Zachwyt miesza się z przerażeniem. Gdańska atrakcja wzbudza skrajne emocje
Wieża Bazyliki Mariackiej to jedna z największych atrakcji Gdańska. Żeby wdrapać się na nią latem trzeba mieć albo ogromne szczęście, albo mnóstwo cierpliwości, bo kolejki są naprawdę długie. Dlatego ja wybrałam się wiosną. I przeżyłam spore zaskoczenie. Okazało się, że wieża wywołuje skrajne reakcje - od zachwytu, przez rozczarowanie, po paraliżujący lęk
Długi Targ, Fontanna Neptuna, Stary Żuraw i właśnie Bazylika Mariacka to miejsca, które odwiedza niemal każdy przyjeżdżający do Gdańska turysta. To wizytówki miasta. Atrakcje, które po prostu trzeba zobaczyć i uwiecznić na zdjęciach.
Symbol miasta
Z wieży bazyliki można spojrzeć na miasto z wysokości 82 m. Chętnych, by pokonać 409 stopni jest bardzo wielu, ale jak się okazuje, nie wszyscy docierają na szczyt - o tym później.
W zeszłym roku, przy okazji odwiedzin gości z innych części kraju, próbowałam wejść na tam dwa razy. Kolejki ogromne. Czas oczekiwania do kasy ok. godziny. Zrezygnowaliśmy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ciekawy kierunek na każdą porę roku. "Latem nawet tańsze będą oferty wyjazdowe"
W tym roku postanowiłam przypomnieć sobie, jak wygląda moje miasto z tej perspektywy wiosną. I to chyba ostatni moment na to, żeby nie czekać w kolejce, choć na to, żeby spędzić czas na dachu Gdańska w samotności - zwłaszcza jeśli pogoda dopisuje - jest już zdecydowanie za późno.
Gdzie ta wieża?
Choć góruje nad miejską zabudową i nie da się jej przegapić patrząc na bazylikę z zewnątrz, w środku świątyni wiele osób nie może znaleźć prowadzącego na wąskie schody wejścia. Pilnujący kościoła strażnik śmieje się, że kilkadziesiąt razy dziennie odpowiada na pytanie: "gdzie ta wieża?".
Wejście znajduje się tuż koło głównego wejścia do kościoła, w lewym rogu świątyni (jeśli stoimy pod organami twarzą do ołtarza). Tuż obok jest też kasa biletowa. Bilet normalny kosztuje 16 zł, ulgowy 8, posiadacze Karty Mieszkańca Gdańska raz w roku mogą wejść bezpłatnie.
Godziny otwarcia wieży różnią się w zależności od pory roku i dnia tygodnia (wiosną wieża jest otwarta od 10 do 17.30 w dni powszednie oraz od 10 do 18 od piątku do niedzieli). Warto też pamiętać, że nie ma możliwości zwiedzania świątyni, ani wchodzenia na punkt widokowy w czasie trwania mszy i innych nabożeństw. Ze względów bezpieczeństwa wieża jest zamknięta w czasie burzy, silnego deszczu czy wiatru.
Nie dla każdego
Choć mieszkam w Gdańsku całe życie, nie byłam na wieży z 15 lat. Zwykle, motywacją, żeby się na nią wdrapać jest wizyta przyjaciół czy rodziny z innych części świata, którzy chcą tę atrakcję zobaczyć. Wtedy sobie przypominam, że bardzo lubię nie tylko widok na miasto, który ze znajdującego się na szczycie tarasu widokowego jest naprawdę wyjątkowy, ale samo wnętrze wieży i wspinaczkę do góry. Okazuje się jednak, że to, co mi sprawia przyjemność, nie wszystkim odpowiada.
Choć przy wejściu nie było kolejki, spędziliśmy przy kasie ok. 5 minut. W tym czasie kilka osób weszło w głąb klatki schodowej. Kilka też wróciło, choć wyjście znajduje się po drugiej stronie świątyni.
- Przepraszam czy tu nie ma poręczy? - padło pierwsze pytanie. Czy dziecko możne poczekać na nas na dole?; Czy dalej będzie szerzej?" - posypały się kolejne. Pani sprzedająca bilety spokojnie i cierpliwie wyjaśniała wszelkie wątpliwości. Wdałyśmy się w rozmowę. Okazuje się, że osób, które wchodzą i po chwili zawracają jest całkiem sporo. - Nie tylko dzieci, także wielu dorosłych odkrywa, że boi się ciasnych przestrzeni. Przeraża ich brak poręczy, albo czują, że tracą oddech. Ludzie rezygnują na różnych etapach. Jeśli na początku - wracają tędy - pod prąd. Jeśli wyżej - schodzą drugą klatką - opowiada.
Po wejściu na schody jej słowa szybko znajdują potwierdzenia. Pierwsza część wędrówki przypada na oryginalnie zachowaną średniowieczną klatkę schodową - bardzo wąską i spiralną. W środku faktycznie nie ma poręczy, ale schody są tak wąskie, że jedną ręką cały czas możemy trzymać się wewnętrznego słupa, a drugą opierać o zewnętrzną ścianę. Pokonanie tej części zajmuje kilka minut. Dla entuzjastów takich miejsc to fascynująca podróż - także w czasie. Dla innych pułapka.
Po pokonaniu kilkudziesięciu schodków musimy przytulić się do ściany, żeby przepuścić kilkunastoletniego chłopaka, który zdecydował się zawrócić. Jest blady i szybko oddycha. Pytamy, czy potrzebuje pomocy. Zaprzecza, ale i tak jedna z osób schodzi z nim na dół - na wszelki wypadek. Trochę wyżej znów się zatrzymujemy. Rodzice negocjują z kilkuletnim chłopcem. Chwalą go, mówią, że jest dzielny, że pokonał już większość wąskiej klatki i pytają, czy wytrzyma jeszcze chwilkę. Ruszają dalej.
Kiedy kończą się średniowieczne schody trafiamy do zupełnie innej przestrzeni. Otwartej, szerokiej. Metalowe, szerokie schody wiodą wzdłuż ścian kwadratowej wieży, w środku wielka, pusta przestrzeń, od której odcina nas druciana siatka. W przejściu między obiema klatkami są ławeczki. Można usiąść i odpocząć. Wiele osób korzysta z tej możliwości. Niektórzy tu decydują się zakończyć wędrówkę. - To nie na moją kondycję - mówi ze śmiechem na oko 60-letnia kobieta. - Odpocznę i zejdę. W dół będzie łatwiej - dodaje.
Rodzice z dzieckiem też odpoczywają. Chłopiec na widok szerokich schodów wyraźnie się rozpromienia. - Po takich mogę chodzić - woła. - I są tu gołębie - cieszy się na widok ptaków. Mniej szczęśliwa jest jego mama. - Rany, tu wszystko tak widać, co jest na dole? - pyta i patrzy z wahaniem na otwartą, szeroką klatkę.
Nie tylko ona czuje się tu nie całkiem komfortowo. Część osób idzie przy samej ścianie, nie zbliżając się do siatki, za którą wiszą ogromne dzwony. Inni przeciwnie - podchodzą do poręczy i zaglądają w ziejącą pod nogami dziurę. Im wyżej jesteśmy - tym głębszą.
Zachwyt kontra rozczarowanie
Na samej górze tworzy się korek. Na dachu, gdzie znajduje się punkt widokowy, jest miejsca na ok. 30 osób. A jeśli chcemy coś zobaczyć, trzeba się jeszcze dopchać do balustrady. Przed ostatnimi kilkoma schodkami czeka więc mały tłumek. Są ławeczki - można odpocząć i przygotować się na piękne widoki.
Oczywiście toczą się rozmowy. Opinie są różne. Wiele osób jest zachwyconych. Są jednak i tacy, którzy się zarzekają, że nigdy więcej tu nie wejdą i już myślą z przerażeniem o drodze powrotnej.
W końcu wchodzimy na dach. Dzień jest piękny, widok doskonały. Jeśli komuś oczy pozwolą, może stąd dojrzeć nawet orłowskie klify (leżące ok. 20 km na zachód).
Oznaczenia wewnątrz balustrady pozwalają zorientować się w kierunkach i odnaleźć najważniejsze zabytki. Gdańsk z lotu ptaka mnie zachwyca. Pomarańczowe dachy kamieniczek, wijąca się niebieską wstęgą Motława, wieże kościołów, Zatoka Gdańska, zielone morenowe wzgórza. To wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Zachwyt to powszechna reakcja, ale zawsze znajdą się też mniej zadowoleni - Z Diabelskiego Młyna też było tak widać, a nie trzeba było się tyle nachodzić - mówi z rozczarowaniem jeden z turystów i po szybkim rzucie oka, robi miejsce kolejnej czekającej na wejście osobie.
Czy warto się wspinać? Moim zdaniem Wieża Bazyliki Mariackiej to niesamowite miejsce. Wspinaczka i możliwość oglądania jej od środka cieszy mnie chyba nawet bardziej niż sam widok z góry, który jest absolutnie fantastyczny. Ale ja nie boję się otwartych przestrzeni, nie mam lęku wysokości ani klaustrofobii. Jeśli ktoś cierpi na którąś z tych dolegliwości, niech najpierw obejrzy zdjęcia i filmiki z wieży i rzeczywiście poważnie się zastanowi, czy ta atrakcja jest właśnie dla niego. Na szczęście Gdańsk wygląda wspaniale także z perspektywy chodnika czy bardziej alternatywie - Motławy i można go odkrywać na wiele różnych sposobów.
Magda Bukowska dla Wirtualnej Polski