WAW, KRK i… LOL. Stąd wzięły się kody lotnisk?
Dlaczego nazwy lotnisk skraca się do trzech liter? Jeśli choć raz zadaliście sobie to pytanie, wchodząc na pokład, spieszymy z odpowiedzią. A ta jest ciekawsza i bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać.
Lotniskowe kodowanie ma początki w latach 30. ubiegłego wieku. Każdy port dostał wówczas dwie litery. Dziś są trzy, a to dlatego, że portów jest zwyczajnie za dużo. Identyczne nazwy wprowadzały w błąd podróżnych, ale nie tylko. W latach 60-tych zapadła decyzja o standaryzacji. A podjęło ją Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) z siedzibą w Montrealu.
– Kody IATA to integralna część biznesu podróżniczego, esencja identyfikacyjna linii, kierunków i dokumentów ruchu. Są też fundamentem sprawnego funkcjonowania setek elektronicznych aplikacji, które zostały zbudowane wokół systemów kodowania przeznaczonych do ruchu pasażerskiego i towarowego – mówi w rozmowie z Condé Nast Traveler Perry Flint, szef komunikacji korporacyjnej firmy w Ameryce.
Wiele kodów brzmi całkiem zwyczajnie, jak choćby WAW (Warszawa-Okęcie), KRK (czyli lotnisko w Krakowie)
, MIA (Miami) czy ATH (Ateny). Ale są też takie, które wywołują uśmiech na twarzy. Spójrzmy na kody typu LOL (od Lovelock City), OMG (Lotnisko Omega w Namibii)
lub PEE (z ang. "siusiać" – dla lotniska Bolszoje Sawino w Rosji)
.
Każde lotnisko ma swój unikalny kod, którego nie może użyć żaden inny port na świecie. Przypisuje się go na podstawie nazwy portu, nazwy miasta albo czegoś, co sprawi, że kod będzie "zaklepany". Dwa lotniska nigdy nie podzielą się kodem, choć według urzędników, w przyszłości może dochodzić do takich sytuacji. Jak jednak zaznaczają, nie stanie się to na pewno zbyt prędko. Cieszmy się z tych skróconych, często zabawnych kodów, do woli.