Wy, oburzeni turyści i mieszkańcy kurortów, wyluzujcie. Siku na chodniku to żaden dramat
Krzyki, wrzawy, piętnowanie. Rozpisują się media, internet wrze. Mieszkańcy nadmorskich miasteczek i mazurskich wioseczek mają dość! Czego? A no sprawa to natury fizjologicznej. Szanowni goście nie szanują "tutejszych", czego wyrazem są zasikane trawniki, chodniki, tudzież krzaczki. A już najbardziej irytujące są te matki i ojcowie, co to wysadzają dzieciaki wszędzie, a innym każą patrzeć. Toż to prawdziwy skandal! Jak oni mogą?
Wyjaśnijmy sobie od razu jedną kwestię, dorosły człowiek płci dowolnej nie ma prawa robić z przestrzeni publicznej latryny. Kto widział tłumy ludzi kierujących się w mieleńskie krzaczki, tuż przy głównym wejściu na plaże, wie, o czym mówię. "Daje szambem" – dosadnie wyrażali się inni, ci, którzy 2 zł na toaletę nie żałują. Odór okropny - inaczej nazwać się tego nie da. Pijane towarzystwo z drogą butelką whisky kierujące się w krzaczki, a co będą szukać, co będą płacić – to nie jest fajne. Chociaż przejść pół km z pełnym pęcherzem w poszukiwaniu wc bywa trudne. Toalet wciąż brak lub woń unosząca się wokoło jest jeszcze gorsza od wspomnianych krzaczków. Ale kwestia to zupełnie inna, od tej mnie poruszającej, czyli dzieci dotyczącej, bo o to zrobiła się afera. *O kobietę, która w Mikołajkach dziecko wysadziła na chodniku, przy głównym deptaku dokładnie. *
Tak, pewnie to zrobiło celowo, bo lubi. Ty nie lubisz? Fantastycznie jest obnażać pośladki kilkulatka własnego przy drzewku, jak z tyłu ludzi tłum. To pewnie radość jej sprawia. Ludzie się bulwersują, posyłają krzywe spojrzenia, komentarz leci z ust od kogoś z boku, i to machanie głową, wyrażające: ojojoj, nieładnie pani robi, nieładnie.
Kto wie, że ona o tym… wie?! Ja wiem! Widzisz taką scenę? Uspokój emocje, odwróć głowę, albo usiądź na chwilę i pomyśl, chociaż chwilkę i odpowiedź sobie na pytanie: czy ta matka, ta kobieta miała jakiś wybór? A no miała, powie ten, którego intelekt aż razi: "trzeba było dzieci nie robić" – słyszałam na własne uszy. Ulubiony tekst przeciwników "płodzenia się" jest dobry na wszystko. Nie możesz wejść z wózkiem do autobusu? – "Trzeba było dzieci nie robić". Dziecko źle zachowuje się w sklepie i matka prosi o przepuszczenie w kolejce? – "Trzeba było dzieci nie robić". Itd.,itd….
Dwa wyjścia rodzica, gdy dziecko mówi "siku!": mokre spodnie, albo krzaczki (bądź trawka, drzewko, co kto woli). Nie masz minuty, półtorej, czy choćby sekund piętnastu. Nie masz i już!
Wyzwanie podjęłam nie raz i… sromotna to była porażka. Biegliśmy, biegliśmy i nie dobiegaliśmy, bo dziecko to nie "ludź" dorosły, trzylatka to nie trzydziestka i albo będzie "już", albo w spodnie.
Trudne to sytuacje, gdy wybiegasz ze sklepu, bo wc nie udostępnią. Masz 15 sekund. Wkoło nic prócz betonu i tylko jakaś samotna brzózka, obok płotu, na tyłach marketu. Trudne, gdy stoisz na przystanku, właśnie podjeżdża autobus, ale ty nie wsiadasz, bo to "ten" moment. Kierowca nie poczeka, ludzie pokiwają, popatrzą zgorszeni.
Jak tu pogodzić te dwie zwaśnione grupy? Jednym więcej empatii należy życzyć, wyrozumiałości dla człowieka około lat trzech i opiekunów jego, którzy dwoją się i troją, by godne miejsce na siku mu załatwić. Tym drugim, by szczęście mieli do tych pierwszych, oby obrzucać srogim spojrzeniem ich przestali. No i wychodka zawsze kilka kroków obok.