Dominik Szczepański o Czapkinsie: "Ktoś mu ukradł górę. Dla niego była sacrum, a ktoś ją zhańbił"
Himalaiści traktowali go z pobłażaniem, a on za wiecznym uśmiechem skrywał naturę wrażliwca. W końcu zdobył swój wymarzony szczyt – Nangę Parbat, ale przypłacił to życiem. Dominik Szczepański napisał o nim książkę "Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza" w rok po jego tragicznej śmierci. Czy za wcześnie? Pytał podczas spotkania autorskiego.
W styczniu minął rok od akcji ratunkowej spod Nangi Parbat, ośmiotysięcznika, dziewiątego co do wysokości szczytu świata (8126 m n.p.m.) Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza, którzy utknęli na wysokości ponad 7 tys. metrów po zdobyciu "Nagiej góry". Czworo doświadczonych himalaistów, członków polskiej wyprawy na K2: Adam Bielecki, Denis Urubko, Jarosław Botor i Piotr Tomala, mimo fatalnych warunków pogodowych, wyruszyło na pomoc. Francuzkę udało się uratować, niestety Polak na zawsze już pozostał na swojej ukochanej górze.
Spotkania prawdziwe do bólu
- Cały czas nie wiem, czy to dobrze, że moja książka ukazała się tak szybko po śmierci Tomka. Ale właściwie, kiedy jest dobry moment, żeby pisać o osobie, która nagle zginęła? Pół roku czy dwa lata? Nie ma na ten temat żadnych podręczników. Czy lepsze jest uchwycenie emocji, które są jeszcze gorące? A może najpierw powinien porozmawiać z takimi osobami psycholog? A państwo jak myślicie, bo ja wciąż się nad tym zastanawiam – zwrócił się do widowni Dominik Szczepański, dziennikarz, autor biografii o Mackiewiczu podczas 13. Gryfińskiego Festiwalu Miejsc i Podróży Włóczykij.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Z sali Gryfińskiego Domu Kultury rozległy się głosy, że najlepiej pisać na żywo, gdy emocje są świeże, gdy ból jeszcze nie zastygł. – Ale istnieje ryzyko, że przy takim niewielkim dystansie czasowym pojawią się pozytywne głosy, bo nie wypada mówić negatywnie o zmarłym – dopytywał prowadzący spotkanie Przemysław Lewandowski.
– Dla wielu osób, z którymi rozmawiałem, to były pierwsze pogłębione rozmowy o śmierci Tomka – mówił dziennikarz. – Naprawdę nie wiem, kiedy jest dobry czas na pisanie takich książek.
Krzysztof Wielicki: Mackiewicz miał wspaniałą wizję, ale był postrzegany krytycznie
Podczas spotkania autorskiego zdradził, że nie chciał napisać suchej biografii reporterskiej, tylko książkę przygodową, bo dla Tomka życie takie właśnie było. Jedną wielką przygodą.
– Poznaliśmy się w 2013 r. Ale to nie była wielka przyjaźń, spotykaliśmy się 2-3 razy w roku, Tomek opowiadał mi o swoich wyprawach. Czasami dzwonił do mnie i mówił: "Nie mam nic na karcie, oddzwoń do mnie, to sobie pogadamy" i potrafił przez godzinę toczyć dysputy o islamie w Pakistanie. Po czym nagle urywał, rzucał do słuchawki: "No to cześć, nara". Taki był Czapkins – opowiadał Szczepański.
Kiedy go poznał, nie wiedział o jego przeszłości z heroiną i Monarem. W trakcie pracy nad książką poznawał jego kolejne tajemnice, a raczej ciężary, których brzemię potrafiła znieść tylko magiczna Nanga Parbat.
Pakistańczycy go pokochali
Jednak kiedy otrzymał propozycję z wydawnictwa napisania książki o Mackiewiczu, wzbraniał się. Uważał, że to temat dla niego zbyt osobisty. Po przemyśleniu sprawy, podjął się wyzwania. Wiedział, że kluczem do napisania tej historii będą najbliżsi. Bo choć Tomek miał setki znajomych, to tylko najbliżsi wiedzieli, jaki jest naprawdę.
– Pomyślałem, że najważniejsza jest Ania (żona Tomka, z którą spędził 8 lat, wychowywali razem córkę - przyp. red.), ale bałem się do niej zadzwonić, bo obawiałem się, że jest jeszcze za wcześnie. Pojechałem więc do Pakistanu. Dowiedziałem się, że był bardzo lubiany przez tragarzy z pakistańskich wiosek, że siedział z nimi przy ogniskach, traktował zupełnie inaczej niż pozostali wspinacze. Do Polski przyjechałem przerażony, że wróciłem z hagiografią świętego – przyznaje. – I wtedy zadzwoniła do mnie Ania. Ta książka nie powstałaby bez niej. Solska-Mackiewicz przekazała mi jego pamiętniki, rozmowy z Messengera.
Ostatnia wiadomość, którą do niej wysłał brzmiała: "Anulka, jesteśmy na 7300, straszna walka. Jeśli pogoda dopisze - jutro szczyt. Powiadom ludzi. Kocham tak bardzo, że trudno opisać".
– To właśnie Ania powiedziała mi o depresji Tomka, że od lat się z nią zmagał, brał leki, odstawiał na jakiś czas, wciąż chorował – opowiadał Szczepański.
Bo trauma, z którą się borykał, była wciąż żywa.
– Max urodził się żywy, a Xawery martwy. Gdy żona chciała o tym rozmawiać, ten zapadał się w sobie. Wychodził z domu, siedział w warsztacie, byle nie poruszać bolesnego tematu. Kilka takich dramatycznych przeżyć naznaczyło go na całe życie. To było jedno z nich. Drugim był upadek do szczeliny, gdy poleciał 50 metrów w dół. Ten koszmar powracał w jego snach.
– Po co pojechał tam po raz siódmy? Żeby coś sobie udowodnić? Żeby zdobyć Nangę w swoim stylu, żeby pokazać, że nie jest wolnym wspinaczem? Jest rozdarty. Jedzie z inną motywacją niż zwykle. Pisze do Ani, że nie wie, po co tam jedzie, bo w końcu coś zaczęło się układać. Byli w trakcie remontu domu w Irlandii, no i opuszcza ten ciepły, dobry dom. Elisabeth zauważa, że jest nieswój, że nie śmieje się tyle co, zawsze, że nie rozmawiają – zdradza kulisy wyprawy.
Feri - słyszał jej głos
Szczepański opowiadał, że Czapkins podczas swojej piątej wyprawy na Nanga Parbat, a był tam 7 razy, usłyszał legendę od pakistańskich pasterzy o duchu góry - Feri, wróżce, która mieszka na Nanga Parbat i sprowadza na człowieka dobre, jak i złe rzeczy. W pamiętniku, który prowadził, podkreślał, że ten duch na niego oddziaływuje i że zdobędzie tę górę tak jak mu Feri pozwoli. W czystym stylu. Elisabeth wspominała, że kiedy Tomek spadł 50 m w szczelinę, to ponoć słyszał jej głos.
– Bardzo wierzył w to, że na górze ktoś mieszka i prowadzi z nim grę. Tylko nie wiedział, czy jest dobra czy zła. Szukał cały czas swojej duchowej ścieżki. Odrzucił chrześcijaństwo, bliski mu był islam pakistański, ale myślę, że wierzył w energię wszechświata i Nanga była tego emanacją – opowiadał Szczepański.
Czy była dla niego obsesją? Szczepański nie używa tego słowa, pokazuje raczej, że na początku zdobycie Nangi było przygodą dwóch chłopaków (w pierwszych wyprawach towarzyszył mu Marek Klonowski), później stało się celem, a może sensem życia Tomka? Ale robił to w swoim stylu.
– Na początku, kiedy jeszcze nie interesowałem się himalaizmem, wydawało mi się normalne, że ktoś wychodzi w zimie na 21 dni ponad bazę, że zakopuje się w jamie śnieżnej, spędza tam 6 dni, a potem jeszcze podejmuje atak szczytowy. To był najlepszy wynik w zimie, od 16 lat, Tomek przekroczył wtedy 7 tys. m. I nagle okazało się, że himalaizm wcale taki nie jest. A on chciał zdobyć Nangę na swój sposób, swoją techniką. I udało się.
Środowisko podchodzi pobłażliwie
Teraz wspinacze wypowiadają się w sposób pozytywny na jego temat. Wcześniej Czapkinsowi brakowało pozytywnego odzewu ze środowiska.
– Przeszukałem wiele wywiadów i tylko raz Marek Raganowicz na branżowym forum wspinanie.pl pochwalił jego osiągnięcie w 2013 r. Innych słów aprobaty nie było. Raczej był krytykowany, uznawano go za wspinacza wolnego i anarchicznego. Tomka to bolało – tłumaczy pisarz.
Trudnym momentem dla Czapkinsa staje się rok 2016 r. Wtedy Simone Moro ogłasza, że zdobył Nangę.
– Tomek czuje się skrzywdzony, tak, jakby ktoś ukradł mu górę i do tego w sposób, którego on nie pochwala. Moro dołączył do wyprawy, która zaporęczowała całą drogę na szczyt. Tomek uważał, że ktoś skorzystał z pracy innych ludzi. Dla niego to było sacrum, a ktoś je zhańbił.
– Często podkreślał, że w góry przyjeżdżał wykończony psychicznie, na granicy załamania nerwowego i po kilku dniach przebywania w tym środowisku nagle zauważał, że znów może oddychać i zaczyna się uśmiechać. W górach odnajdywał równowagę – twierdzi autor książki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl