Zamość w jeden dzień. Trochę "betonoza", a trochę zachwyt
Zamość zbudowano na wzór włoskiej Padwy jako prywatne miasto dla kanclerza wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego. Było to rzadkością w Europie. Zgodnie z renesansowymi założeniami miał być miastem idealnym – pięknym, funkcjonalnym i bezpiecznym. Postanowiłam przekonać się, czy dzisiejszy Zamość jest idealnym miejscem także dla turystów.
Zamość nazywany "Padwą Północy" i "Perłą renesansu" otrzymał prawa miejskie w 1580 r. Od tej pory kusi licznymi zabytkami i atrakcjami. Stare Miasto wpisane w 1992 r. na listę UNESCO to niepowtarzalna wizytówka Zamościa. Ale ciekawych miejsc na planie miasta znajdziemy znacznie więcej.
- Czasami szuka się spokoju, szczęścia, niesamowitych widoków lub szalonej przygody bardzo daleko. Odwiedziłem 25 krajów, a Zamojszczyzna i Roztocze są dla mnie dalej atrakcyjne jak lata temu, gdy podróżowałem tylko po najbliższej okolicy – opowiada w rozmowie z WP Turystyka Tomasz Pakuła, mieszkaniec Zamościa i założyciel Roztoczańskiego Muzeum PRL.
Po takiej rekomendacji nie pozostaje nic innego, jak ruszyć w drogę! Po 8-godzinnej nocnej podróży autokarem z Gdańska do Lublina, szybko łapię pierwszego porannego busa i po niespełna 1,5 godziny wysiadam w Zamościu.
Zamość – stare miasto pełne zabytków
Mimo wczesnej pory ruszam w kierunku Rynku Wielkiego, o którym słyszałam wielokrotnie, a do którego nigdy jakoś nie było mi po drodze. Gdy w końcu docieram na miejsce, czuję, że warto było pokonać prawie 700 km, by móc podziwiać z rana pusty rynek z otaczającymi go kolorowymi kamieniczkami i ratuszem z 52-metrową wieżą. Po pierwszym zachwycie dostrzegam jednak, że brakuje tutaj drzew, a określenie "betonoza" używane często przez internautów trochę tu pasuje. Nie wszystko może być przecież idealne…
W Zamościu mogę spędzić niestety tylko kilka godzin, więc z planem w ręce rozpoczynam zwiedzanie najważniejszych obiektów. Chcąc poznać historię miasta, pierwsze kroki warto skierować do Muzeum Zamojskiego znajdującego się we wnętrzach pięknych kamienic mieszczańskich należących dawniej do Ormian. Osiedlili się oni w Zamościu w XVI w. na mocy przywileju wydanego przez Jana Zamoyskiego. W muzeum można zobaczyć m.in. wyposażenie dawnych pokoi i wielką makietę renesansowego miasta.
Kolejny punkt programu to podziemia oficyn ratusza, do których trzeba wcześniej zarezerwować bilety w Zamojskim Centrum Informacji Turystycznej i Historycznej. Mroczne zakamarki ratusza to coś, czego nie można przegapić! I choć nie ma w nich zbyt wielu eksponatów, to znajdzie się, np. cysterna na wodę wraz z kanałem odprowadzającym oraz XIX-wieczna studnia. Jeszcze ciekawsze są opowieści przewodnika. A wśród nich 3 wersje legendy o zamojskim hejnale granym na 3 strony świata – co ciekawe, hejnał nie jest grany w kierunku Krakowa. Pierwsza wersja mówi o domniemanej niechęci Jana Zamoyskiego do króla Zygmunta III Wazy mieszkającego na Wawelu, który miał wydać zakaz trąbienia hejnału w tym kierunku. Według kolejnej wersji Zamość i okolice stale konkurowały z Krakowem, którego nie chciały "pozdrawiać". Jeszcze inna nawiązuje do trzech bram miasta: Lubelskiej, Lwowskiej i Szczebrzeskiej, w których kierunku miał być odgrywany hejnał.
Warto też zwiedzić pozostałe elementy twierdzy Zamość powstałej na przełomie XVI i XVII w. Dzięki licznym odbudowom i rekonstrukcjom udało się stworzyć ok. półkilometrową trasę turystyczną prowadzącą przez podziemne korytarze i galerie strzelnicze. Można również wstąpić do nadszańca, gdzie znajduje się wystawa umundurowania i uzbrojenia, a także taras widokowy z ekspozycją armat. Nieopodal mieści się arsenał, w którym siedzibę ma Muzeum Fortyfikacji i Broni.
Po wysłuchaniu wojennych historii i obejrzeniu militariów czas na uspokojenie duszy i wizytę w zabytkowych świątyniach. Do najpiękniejszych kościołów należą: Zwiastowania NMP, św. Katarzyny, św. Mikołaja oraz katedra Zmartwychwstania Pańskiego i św. Tomasza Apostoła. Koniecznie trzeba wspiąć się na pobliską dzwonnicę, z której rozpościera się piękna panorama. To właśnie stąd widzę, że Zamość rzeczywiście został zaprojektowany przez włoskiego architekta Bernardo Morando zgodnie z koncepcją antropomorficzną, bo przypomina leżącego człowieka. "Głowę" stanowi pałac Zamoyskich, który lata świetności ma już za sobą. "Kręgosłup" to ulica Grodzka przecinająca Rynek Wielki. "Płucami" są Akademia Zamojska i katedra, "sercem" ratusz, a "rękami" i "nogami" elementy fortyfikacji.
Po intensywnym zwiedzaniu postanawiam chwilę odpocząć i spróbować miejscowego przysmaku – cebularza. W piekarni jest kilka rodzajów - pszenny: duży i cienki lub mały i pulchny oraz razowy. Który to ten tradycyjny? Szczera sprzedawczyni przyznaje, że żaden nie jest taki, jaki robiły nasze babcie. Mimo to ryzykuję i kupuję jednego na próbę. I choć nie mam porównania do innych, bo jem go po raz pierwszy, to muszę przyznać, że jest pyszny i chętnie po niego wrócę! Nabrawszy sił, ruszam poza starówkę do wyjątkowego miejsca.
Zamość – Roztoczańskie Muzeum PRL
Po przejściu od rynku ok. 1,5 km docieram do Roztoczańskiego Muzeum PRL otwartego w lipcu 2020 r. Sama czasy PRL-u znam tylko z książek, więc liczę, że zaspokoję tu ciekawość. Na wejściu otrzymuję oranżadę w szklanej butelce mającą przypominać te z dawnych lat. Mogę też zaznaczyć na bardzo dokładnej, starej mapie, skąd przyjechałam.
- W 8 gabinetach i na 14 wystawach tematycznych, na powierzchni 100 m kw., jest łącznie ok. 2500 muzealiów, czyli eksponatów z lat PRL. Przedmioty w muzeum w ogóle się nie powtarzają, zbieramy tylko to, czego brakuje – wyjaśnia mi Tomasz Pakuła, dyrektor muzeum pełniący jednocześnie rolę przewodnika dopowiadającego ciekawostki. - W muzeum przedstawiono PRL-owską rzeczywistość bez wyśmiewania, wychwalania i nostalgii, tylko taką, jaka była – dodaje.
Po muzeum oprowadza mnie głos niedawno zmarłego lektora Tomasza Knapika. Dzięki temu wystawy są łatwiejsze w odbiorze także dla młodszych turystów. Od ilości różnego typu przedmiotów może zakręcić się w głowie! Zobaczymy tu m.in.: centralkę telefoniczną, kołchoźnik, ordery, meble, mydła, proszki, zabawki, ubrania i inne elementy wyposażenia: kuchni, pokoi, sklepu, łazienki, a nawet posterunku milicji obywatelskiej.
- Najciekawszym, najśmieszniejszym i najcenniejszym zarazem przedmiotem jest dziesięciopak gum do żucia Donald. Podobno niektórzy płacą już za nie 5 tys. zł. Wywołują radość u wielu, którzy wspominają dzieciństwo i pamiętają historyjki w nich zawarte – mówi założyciel muzeum.
Takie gumy do żucia pamiętają też moi rodzice. Wspominają, że do dziś czują ich smak.
- Dobrze robiło się z nich balony. Czasem tak wielkie, że jak pękły, to cały nos był uklejony gumą – wspomina moja mama Dorota.
Część eksponatów to pamiątki rodzinne. Inne zakupiono na aukcjach. Wiele z nich podarowało prawie 200 darczyńców z całej Polski.
- Często stare rzeczy trafiają do śmietnika albo na złom, a u nas mogą znaleźć swoje miejsce. Zachęcam do zajrzenia na strychy bądź do piwnic i starych szaf w celu odnalezienia przedmiotów związanych z czasami PRL-u. Przedmiotów, które były wtedy powszechnie rozpoznawalne jest bardzo dużo i trudno je wszystkie wymienić. Poszukujemy chociażby opakowań i etykiet po produktach – mówi Tomasz Pakuła, z którym można skontaktować się, np. poprzez fanpage’a Roztoczańskie Muzeum PRL w Zamościu na Facebooku.
Dopytuję, skąd pomysł na stworzenie tego wyjątkowego miejsca.
- Już od dzieciństwa z zaciekawieniem przyglądałem się starym rzeczom. Podpytywałem dziadków, rodziców i starszych znajomych, którzy dobrze pamiętają czasy sprzed Okrągłego Stołu, do czego dane przedmioty służyły, jak je obsłużyć. Oczywiście zadawałem wiele pytań odnośnie ich codzienności. Wciągnęły mnie też książki o PRL-u, zacząłem czytać jedną po drugiej – wyjaśnia pasjonat. - Moi teściowie udostępnili mi budynek, który był budynkiem mieszkalnym, potem był tam lumpeks, a następnie sklep spożywczo-przemysłowy. Zatem pojawiła się doskonała okazja, by otworzyć muzeum. Historia tego miejsca rodem z PRL-u może toczyć się dalej!
Co szczególnie przyciąga odwiedzających do muzeum? Sentyment? Wszak czasy PRL-u nie były sielanką.
- Czasami starsi turyści mówią wprost, że nie tęsknią za tymi czasami. Ja odpowiadam, że to trudna historia. Jednak niektórzy tęsknią. Zastanawiam się, jakie są tego powody i po rozmowie z nimi najczęściej okazuje się, że tęsknią po prostu za swoją młodością, bo jaka była, to była, ale byli w sile wieku - podsumowuje założyciel Roztoczańskiego Muzeum PRL.
Na pożegnanie dostaję "50 tys. zł w banknocie i kartki na żywność". Przydadzą się podczas kolejnej wizyty w Zamościu, bo na pewno tu wrócę!