Blogerka o podróżowaniu w cieniu koronawirusa. "Nasze źródło dochodu błyskawicznie wyschnie"
Podróże to jej pasja, sposób na życie i praca. Od prawie sześciu lat wraz z Adrianem prowadzi popularnego bloga "Wszędobylscy", na którym dzieli się swoimi relacjami z wypraw. Dziś opowiada nam o podróżowaniu w cieniu pandemii. - Na razie wszystkie plany muszę zawiesić na kołku - mówi Anna Żuchlińska.
Magda Bukowska: Chciałabym zacząć tę rozmowę inaczej, ale w obecnej sytuacji, trudno uciec od tematu, którym żyjemy wszyscy - koronawirusa. Pandemia zmieniła życie każdego z nas, ale dla osoby, która żyje podróżowaniem i z podróżowania to wyjątkowo trudny czas?
Anna Żuchlińska: To prawda. Nikt z nas nie wie, jak sytuacja się rozwinie, jak długo będzie trwała, wszyscy obawiamy się o zdrowie i życie bliskich. Zmagamy się z niepewnością. To dotyczy nas wszystkich. Bez względu na to, czym się zajmujemy, jak żyjemy. Nie ma jednak co ukrywać, że są branże, na których obecny kryzys odbije się szczególnie mocno, a turystyka z pewnością do nich należy. Rząd wprowadza wiele środków pomocowych, które mają wesprzeć firmy działające na tym rynku, ale nie oszukujmy się - dla blogerów w tym systemie raczej miejsca zabraknie. I nie ma w tym nic zaskakującego. Jesteśmy wąską grupą. Zdaniem wielu osób, prowadzenie podróżniczego bloga to nawet nie jest żadna praca, tylko frajda i przyjemność. I to też jest prawda. Kochamy podróżować, to nasza pasja i sposób na życie, ale też źródło dochodu, które w tej sytuacji błyskawicznie wyschnie. To nie jest czas, kiedy ludzie szukają treści związanych z podróżami, więc liczba czytelników lawinowo spada.
Czas na przekwalifikowanie?
To chyba niemożliwe. Robię to, co robię, dlatego, że nie wyobrażam sobie życia bez podróży. Świat mnie ciekawi, fascynuje, intryguje i to się nie zmieni. Po prostu trzeba znaleźć sposób na przetrwanie tego trudnego okresu i jak najlepiej wykorzystać ten czas przymusowej przerwy w poznawaniu świata.
Zobacz też: Jak wyglądają powroty Polaków do kraju w trakcie epidemii?
Zanim rozwiniemy ten wątek, chciałabym na chwilę wrócić do twojej ostatniej podróży. Z Gruzji wróciłaś niemal ostatnim samolotem przed zamknięciem granic. To był duży stres?
Ogromny. Kiedy wyjeżdżałam z Polski sytuacja była jeszcze bardzo spokojna. Mieliśmy w kraju dopiero pierwsze zachorowania. W Gruzji pojedyncze przypadki. To był wyjazd służbowy do kraju, w którym prywatnie też już się zakochałam. Ryzyko, przy zachowaniu wszystkich środków ostrożności, wydawało się znikome. Sytuacja w Polsce bardzo dynamicznie zaczęła się zmieniać, gdy ja byłam już za granicą. Budzenie się każdego dnia i sprawdzanie, co się dzieje w domu, było bardzo stresujące. Pojawił się też lęk, czy uda się wrócić do Polski. Potem komunikat o zamknięciu granic. Na szczęście lot mieliśmy w sobotę, więc obyło się bez przygód. Mam jednak poczucie, że ta informacja powinna pojawić się wcześniej. Niektóre kraje dały swoim obywatelom nawet 72 godziny na reakcję, u nas to były 24 godziny. Dla osób przebywających na innych kontynentach, często z dala od dużych miast czy lotnisk, to było zdecydowanie za mało, by zdążyli zorganizować powrót.
Nie było Cię dosłownie kilka dni, a wróciłaś do zupełnie innej rzeczywistości…
To był prawdziwy szok. W Gruzji sytuacja była zdecydowanie mniej napięta, więc mimo że na bieżąco czytałam doniesienia z kraju, trudno było tak do końca to sobie wyobrazić. Tam wprowadzono działania prewencyjne szybciej niż u nas. Szkoły już były zamknięte, w wielu miejscach np. w hotelach, urzędach zainstalowano dystrybutory ze środkami dezynfekującymi, na lotnisku poddano nas badaniom. Bardzo wylewni Gruzini zaczęli zachowywać większy dystans np. podczas powitania, ale nie miało się poczucia takiej paniki, napięcia. Gruzini podeszli do tego bardziej na chłodno. Mamy nową, trudną sytuację, musimy w niej żyć i starać się zminimalizować ryzyko.
Kilka dni później miałaś się tylko przepakować i lecieć w kolejną podróż. Nie poleciałaś.
20 marca mieliśmy lecieć na kilka dni do Kijowa. Jeszcze kiedy byłam w Gruzji zdecydowaliśmy, że ten wyjazd odwołamy, ale w związku z zamknięciem granic, przewoźnik musiał anulować lot i zaproponował nam albo zwrot pieniędzy za bilety, albo zmianę terminu podróży. Obawiam się, że ten Kijów nie jest zresztą jedynym miejscem, do którego nie dotrę w powodu pandemii. Na długi weekend majowy mamy rezerwację w Poznaniu. Mieliśmy uczestniczyć w biegu Wings for Life, ale tą imprezę odwołano na całym świecie. Na maj mamy zaplanowany wyjazd do Czech, ale czy dojdzie do skutku? Był też pomysł wyjazdu na południe Włoch, z którego zrezygnowaliśmy. Nie wiem, jak sytuacja się będzie rozwijać, kiedy zostaną otwarte granice, kiedy podróżowanie znów stanie się bezpieczne, więc na razie wszystkie plany muszę zawiesić na kołku.
Zastanawiam się, jak ten kryzys zmieni turystyczną mapę świata. Myślisz, że gdy już sytuacja się unormuje i będziemy mogli bezpiecznie wyjść z domów, wrócimy na utarte szlaki?
Też o tym myślałam i wydaje mi się, że będziemy świadkami sporych zmian. Popularne do niedawna Włochy z pewnością dość długo będą budziły lęk. Myślę, że jeszcze przez pewien czas instynktownie będziemy też unikać dużych miast czy tłumnie obleganych atrakcji turystycznych. Pewnie znajdzie się grupa osób, które latem - o ile będzie już można podróżować - skorzystają z ofert biur podróży, by pojechać do popularnych kurortów np. w Egipcie czy Turcji, ale mam przeczucie, że wiele osób zacznie szukać zupełnie innych destynacji. Jeszcze nie do końca okrytych, odludnych, spokojnych. Takim kierunkiem, który może na tej sytuacji zyskać jest moim zdaniem właśnie Gruzja czy też nasi wschodni sąsiedzi.
Podobnie będzie w Polsce. Sądzę, że docenimy miejsca, które do tej pory omijaliśmy. A naprawdę mamy co odkrywać. Mieszkam w Gdyni, a właściwie za każdym razem, gdy jadę na Kaszuby, czy na bardzo niedoceniane Żuławy, odkrywam fantastyczne miejsca, niezwykłe historie, wspaniałe krajobrazy, ciekawych ludzi. Bo podróże nie muszą być wcale dalekie. Ważne czego w nich doświadczamy.
Kwarantanna to taki czas, który możemy wykorzystać na wiele sposobów. Ja planuję uporządkować zdjęcia z ostatnich 12 lat. Problem polega na tym, że jak tylko otwieram jakiś katalog, to w nim znikam - wspominam, zaczyna szukać informacji, czytam…
Mam to samo (śmiech).
Masz jakieś twórcze pomysły na wykorzystanie kwarantanny, związane z blogiem?
Jasne. Widzę, że ludzie szukają treści, które pomogą im kreatywnie wykorzystać ten czas w domu, więc planuję nadrobić zaległości w lekturze podróżniczej i zaproponować moim czytelnikom fajną literaturę i filmy, żeby mogli choć w ten sposób wyruszyć w ciekawą podróż. Może też uwzględnię fakt, że masowo ruszyliśmy do marketów budowlanych i wrzucę jakiś inspirujący materiał o podróżniczych wnętrzach (śmiech).
A tak na poważnie - mam kilka materiałów z ostatnich wyjazdów, które będę mogła na spokojnie przygotować i wrzucić na bloga. Są w różnych fazach produkcyjnych - zaczęte, niedokończone lub w fazie pomysłu (śmiech). Wiem, że to kiepski czas na publikację takich treści, ale wierzę, że za chwilę, nawet jeśli zostaniemy w domach, będziemy spragnieni materiałów, które przypomną nam, że za jakiś czas sytuacja wróci do normy, a my będziemy mogli znów zacząć planować dalsze i bliższe podróże.
A twoje podróżnicze marzenia to?
O, lista jest tak długa, że nie wiem co odpowiedzieć… Alfabetycznie czy kontynentami (śmiech)? Na pewno północ. Zwłaszcza Islandia. Mam wrażenie, że wszyscy tam już byli, a ja ciągle nie. Zawsze, kiedy oglądam zdjęcia, czytam relacje, aż przebieram nogami, żeby tam w końcu pojechać. Mam w domu dwa "ciepłoluby", więc chłodna północ spotyka się z pewną rezerwą (śmiech), ale wierzę, że jednak ich przekonam. Może zimą skorzystamy z tego, że mamy z Gdańska loty do Tromso i nie tylko zobaczę zorzę polarną, ale też nacieszę się deficytowym u nas śniegiem.
A z podróży, które już odbyłaś, jakie miejsca zrobiły na tobie szczególne wrażenie?
Z pewnością Chiny. Zderzenie z inną kulturą, mentalnością, kuchnią, sposobami komunikacji. Tam wszystko było dla nas nowe, inne, niezwykłe, wymagające zupełnie innego planowania, myślenia. To z pewnością podróż życia. I tysiące anegdot - o jedzeniu, przebukowaniu biletów, o nocnych pociągach i pobudkach organizowanych przez konduktora, który sprzedaje szczoteczki do zębów. Lubię wracać do Chin we wspomnieniach, czasem sama wracam do materiałów z tego wyjazdu na blogu.
Drugim miejscem, do którego mam wyjątkowy sentyment jest Neapol. Zwykle, gdy to mówię, ludzie są zaskoczeni. Twierdzą, że to miasto jest brzydkie, brudne, chaotyczne, nawet niebezpieczne. Faktycznie kiedyś tak było. Ale teraz nie jest już ani brudne, ani mafia po ulicach nie lata. Dla mnie Neapol to słońce, kolory, smaki, radosny bałagan, w którym doskonale się odnajduję.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl