachwyca i jest zapowiedzią świetnego wypoczynku.
Choć to Włosi uchodzą za naród, który wyjątkowo kocha dzieci, to jeśli chodzi o infrastrukturę dla najmłodszych wszyscy mogą się uczyć od Austriaków. Nigdzie nie ma tak świetnych placów zabaw, parków i atrakcji.
Tyrol - puste szlaki i wspaniałe parki dla dzieci
Tyrol rozpieszcza nas idealną pogodą - przez cały tydzień jest bardzo ciepło i słonecznie. Pierwszego dnia decydujemy się na wyprawę do regionu Wilder Kaiser. Tamtejsze kolejki linowe połączone są w ramach jednego karnetu, więc można wjechać jedną, a zjechać zupełnie inną - podobnie jak zimą w ramach skipassu.
Zaczynamy od miejscowości Scheffau, która leży bezpośrednio na południowo-zachodnim zboczu Wilder Kaiser. Stamtąd wjeżdżamy kolejką Brandstadl na wysokość 1650 m n.p.m. Przy kasie dzieci dostają karty, na których będą zbierać pieczątki.
Przy górnej stacji znajduje się KaiserWelt, czyli raj dla najmłodszych. Ogromny plac zabaw z najróżniejszymi sprzętami oraz wodnymi elementami, a także KaiserWald - szlak poprowadzony przez las, na którym zainstalowano zjeżdżalnie, tyrolki, labirynty czy drewniane kręgle.
Zarówno na placu, jak i w lesie, znajduje się siedem punktów, w których można podstemplować karty. Pokonanie całej trasy zajmuje ok. godzinę. Dzieci sprawdzają mapę i z zaangażowaniem szukają kolejnych punktów. Po uzbieraniu całości, idziemy po nagrody-niespodzianki. Są nimi filcowe korony, jak przystało na KaiserWelt (Kaiser to po polsku cesarz).
Choć dzieci z chęcią zostałyby tam cały dzień, chcemy skorzystać z jednego z licznych szlaków, które rozpoczynają się przy KaiserWelt.
W schronisku zatrzymujemy się jeszcze na szybki lunch. Duża porcja tradycyjnej tyrolskiej Frittatensuppe albo Knoedelsuppe, czyli rosołu z dodatkiem pokrojonego w paski naleśnika albo knedli z serem/szynką, to koszt 6,90 euro, czyli ok. 30 zł.
Po jedzeniu ruszamy szlakiem w kierunku stacji kolejki Hartkaiser na wysokości 1555 m n.p.m. Na trasie cały czas podziwiamy zbocza Wilder Kaiser, kilka razy mijamy też wypasające się krowy, a dzwonienie dzwonków na ich szyjach umila nam wycieczkę.
Z Hartkaiser zjeżdżamy potem kolejką do Ellmau, skąd do innych dolnych stacji kolejek kursuje specjalny autobus o wdzięcznej nazwie KaiserJet - bezpłatnie dostajemy się więc na parking w Scheffau, gdzie zostawiliśmy rano auto.
Tyrolskie Malediwy
Następnego dnia w prognozie ponad 30 stopni Celsjusza, więc decydujemy się na dzień nad wodą. Choć Tyrol w pierwszej kolejności kojarzy się z górami, fani kąpieli także będą zachwyceni.
My stawimy na Achensee, największe jezioro w tej części Austrii. Na internetowych zdjęciach zbiornik kusi turkusową wodą, ale podchodzę do tego z dystansem. Gdy przyjeżdżamy na miejsce, otwieram szeroko oczy ze zdumienia. Woda jest rzeczywiście obłędna.
Decydujemy się na plażowanie na kąpielisku Atoll w Maurach. Jego nazwa nawiązuje oczywiście do atoli, z których słyną m.in. Malediwy. Rzeczywiście, odcień wody do złudzenia przypomina tę, którą opływa rajski archipelag na Oceanie Indyjskim i wcale nie ma w tym przesady. Z drewnianych pomostów można wejść po schodkach do wody - takie rozwiązanie też często można zobaczyć na Malediwach.
Inny upalny dzień spędzamy z kolei nad jeziorem Thiersee, w okolicy którego mieszkamy. Obok oczywiście znów widzimy ogromny plac zabaw, gdzie, poza standardowymi sprzętami, takimi jak huśtawki czy karuzele oraz wodną częścią z kranikami, jest też sieć tuneli pod małą górką, czyli kolejny prawdziwy raj dla małych odkrywców.
Zillertal - góry i woda w jednym
Przez tydzień pokonujemy wiele szlaków w różnych zakątkach Tyrolu. Świetną niespodzianką jest dla nas dolina Zillertal. Z miejscowości Zell am Ziller wjeżdżamy kolejką na Rosenalm, gdzie na dzieci czeka gigantyczny drewniany... zamek. Kompleks ma ponad 5 tys. m kw. i jest pełen atrakcji dla najmłodszych. Można obejść cały zamek i z samej góry zjechać zjeżdżalnią. Na odwiedzających czeka tu m.in. ścieżka w koronach drzew, drewniana wieża z dźwigiem i koparką, wodny plac zabaw czy tor, po którym można puszczać drewniane piłki.
Czas ruszać dalej. Szlak prowadzi do jeziora Fichtensee. Choć znajduje się wysoko w górach, można się w nim kąpać. Dla dzieci wydzielono płytki brodzik, a po głębszej części można pływać supami czy rowerami wodnymi, które można wypożyczyć nad zbiornikiem.
To świetne miejsce na relaks w gorący dzień lub dla ochłody po zejściu z górskiego szlaku. Wokół jeziora ustawiono ogromne drewniane leżako-hamaki, z których można podziwiać przepiękną panoramę.
Ceny w Austrii
Kraje alpejskie kojarzą się z wysokimi cenami, tymczasem Austria w porównaniu do swojej drogiej sąsiadki Szwajcarii, wypada bardzo na plus.
Hotele z pełnym wyżywieniem kosztują w Austrii sporo, ale apartamenty znajdziemy spokojnie za 2 tys. zł za tydzień, także w środku sezonu. Gałka lodów to 1,8 euro, czyli 8 zł, za obiad dla czteroosobowej rodziny z napojami płacimy ok. 50-60 euro - tyle samo co dwa lata temu. Pozytywną niespodzianką są też ceny paliwa - za litr benzyny płacimy 1,58 euro (7 zł), a na niemieckiej autostradzie już 2,20 euro (9,76 zł).
Kolejki górskie kosztują sporo - średnio od 15 do 23 euro za osobę dorosłą (dla dzieci są duże zniżki), ale z kolei nie ma żadnych dodatkowych opłat. W cenie jest parking, toalety przy każdej stacji, darmowy jest także wstęp do wszelkich parków i atrakcji na górze.
Iwona Kołczańska, dziennikarka Wirtualnej Polski