Wystarczy godzina samolotem. Niepozorne miasto przyciąga jak magnes
Przez lata wśród turystów panowało błędne przeświadczenie, że Wilno nadaje się przede wszystkim na pielgrzymki, ze względu na dużą liczbę obiektów sakralnych. Oczywiście, ceglane kościoły, gotyckie sklepienia czy bizantyjskie cerkwie robią ogromne wrażenie, ale to nie wszystko, co warto zobaczyć w Wilnie, o czym właśnie się przekonałam.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Jadę na lotnisko Chopina w Warszawie. Szybka odprawa, bagaż podręczny i siedzę na pokładzie samolotu. Zanim na dobre się rozsiądę, muszę znów zapinać pasy - lot do Wilna trwa godzinę, chociaż w obie strony piloci skrócili czas i po 40 minutach lądowaliśmy na miejscu.
Miasto, w którym warto się zgubić
Pierwszy mały zachwyt to lotnisko. Przypomina stary dworzec autobusowy i mało ma wspólnego ze szklanymi bryłami. Pochodzi z lat 50. i zdecydowanie ma swój klimat. Na dodatek lokalizacja jest świetna, bo 15 minut i 8 km później jestem już na Starym Mieście.
Najlepsze, co można zrobić w Wilnie, to po prostu się zgubić. Małe uliczki i podwórka skrywają w sobie tajemnice i kolorowe życie. Nie brakuje murali i street artów, gdzieniegdzie ukrywają się posągi Maryi. Część podwórek jest prywatna, ale gdy bramy są otwarte, warto wcisnąć tam swój nos.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyjątkowe miejsce u naszych sąsiadów. Ma niepowtarzalny klimat
Idąc główną drogą można zachwycać się piękną architekturą, a zbaczając ze ścieżek trafić na ciekawe zakamarki Wilna.
Miejsce dla sztuki
Wilno odkrywać można na różne sposoby. Jedni wybierają szlaki sakralne, inni poszukują artystycznych ścieżek. Oczywistym wyborem jest ulica Literacka, która staje się punktem obowiązkowym na wycieczce. To jedna z najpiękniejszych uliczek Starego Miasta, którą docenił Adam Mickiewicz - to przy niej mieszkał.
Dawniej znaleźć można tu było liczne księgarnie, przyciągające miłośników dobrych lektur. Od 2008 r. pełni ona funkcję swoistego pomnika literatury, upamiętniając wybitnych twórców poprzez wmurowywane w ściany uliczki dzieła sztuki. Znajdziemy tu m.in. tablice upamiętniające Adama Mickiewicza, Czesława Miłosza czy Fiodora Dostojewskiego.
Spacerem blisko już do Zarzecza. Po drodze można cieszyć oko zielenią - dla mieszkańców Wilna to nic nadzwyczajnego i niekoniecznie od razu rozumieją zachwyty turystów - wszak drzewa to tylko drzewa. Tymczasem w finale konkursu Komisji Europejskiej Green Capital Awards Wilno zdobyło tytuł Zielonej Stolicy Europy. To widać i czuć na każdym kroku.
Miasto z własną republiką
Zarzecze to najmniejsze dzielnica w Wilnie, ale tak naszpikowana ciekawostkami, historiami i sztuką, że nie można jej pominąć. Zarzecze, znane również jako Užupis, to urokliwa dzielnica Wilna, położona na prawym brzegu rzeki Wilejki. Na początku lat 90. cieszyła się kiepską opinią i omijano ją szerokim łukiem. Wizerunek ten uległ zmianie, gdy rozkochali się w niej artyści, przyciągając później również przedsiębiorców.
W 1997 r. Zarzecze stało się republiką z własną konstytucją, hymnem i oczywiście pieniędzmi. Traktowane jest to nieco z przymrużeniem oka, a w prawie znaleźć można takie zapiski jak "człowiek ma prawo kochać", "pozostać nieznanym i niewybitnym" a "pies ma prawo być psem".
Podążając za przewodniczką, idę pod Most Zarzeczny. Jest tam syrenka, podobna do kopenhaskiej i huśtawka nad wodą. W 2004 roku syrena, podczas powodzi, postanowiła zniknąć w odmętach rzeki. Na szczęście powróciła i teraz znów wita podróżnych z niszy w nabrzeżu. Warto jednak zachować ostrożność, bo jej śpiew może sprawić, że pozostaniesz w Zarzeczu na zawsze.
Działa tutaj Inkubator Sztuki Zarzecza. To nie tylko galeria artystyczna, ale prawdziwy kalejdoskop kreatywności, gdzie sztuka wymyka się schematom i zaskakuje na każdym kroku. Rzeźby, instalacje i malunki sprawiają, że spacer przerywany jest na chwile zachwytu.
Wilno tętni życiem
Muzeum "MO" z nowoczesną sztuką litewską zachęca zmienianymi sezonowo wystawami. Podczas mojej wizyty jest to "We Don’t Do This" - wystawa o seksualności od czasów ZSRR do teraz. W mniejszej sali "Down the Rabbit Hole", czyli coś dla fanów połączenia teorii spiskowych i spirytualizmu. Dziwnie, nietypowo i intrygująco, w szczególności, gdy w opozycji mamy skojarzenie Wilna jako miejsca sakralnego.
Za dnia Stare Miasto jest głośne. Zza zakrętu wypadają samochody, chodnikami drepczą turyści z całego świata, chociaż głośno słychać tutaj język polski. W sklepie z pamiątkami kupisz magnesy z Matką Boską, Ostrą Bramą i panoramą miasta, a przy płaceniu możesz powiedzieć "dziękuję" i każdy zrozumie intencje. Wieczorem uliczki pozornie pustoszeją, ale wystarczy wejść w jedną z nich, by zobaczyć tłoczących się przy małych stoliczkach ludzi. Z kuflami piwa i drinkami oczywiście. Gwar rozmów, stukot szklanek i to wszystko w zwykły, środowy wieczór.
Idealne miasto na city break
Lot do Wilna jest krótki, a na miejscu czekają ceny jak w Polsce, chociaż oczywiście im bliżej serca Starego Miasta, tym drożej. Miasto nie jest duże, lotnisko jest blisko, a i językowo nie będzie tu większego problemu. Widać i słychać to niemal na każdym kroku - drugim językiem jest tam nie tylko język angielski, ale również polski.
Na miejscu znajdzie się coś dla miłośników kościołów, współczesnej sztuki i street artu. Chciałabym tam wrócić, bo Wilno mnie w sobie po prostu rozkochało.
Niezależna opinia redakcji. Organizatorem wyjazdu była Lithuania Travel.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.